Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Druga Kurtyna Siemiradzkiego

Redakcja
Etymologia nazwy

Dominika Ćosić

O tym, że w Krakowie są dwie kurtyny Siemiradzkiego, dowiedziałam się dwa lata temu. Pierwsza, jak powszechnie wiadomo, wisi dostojnie w Teatrze Słowackiego, druga natomiast składa się z kilku par dziwacznych okularów przeciwsłonecznych, jeszcze dziwniejszych kapeluszy i peruk, eklektycznych strojów i pięciu dobrze bawiących się mężczyzn. To grupa rockowych aktorów krakowskich, nosząca nazwę: Kurtyna Siemiradzkiego. Tworzy ją pięciu panów: Maurycy Polaski, Max Szelęgiewicz, Grzegorz Łukawski, Piotr Pilitowicz i Jacek Wojciechowski. Grają standardy rockowe zagraniczne i polskie.

Etymologia nazwy

     Panowie szybko rozwiali moje hipotezy dotyczące historii powstania nazwy zespołu. Nie pochodzi więc ona od tamtej kurtyny i tym samym nie jest hołdem złożonym Teatrowi Słowackiemu (aczkolwiek jest w tym ziarenko prawdy). Niewiele ma też wspólnego z jakąkolwiek inną kurtyną teatralną. Autorem nazwy jest również aktor Rafał Dziwisz.
     Oto oficjalna, krótka historia nazwy: - Mieliśmy prawdziwą burzę mózgów, wymyślając nazwę, która by nas określała i jednocześnie była niebanalna. Padały różne propozycje - The Holoubeks, Aktorsi itd. W końcu, w bufecie z pomocą przyszedł nam Rafał, który po prostu wymyślił Kurtynę - wspominają. Tu można wyjawić, iż największym marzeniem zespołu jest koncert przed Kurtyną Siemiradzkiego, tym razem tą z Teatru Słowackiego.

Prapoczątki, czyli jak hartowała się stal

     Pierwszy koncert Kurtyny odbył się na II Raucie Aktorskim, w marcu 1997. Ale mówiąc o prawdziwych początkach, trzeba cofnąć się jeszcze dalej, do poprzedniego rautu, na którym atmosfera ożywiła się dopiero wtedy, gdy Jacek Wójcicki spontanicznie zaczął podśpiewywać swoją ulubioną Abbę. I to było to.
     - Dwa miesiące przed rautem padł pomysł, by na nim zagrać. Kolega nasz, Wojtek Szawul, będąc instruktorem k.o., zaproponował, że użyczy nam sali w domu kultury i w dodatku nauczy nas grać na różnych instrumentach. Inicjatywa była spontaniczna. Początkowo w grupie grało czterech panów, wkrótce doszedł jednak jeszcze piąty pan i pani na dokładkę. Szybko jednak ustalono, że zespół powinien być w stu procentach męski i pani odeszła w innym kierunku. Kostiumy sami dobierają, przy pomocy i sugestii narzeczonych, matek, żon i kochanek. Pierwsze sceniczne kostiumy wykonała im Ania Smolicka z galerii "Proscenium".

Kto jest kto

     Kurtyna nie ma lidera - wedle zapewnień panuje tu pełna demokracja, nawet zyski dzielone są po równo.      Zespół jest pięcioosobowy i tworzą go:
     Jacek Wojciechowski - gra na gitarze, a również i śpiewa. Jak sam twierdzi, jest najstarszym członkiem grupy. Po studiach na krakowskiej PWST przez dwa sezony pracował w Teatrze Stu, po czym spędził kilka lat na emigracji w Stanach, gdzie dorobił się własnego lokalu o wdzięcznej nazwie "Cafe Lura". (Bar ten dobrze jest znany polskim artystom koncertującym dla polonusów). Od 1992 pracuje w Teatrze Ludowym.
     Max Szelęgiewicz- Nie jestem aktorem, lecz instruktorem k.o. - kierownikiem klubu kultury, tego samego, w którym wspomniany już Wojciech Szawul prowadzi zespół aktorski - _powtarza. Maks dla odmiany zajmuje się edukacją muzyczną dzieci. Muzyk to najbardziej doświadczony z Kurtyny, występował z różnymi grupami i solistami, m.in. z Robertem Kasprzyckim, któremu towarzyszył jako gitarzysta basowy. W Kurtynie gra na gitarze.
     Piotr Pilitowski - to twarz znana z reklam telewizyjnych - wygrywa prawie każdy casting, w którym bierze udział - i jednocześnie najbardziej enigmatyczny członek grupy. Na co dzień aktor, a nie aktorka, jak usiłował mi bezskutecznie wmówić, Teatru Ludowego.
- Perkusistą jestem od dwóch lat, uczę się, i póki mi się nie znudzi, będę się grania na perkusji uczyć dalej. Oficjalnie przyznaje się do swojego wieku - ma dokładnie 33 lata.
     Grzegorz Łukawski - również aktor, lecz Teatru Słowackiego.
- Już piąty sezon jestem w tym samym teatrze, co będzie dalej - zobaczymy - _stwierdza. W Kurtynie jest basistą. Telewidzom powinien być dobrze znany, z roli Filipa w "Matkach, żonach, kochankach" (dla przypomnienia, Filip to luby bohaterki kreowanej przez Elżbietę Zającównę).
     Maurycy Polaski - również aktor i również wyedukowany w krakowskiej PWST, słowem - magister sztuki. Dumnie powtarza, że nigdy nie był na etacie i tym samym służy za żywy przykład twierdzenia, że aktor może wyżyć nie dorabiając, a nie zarabiając. Niegdyś w "Spotkaniach z balladą", obecnie w "Kabarecie pod Wyrwigroszem". W Kurtynie gra na klawiszach i śpiewa, jest też autorem dwóch kompozycji made in Kurtyna Siemiradzkiego.

Samograje

     Przyznają się bez bicia, iż są muzycznymi amatorami. Zdają sobie sprawę, że grają muzykę "łatwą, lekką i przyjemną". Jednak się to zmienia. Początkowo Kurtyna wybierając repertuar szła po najmniejszej linii oporu, dobierając repertuar według własnych umiejętności i tym samym decydując się na utwory łatwe. Teraz poprzeczka poszła w górę i panowie starają się podołać i trudnemu materiałowi. Dalej jednak nie mają instruktora, nikt ich nie szkoli. Za najbardziej wyedukowanego muzycznie powszechnie uważany jest Maks, który "przez całe życie grał".

Co jest grane

     Mają, jak dotąd, 35 opracowanych utworów w repertuarze. Wykonują standardy rockowe - od Jimmy’ego Hendriksa, The Doors’ przez węgierską Omegę i bośniackie Bijelo Dugme. Mogą się też poszczycić dwiema własnymi kompozycjami - "Hamlet inaczej" i "Kurtyna". Ich autorem jest Maurycy Polaski. Te dwie piosenki wykonują jednak tylko okazjonalnie. - Ludzie lubią muzykę, którą słyszą po raz drugi, dlatego więc wykonujemy covery.

Koncert teatralny

     Kurtyna ma na swoim koncie występy teatralne - w sztuce "Koniec wieku", w Teatrze Ludowym. Druga część spektaklu poświęcona była końcowi XX wieku. W tej części znalazła się muzyka rockowa plus teksty "Missa Pagana" Edwarda Stachury, wszystko to w wykonaniu oczywiście Kurtyny. Sztuka miała szalone powodzenie, wystawiana była aż... siedem razy.

Kariera

     - Nie chcemy robić kariery. Naprawdę nam na tym nie zależy - zgodnie zapewnia mnie tych pięciu mężczyzn. - Nasza "kariera" i promocja wygląda tak, że ktoś, kto nas usłyszał, poleca nas następnie innym itd. Odbywa się więc to niemalże za pomocą "dystrybucji sieciowej"...
     Przymierzaliśmy się do tego, by w studio nagraniowym zarejestrować kilka utworów. Jak na razie udało nam się nagrać dwie piosenki - "You realy got me" oraz podarowaną im przez Krzyszofa Szwajgiera kompozycję, do słów Tetmajera "Człowiecze z końca wieku", pochodzącą zresztą ze spektaklu. Kurtyna nadała jej jednak ostre, psychodeliczne brzmienie.
     Dla uproszczenia mówi się o nich czasami "wydarzenie towarzyskie", co ma jednak tylko jednorazowy sens. - _Nasze granie z biegiem czasu jest rzeczywiście coraz lepsze.__Nie zagryzamy palców i nie upieramy się, że zależy nam na świetlanej przyszłości i muzycznej karierze. Bo ta kariera niosłaby za sobą konieczność kompromisów. A tego nie chcemy. Nam wystarczą kompromisy, które zawieramy między sobą - _mówią.

Szkoła przetrwania

     Za tego typu przeżycie można uznać ich udział w ubiegłorocznej Inwazji Mocy. Zanim zdecydowali się na to przedsięwzięcie, nasłuchali się ponurych opowieści o wielotygodniowych trasach koncertowych. W końcu sami przekonali się, jak wygląda życie w małej, 200-osobowej społeczności, na placu otoczonym opłotkami i ochroniarzami, jeżdżąc od miasta do miasta. Zastanawiali się, kiedy wybuchną pierwsze konflikty, każdy przecież ma swój charakter, a nawet charakterek. Okazało się, że można przeżyć, ale tylko wtedy, kiedy każdy zbuduje wokół siebie prywatny płotek. Wówczas można wytrzymać w tym samym składzie dwa miesiące. - To wielkie doświadczenie, dobre jako trening - obliczyliśmy, że podczas Inwazji mieliśmy 62 pełne, teatralne, 4-godzinne próby. Dobrze nam to zrobiło. Trening zaiste czyni mistrza.

Od Bałtyku po gór szczyty - gdzie i dla kogo?

     Gdy ustalają repertuar, głównym kryterium jest kwestia dla kogo będą grać. Gdy ma to być szalejąca rockandrollowa publiczność - zagrają ostre, rockowe kawałki. Do tańca najlepsze są zaś ballady.
     Niedawno grali na placu Wolnica - publiczność była wypadkową staruszek, matek z wózkami i okolicznych pijaczków, gdyż impreza z założenia miała rodzinny charakter. Kurtynie zdarzyło się zagrać koncert dla 3 osób - w Solvayu; wystąpić na weselu - nie byle gdzie, bo w samej stolicy; na festynie wyborczym w jednej z wsi. Zagrali też dla blisko 100 tysięcy osób - podczas Inwazji Mocy. Na żywo grali muzykę do filmu. Zdarzały się koncerty na eleganckich, elitarnych rautach. - Potrafimy się dogadać z każdym - i z wyfraczoną publicznością, i menelami z Kazimierza, i z dziećmi...

Sens istnienia

     I tu dochodzimy do kwestii najważniejszej, czyli koncepcji filozoficznej Kurtyny. - Nasza filozofia istnienia jest prosta - reagować i współdziałać z publicznością. Razem z nią się bawić. Nie bez powodu też koncerty zespołu uważane są za swego rodzaju happeningi, gdzie dużo zależy od publiczności. Jaka ona jest, taki też jest koncert. Tu nie ma wyrachowania. Jest natomiast autentyczność i szczerość.

Dementi

     Na koniec, w imieniu Kurtyny Siemiradzkiego można ogłosić, że grupa - przynajmniej na razie - nie zostanie rozwiązana. Bo się lubią. I lubią muzykę, która jest ich hobby. A rezygnować z hobby? To przecież nie ma sensu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski