Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakłopotanie na cmentarzu

Redakcja
Uroczystość z okazji przyznania Szymonowi Modrzejewskiemu nagrody EUROPA NOSTRA odbędzie się 17 września w kościele pw. św. Bartłomieja w Mogile Fot. Piotr Subik
Uroczystość z okazji przyznania Szymonowi Modrzejewskiemu nagrody EUROPA NOSTRA odbędzie się 17 września w kościele pw. św. Bartłomieja w Mogile Fot. Piotr Subik
ROZMOWA. Przewodniczący Stowarzyszenia "Magurycz" SZYMON MODRZEJEWSKI o ratowaniu starych nekropolii

Uroczystość z okazji przyznania Szymonowi Modrzejewskiemu nagrody EUROPA NOSTRA odbędzie się 17 września w kościele pw. św. Bartłomieja w Mogile Fot. Piotr Subik

- Zaczęło się to dokładnie ćwierć wieku temu, przypadkowo...

- Rzeczywiście, przypadkowo. Nie urodziłem się przecież z takim pomysłem na życie. Miałem 17 lat, spędzałem sporo czasu w Bieszczadach. Słyszałem o Bojkach, widywałem ślady ich życia, ale nie ruszało mnie to. Aż pewnego dnia trafiłem na cmentarz w Berehach Górnych, gdzie dostrzegłem nagrobek Hrycia Buchwaka. Przewrócony, złamany na pół. I może nie ścisnęło mnie za serce, ale wydało mi się, że tak nie powinno być. Zająłem się tym cmentarzem na miarę swoich możliwości, wtedy właściwie żadnych: wyciąłem krzaki, zdarłem mech - i lato się skończyło. Rok później okazało się, że znany krajoznawca Stanisław Kryciński zorganizował w Berehach obóz remontowy, by ratować to, co się jeszcze ratować dało. Obozy nazywały się "Nadsanie", pracowaliśmy wyłącznie w Bieszczadach. Przeniosłem się z Warszawy w góry i zacząłem na cmentarze patrzeć inaczej.

- Potem narodziła się Nieformalna Grupa "Magurycz". A to już inicjatywa Pana, człowieka rodem z Warszawy.

- Inicjatywa była "Stasinka", ale kiedy życie zmusiło go do wycofania się z "Nadsania", pomyślałem sobie, że to nie może się skończyć: 10 lat, tylu ludzi, tyle wysiłku. To byłoby podłe. I tak powstał "Magurycz". Magurycz to góra nad Bartnem koło Gorlic, skąd wydobywano kamień na krzyże, nagrobki, żarna. Remontując kolejne cmentarze, przesuwaliśmy się na zachód: w Beskid Niski. Tak działaliśmy kolejną dekadę, aż w końcu pięć lat temu uświadomiliśmy sobie, że skoro działalność nasza zaczęła się intensyfikować - najpierw był jeden obóz w roku, potem dwa, trzy, cztery - należy założyć stowarzyszenie. Bo mimo że pracujemy za darmo, trzeba mieć pieniądze na paliwo, narzędzia, materiały, bilety, jedzenie, a jako stowarzyszeniu będzie nam je łatwiej zdobywać.

- Obozów odbyło się dotąd kilkadziesiąt, nie tylko w Polsce.

- Tego roku odbył się sześćdziesiąty obóz, z tego dwanaście pierwszych zorganizowano w ramach "Nadsania". Od dobrych paru lat jeździmy na Ukrainę, bo historia obu krajów jest ze sobą powiązana. Podobnie, jak u nas, są tam tereny opuszczone przez rdzennych mieszkańców; mnóstwo starych, zaniedbanych cmentarzy polskich, żydowskich i ukraińskich. Skupiamy się na tym, by pokazać, że nam nie robi różnicy, jaki cmentarz remontujemy: prawosławny czy grekokatolicki. Tak czy tak, to ważna część dziedzic- twa kulturowego. W ogóle staramy się nie kategoryzować nagrobków, bo cmentarz to cała społeczność - są groby właścicieli ziemskich, księży, chłopów, młynarzy, karczmarzy, kowali itd. Remontujemy więc wszystkie po kolei.

- Przez lata byliście jedynymi, którzy wolny czas spędzali na cmentarzach zapomnianych przez Boga i ludzi. Ale po śladach "Magurycza" poszli inni...

- Staramy się nasze doświadczenia eksportować. Jeśli zgłasza się do nas ktoś z prośbą o pomoc, nie odmawiamy. Mamy zaprzyjaźnione Towarzystwo dla Natury i Człowieka z Lublina, które remontuje cmentarze prawosławne i żydowskie na Polesiu. Mamy znajomych z Zagórza, Stowarzyszenie Dziedzictwo Mniejszości Karpackich, które działa w Górach Słonnych. I przez to jest nas coraz więcej.
- No właśnie, ile osób udało Wam się przez te lata zachęcić do pracy w ramach Stowarzyszenia?

- Gdyby zsumować wolontariuszy, którzy byli po kilka razy w roku na obozach, to wychodzi kilka tysięcy osób. Personalnie - to pięciuset ludzi. Legion to nie jest, ale nie jestem również sam. Bywa tak, że na obóz przyjedzie pięć osób, bywa, że piętnaście - nie ma reguły.

- Czy bywało tak, że ktoś was przegonił, wywołał awanturę za to, że prowadzicie prace na cmentarzach?

- Bywało kiedyś tak, że obrzucano nas słowami, których nie warto cytować, a których sens był taki: "Idźcie stąd, Ukraińcy!". Usłyszeliśmy też na kirkucie, że przyjechali potomkowie i będą chcieli coś odzyskać. Miałem też przygodę z księdzem, który poczuł się dotknięty tym, że ktoś na cmentarzu katolickim, który on ma pod swoją opieką, robi coś bez jego wiedzy. Jednak wystarczyło pół godziny, żeby go przekonać, że nie jesteśmy hienami cmentarnymi. Ale przyznam, że od lat nic podobnego się nie dzieje. "Magurycz" to nie idea narodowa czy religijna - są wśród nas ludzie o różnych korzeniach. Chcemy udowodnić, że to wartość, iż cmentarze niosą ze sobą informacje historyczne. Dają pojęcie o spustoszeniu, o tym, co potrafimy sobie zrobić nawzajem.

- Ćwierć wieku to dobry czas na podsumowania. Ile udało się wam naprawić tego, co zniszczyli człowiek, czas, przyroda?

- Cmentarzy było grubo ponad sto; ok. 1600 nagrobków, krzyży i kapliczek przydrożnych. Odbudowywaliśmy kaplice w Balnicy i Rajskiem w Bieszczadach. Oprócz tego odsłoniliśmy wiele miejsc po cerkwiach, co nie oznacza, że są one równie czytelne, jak np. 10 lat temu. Bo bieżącej opieki nad tym, co remontujemy, nie jesteśmy w stanie roztaczać. Coraz silniej więc zabiegamy o to, żeby ktoś po nas je utrzymywał. To wymaga permanentnego działania, wciągamy w to coraz więcej lokalnych społeczności. I choć kiedyś spotykaliśmy się z ignorancją, teraz częściej zdarza się, że miejscowi czują się zakłopotani, kiedy porządkować ich cmentarz przyjeżdżają ludzie z zewnątrz.

- I za to, co robicie otrzymał Pan od federacji stowarzyszeń działających dla zachowania dziedzictwa kulturowego Starego Kontynentu nagrodę EUROPA NOSTRA. To powód do dumy?

- Tak naprawdę nagrodę powinno dostać stowarzyszenie, a nie ja, bo to nagroda dla wszystkich wolontariuszy. Jakby nas było stać, to byśmy pojechali po nią do Amsterdamu autokarem. Choć mój brat Filip mówił: "Szymon, skoro jesteś punkowcem, to nie powinieneś tej nagrody odbierać!". Ale pomyślałem sobie, że to byłoby nie fair wobec innych osób zaangażowanych w działalność "Magurycza".

- To, jak sądzę, nie koniec zaangażowania "Magurycza"?

- Mamy dużo do zrobienia, nie zamierzamy ustawać. Mam nadzieję, że nagroda przełoży się na to, iż z niektórymi będzie nam łatwiej rozmawiać o funduszach. Chociaż, nawet jeśli nie udaje się nam ich pozyskać, nie rezygnujemy. Tego roku na kirkucie w Baligrodzie byliśmy po raz szósty nie mając pieniędzy na obóz i żyliśmy głównie z datków turystów. Teraz chcielibyśmy popracować w bliższej czy dalszej Europie. Myśleliśmy niedawno o Chorwacji; tam też są piękne cmentarze i też zaniedbane. A w Polsce zatoczyliśmy kółko - znów wracamy w Bieszczady. Ale nie zamierzamy porzucać ani Beskidu Niskiego, ani Bieszczadów, ani Pogórzy; to nadal dla nas najważniejszy teren działania.

Rozmawiał PIOTR SUBIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski