Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŚMIERĆ TOWARZYSZYŁA MU ZAWSZE

Redakcja
TADEUSZ NYCZEK, krytyk, współtwórca galerii Inny Świat: - Dla mnie to jest niepojęte. Beksiński, którego znałem przez lat 40, był człowiekiem, który zaplanował i technicznie zabezpieczył sobie wszystko: mieszkanie, rozwiązanie problemów, jakie wynikną, gdy będzie stary i niesprawny. Prawie nie wychodził z domu. Nie miał wrogów. Świat był dla niego dodatkiem do malarstwa. Śmierć towarzyszyła mu zawsze, była tym, ku czemu zmierza wszystko, co żyje, od momentu narodzin. Jego pesymizm był absolutny. Niemniej ta śmierć nie mieści się w systemie filozoficznym Beksińskiego. Ani w żadnym. Jest poza granicami rozsądku.

   LECH WYSOCKI, Stowarzyszenie "Wielkie Serce" w Krakowie: - Jesteśmy wstrząśnięci. Zdzisław Beksiński był wielkim artystą, ale dla nas to przede wszystkim dobry, sympatyczny, pełen ciepła człowiek, który nigdy nie odmówił pomocy naszym podopiecznym, dzieciom specjalnej troski. Co roku otrzymywaliśmy jego obraz na kolejne aukcje na rzecz wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 w Krakowie. Wystarczył jeden telefon, że zbliża się aukcja; odpowiadał, żeby przyjechać po obraz, ustalaliśmy termin odbioru. Ci z nas, którzy jeździli do Warszawy, nie do końca zgadzają się z obiegowym wizerunkiem Beksińskiego jako milczącego odludka, przeciwnie - poznali go jako człowieka otwartego, z sercem. Nie możemy pogodzić się z tą śmiercią, a tym bardziej z jej okolicznościami.
   JERZY MADEYSKI, historyk sztuki, krytyk: - Zaczynając od początku, należałoby wydobyć z pamięci wizerunek młodego fotografa z Sanoka, który włączył się do awangardy i zaczął robić w blasze rodzaj sztuki materii, trochę kubizował. Potem, ku naszej irytacji, zdradził awangardę: zaczął malować obrazy figuratywne. Pozostało mu widzenie fotograficzne: widział światłocieniem, nie kolorem. Nie czuł i nie używał koloru; najlepiej czuł się w monochromach szaro-błękitnych, czasem sepiowych, niekiedy stawiał jakąś czerwoną dominantę. Później zaczął tworzyć swoje makabryczne wizje po końcu świata - żadnej żywej postaci, butwiejące całuny, kościotrupy, często w erotycznych pozach; symbolika niemal gotycka. Złościło mnie wtedy, że to takie straszne - i takie śliczne, że okropność wyobrażeń podaje w eleganckiej, urodziwej formie. Potem zaczęły się paryskie triumfy - i jego outsiderstwo stało się jakoś dostrzegalnie potrzebne w pejzażu sztuki polskiej. Nagle, parę lat temu stał się pełnokrwistym malarzem; to, co widziałem w Warszawie, te lecące gołębie w różach, w błękitach bynajmniej nie cukierkowych, to było jakby orymowany przez obsesje człowiek nagle z nich wyszedł na świat znakomity w barwie. Jaki był Beksiński? Odejście do figuracji wymagało determinacji, zerwania z profesjonalnymi awangardystami, którzy byli dlań ważni. Z perspektywy czasu lepiej widać, że do podejmowania takich decyzji trzeba mieć charakter.
   JAN KANTY PAWLUŚKIEWICZ, kompozytor i malarz: - Odszedł jeden z największych malarzy. Zapanował smutek w malarstwie.
   Byłem wielbicielem sztuki Beksińskiego. Jego malarstwo było niesłychanie oryginalne. Był wielkim samotnikiem - nie w kwestiach towarzyskich, ale estetycznych.
   We współczesnej sztuce nie ma artysty, który mógłby zastąpić zmarłego tragicznie Beksińskiego.
   EDWARD DWURNIK, malarz:**- Dramatyczne okoliczności jego śmierci w pewien sposób przypominają aurę jego sztuki. Gdy rano usłyszałem informację o okolicznościach śmierci Beksińskiego, przeleciała mi przez głowę myśl, że to jakiś makabryczny żart, tak bardzo zabójstwo nożem pasowało do aury jego twórczości. Przez chwilę pomyślałem, że może Beksiński sam zaaranżował zabójstwo, aby ukryć samobójstwo.
   
Beksiński wcześnie zaczął badać mroczne rejony ludzkiej wyobraźni. Tematem jego sztuki były ciemne tajemnice, śmierć, dramat. Nigdy nie przepadałem za jego sztuką.
   
Była bardzo popularna, choć Beksiński nigdy nie zajmował w historii polskiego malarstwa miejsca pierwszoplanowego. Był raczej jednym z samotników sztuki, takich jak Henryk Waniek, Duda-Gracz, Starowieyski.
   
JANUSZ SZUBER, sanoczanin, poeta: - W chwili, gdy dowiedziałem się, że nie żyje, przypomniała mi się seria zdjęć wykonana przez nieżyjącego już przyjaciela w moim mieszkaniu, jeszcze przy ulicy Sienkiewicza, bodajże w 1999 r. Na tych zdjęciach jest właśnie Beksiński, historyk Romuald Biskupski i ja. Jesteśmy roześmiani od ucha do ucha. Takim był właśnie Zdzisław Beksiński, z uśmiechniętą twarzą misia, rozmawiający o wszystkim, bez żadnych głębi filozoficznych. Dla kogoś, kto znał Beksińskiego jako malarza, poprzez jego twórczość, obrazy, mógł kojarzyć się z gotycyzmem. Prywatnie był zupełnie inny. To był uśmiechnięty miś. Nie pił kawy, herbaty, tylko coca-colę i zagryzał chipsami. Pamiętam takie spotkanie w Czarnej po promocji drugiego tomu jego malarstwa wydanego przez BOSZ. Był wtedy również Wiesław Ochman. Nie było w ośrodku wypoczynkowym coca-coli i Beksiński z kwaśną miną pił bardzo dobre wino. Nikt nie wiedział, że tak wielki, znany malarz bezskutecznie poszukiwał plebejskiego napoju.
   
WOJCIECH KRUKOWSKI, dyrektor warszawskiego Centrum Sztuki Współczesnej: - Sztuka Beksińskiego była specyficzna, bardzo osobista, trudna do jednoznacznego określenia. W głównej mierze rozwijała się poza obszar zainteresowań krytyków sztuki najnowszej.**(AN, BH, PAP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski