Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy kultura musi bać się słowa konkurencja

UJ
FOT. ANDRZEJ BANAŚ
FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Krzysztof Markiel, dyrektor Departamentu Kultury Urzędu Marszałowskiego, zaproponował niedawno, by instytucje kultury mogły być zarządzanie podobnie do spółek prawa handlowego. Wraz z Instytutem Kultury UJ i Fundacją dla Modrzejewskiej oraz ze Stanisławem Dziedzicem, dyrektorem Wydziału Kultury Urzędu Miasta Krakowa zaprosiliśmy go na debatę w tej sprawie.

FOT. ANDRZEJ BANAŚ

 

***

- Pytanie do Krzysztofa Markiela - przedstawił Pan niedawno wizję, w której instytucje publiczne mogłyby funkcjonować na takich zasadach, jak spółki prawa handlowego. Czy chce Pan prywatyzować kulturę?

Krzysztof Markiel: - Nie, nie zamierzam prywatyzować kultury! Dla mnie kultura to wszystko, co przyczynia się pozytywnie do rozwoju człowieka. Kultura przejawia się w spojrzeniu na rzeczy, rozumieniu świata, refleksji, analizie, wyrażaniu siebie, kreacji, wytworach wyobraźni, intelektu, ducha, świadomości siebie i swojej roli w świecie, komunikowaniu się, dialogu a także w rozwoju osobistym i odnajdywaniu się w świecie. Kłopot, który mamy, to fakt że zaczynamy stawiać się pod ścianą. Mam wrażenie, że od lat poruszamy się w dziwnym kanale. Sami ukształtowaliśmy sobie nie do końca wydolny formalno-prawny ustrój dla wielkiego sektora, jakim jest kultura. A jej istoty, sensu kultury nie da się zamknąć tylko w jednej, instytucjonalnej formie organizacyjnej. Histerycznie tkwimy w historyzmie modeli instytucjonalnych. Zwłaszcza, jeżeli nawet wystrzegamy się pojęcia "przedsiębiorstwo" w określeniu instytucji kultury, mimo, że formalnie właśnie instytucje działają tak, jak przedsiębiorstwa ale nie mogą i nie korzystają w pełni z możliwości, jakie stwarza ten model organizacyjny. Takie podejście to coś niezwykle ograniczającego i przeszkadzającego. Ale też już teraz działalność w sferze kultury można prowadzić w formie spółki prawa handlowego.

Cierpimy na kryzys formy, która nas krępuje. Miałem okazję spotkać człowieka z innej części Europy, pracował w "departamencie rozwoju osobistego". On się nie zajmował instytucjami kultury, nie zastanawiał się, czy ważna jest instytucja publiczna, prywatna, pozarządowa, te pojęcia nie były dla niego ważne. Powiedział mi: "zajmujcie się celem i istotą kultury, a nie strukturami, często ułomnymi". Pracujmy i myślmy więcej o tym, jaki jest wpływ programów kulturalnych na przykład na takie aspekty społeczne, jak: ciekawość poznawcza, motywacja do aktywności, samoocena, poczucie sensu życia. A nie zajmujmy się przede wszystkim redystrybucją ograniczonych finansów publicznych na działalność dla publicznych instytucji kultury.

W wielu środowiskach dyskutuje się nad zagadnieniem kryzysu formalnych instytucji kultury, który może bierze się z tego, że się zapętliliśmy. Używamy tych samych słów, pojęć, ustaw sprzed 20 lat. I tak w kółko tańczymy, nie widząc wiele więcej albo dostrzegając, że chodzi o coś więcej ... A życie wkoło pełne jest treści kultury, utalentowanych twórców, poszukujących znaczeń inteligentnych ludzi, wymagających kompetentnych form i treści edukacji oraz przedsiębiorczych ludzi. To przedsiębiorczość intelektualna. To społeczeństwo wiedzy. Zapewniamy zatem, także z budżetu publicznego, warunki dla kreatorów zdarzeń, uprawiania twórczości.

- To znaczy, że instytucje publiczne nie są potrzebne?
Stanisław Dziedzic: - W Krakowie, gdzie wielki przemysł, będący do niedawna jeszcze znaczącym źródłem utrzymania mieszkańców miasta i okolic, praktycznie nie istnieje, głównym źródłem dochodów staje się szeroko pojęta kultura, w tym ogromny potencjał unikatowego w skali światowej dziedzictwa oraz związana z nimi turystyka. To właśnie turystyka, w ostatnim dziesięcioleciu w skali dotąd nie notowanej, jest probierzem rozwoju hotelarstwa, gastronomii, przemysłu pamiątkarskiego i innych usług. Według badań turyści w ostatnich latach pozostawiają w Krakowie ok. 3-3,5 mld złotych rocznie. Ważną rolę, nie tylko zresztą w tym względzie, spełnia bogata oferta kulturalna krakowskich instytucji kultury, organizacji pozarządowych i środowisk artystycznych. Kraków stał się w skali światowej miastem bardzo atrakcyjnym, nie tylko z powodu z pietyzmem odnawianego dziedzictwa kultury materialnej, ale także profesjonalnej i atrakcyjnej oferty artystycznej(w tym głośnych festiwali czy cyklu "Krakowskie Noce"). Ogromną rolę w przygotowaniu takiej oferty spełniają publiczne instytucje kultury: państwowe i samorządowe. Wysoce cenną w tym względzie jest aktywność i możliwości twórcze krakowskich środowisk artystycznych, bez udziału i kreatywności których oferta ta byłaby ułomna i uboga.

Misja publicznych instytucji kultury jest szczególna i wieloraka. Nie mogłaby być realizowana na pożądanym poziomie bez dotacji ze strony organizatorów. Oferta publicznych instytucji kultury powinna gwarantować jakość.

Dopóki w Polsce nie rozwiniemy sponsoringu prywatnego, a odpisy podatkowe będą realizowane na tych zasadach co dzisiaj, a więc niekorzystnie dla pozyskiwania środków, mecenat państwa i samorządu jest niezbędny. Podobnie jak funkcjonuje to w cywilizowanych krajach europejskich.

- Dyrektorzy teatrów w Krakowie mówią, że brakuje zasad regulujących to, co dzieje się w Krakowie. Każda instytucja może robić to, co jej się podoba, z czego wynika chaos i brak jasnych reguł.

KM: - Super, że tak jest. Nie popadajmy w amok. Po co ludzie tworzą kulturę? Kto jest ważniejszy? Twórca i dzieło, a nie forma. I nie superwizor i regulator reglamentujący. Jeśli kultura ma sprawiać, że będziemy stawać się lepszymi ludźmi, nie pomogą temu rozbudowane reguły ale raczej stwarzanie możliwości. Sztuka, która jest trzymana na uwięzi, musi tracić. Tam, gdzie wprowadza się nadmiar reguły, środowiska artystyczne czują się skrępowane.

SD: - Już sam fakt, że w przypadku Krakowa mamy do czynienia z publicznymi instytucjami kultury - państwowymi, regionalnymi i miejskimi, nie służy integracji działań. Skoro jest tylu organizatorów, próby koordynacji i współdziałania artystycznego leżą bardziej w gestii dyrektorów tych instytucji niż urzędów. Ale wiele takich poczynań integrujących jest praktykowanych z dużymi sukcesami. Więcej możliwości w tym zakresie mają - jak już wspomniałem - sami dyrektorzy, którzy jednoosobowo ponoszą odpowiedzialność za sprawne funkcjonowanie i ofertę w swoich instytucjach, ale zgodnie z podpisanymi umowami z urzędami założycielskimi. Żaden urząd nie może być cenzorem działań artystycznych. Powinniśmy się włączać (jako organ założycielski) wtedy, gdy dochodzi do poważniejszych nieprawidłowości i nadużyć, w tym odstępstw od uzgodnionej w umowie linii programowej. Praktyka weryfikuje zasadność wyborów i skuteczność działań.
Nasze gminne teatry cieszą się najwyższymi w skali kraju wskaźnikami frekwencji, na zakup biletu na niektóre spektakle trzeba czasem czekać po kilka miesięcy. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, które w ostatnim dziesięcioleciu otwarło kilka nowych oddziałów, znacząco, w tempie bodaj najwyższym w skali kraju, zwiększyło frekwencję i przychody. O ile w 2004 roku odwiedziło je ok. 80 tys. osób, w 2012 roku aż 950 tys. (podobnie w 2013 roku - 942.171 osób). Rzecz dotyczy nie tylko cieszących się ogromną popularnością Podziemi Rynku czy Fabryki "Emalia" (zwanej Fabryką Schindlera) ale i innych zmodernizowanych oddziałów. Jest to dziś czwarte z najczęściej odwiedzanych muzeów w Polsce. Warto dodać, że muzeum - jako jedyna instytucja kultury w Polsce - zostało docenione przez sektor biznesu: znalazło się wśród Diamentów na liście "Forbesa" (ranking przedsiębiorstw 2012). A więc niekoniecznie chaos, ale też świadomość konieczności, usprawnień, nawet zmian i niemały profesjonalizm.

KM: - Wróćmy do fundamentalnego pytania: po co to wszystko?! Jaką mamy misję?! Tu może zdarzać się, że właśnie w tym jest problem - wtedy, kiedy często nie jesteśmy w stanie sformułować tego, co w instytucjach kultury jest najważniejsze. Znalazłem wizję, którą kiedyś spisał Ford: "sprawić, by samochód stał się dobrem powszechnym". To było ponad 100 lat temu a teraz widzimy, że oni to osiągnęli. Boeing postanowił wprowadzić świat w epokę odrzutowców. Też się udało. Wizja i misja to coś, co przekracza doraźny horyzont niemożności. I dla tych celów, inspirując się marzeniami, stale zmienia się modele organizacyjne.

Problem tkwi w tym, że przecież świat, w którym żyjemy, jest niezwykle dynamiczny, rzeczywistość jest zupełnie inna, niż kilka lat temu. Świat pełen konkurencji nie znosi monopoli, a tymczasem za bardzo monopolizujemy pojmowanie kultury ograniczając ją nader często zbyt mocno do formuł instytucjonalnych a tym samym nakazując zauważać przede wszystkim problemy natury organizacyjnej.

Zastanawiałem się, jaki model mógłby zostać przyjęty dla funkcjonowania kultury. Uznałem, że najważniejsza jest treść, wolna, pozbawiona kontroli z ambitnym przesłaniem i etosem, nie hołdującym ani komercyjnym potrzebom rynku ani trwaniu dla trwania w spokoju. Często, zwłaszcza młodzi ludzie odrzucają dziś formułę teatru zamkniętego w barokowym wnętrzu, nie przyswajają takich treści, bo według nich czasy się zmieniły. Ludzie ci poruszają się w innym medium, innej technologii, kreują światy równoległe, przenikające się, dyskutują ze wszystkim i ze sobą. Dobrze, że tak jest i nie ma powodów do lamentowania. Za to są powody do myślenia i działania. Tak wykreowaliśmy ideę Małopolskiego Ogrodu Sztuki w Krakowie.

- Ale technologia wymaga środków, których często w kulturze brakuje.

KM: - Nie możemy tylko ustawicznie biadolić, że jest mało pieniędzy. Środków przybywa. Prosta statystka: samorządy w Polsce, łącznie z wydatkami na nowe obiekty i modernizację starych miejsc służących spotkaniu i uczestnictwu w kulturze, na ich utrzymanie i programową ofertę w skali ostatnich 10 lat zwiększyły wydatki na kulturę co najmniej o 400 procent. W województwie małopolskim skala samych inwestycji w ostatnich latach to setki milionów złotych. To powód do dumy ze wskazaniem, że można i że warto! Kiedy ich przybywa? Gdy pojawia się akceptacja społeczna. Tak, jak dla budowy dróg, modernizacji szpitali itp. Instytucje powinny zadbać o społeczną legitymizację, pokazują , że warto im przekazywać nasze, czyli publiczne pieniądze. I robią to! Dołożyć, nie tylko ze środków państwowych, ale jednocześnie próbując pozyskać środki z prywatnego biznesu. I tutaj natrafiają na poważne ograniczenia natury formalnej.
Dlatego sądzę, że mogłaby pojawić się autentyczna programowa konkurencja w rywalizacji o środki publiczne. Dzięki temu po prostu byłoby lepiej.

SD: - Trudno przecenić rangę i znaczenie nowych technologii w nowoczesnych instytucjach kultury. Wyobraźmy sobie Rynek Podziemny, Muzeum Inżynierii Miejskiej czy krakowskie biblioteki bez nowych technologii. Byłby to czysty skansen, nie wzbudzający szerszego zainteresowania. Instytucje kultury muszą wychodzić programowo i wizerunkowo naprzeciw tak pojętym wymogom. To wiąże się koniecznością poważnych nakładów inwestycyjnych. Nie twierdzę, że środki, które dostajemy na kulturę nas wszystkich zadowalają. To byłaby nieprawda. Ale nie jest tak, że brakuje możliwości.

- Czyli popieracie Panowie konkurencyjność w sferze kultury?

SD: - W ostatnich kilkunastu latach władze państwowe zdecydowanie niedoszacowują kosztów związanych z edukacją i w konsekwencji samorządy zmuszane są ze swych budżetów sporo dopłacać do nazbyt skąpych ministerialnych subwencji.

Dopiero dyskusja dotycząca Narodowego Funduszu Odnowy Zabytków Krakowa odsłoniła, jak niewielkie środki z budżetu państwa, bo ok. 80 mln. złotych, przeznaczane są na ochronę dziedzictwa kultury materialnej w skali całego kraju (kwota ta nie obejmuje tego Funduszu). Narodowy Fundusz, jedyny w swoim rodzaju w skali kraju, jest wielkim dobrem dla ratowania zabytków Krakowa. W ostatnich latach z budżetu państwa, poprzez Kancelarię Prezydenta, Społeczny Komitet Odnowy Zabytków otrzymywał ok. 40 mln. zł rocznie (wcześniej były to kwoty znacznie mniejsze). Ale Kraków w ramach tzw. "Janosikowego" corocznie zmuszony jest przekazywać około 62 mln. zł do budżetu państwa. Czy to ma związek z konkurencyjnością? Ma, bo rzecz dotyczy jedynego z takim bogactwem dziedzictwa materialnego miasta w skali kraju.

Pragnę zaznaczyć: nie jestem przeciwny stworzeniu systemowego wspierania tzw. miast historycznych, czy pomników historii, ale z zachowaniem właściwych proporcji. Myślę, że dodatkowe środki na tak pojęte zadania nie stanowiłyby problemu w budżecie państwa.

Nie jesteśmy jako kraj, zwłaszcza w ostatnich latach, w łatwej sytuacji finansowej. Światowy kryzys ekonomiczny dotyczy także Polski i samorządów terytorialnych.

Gdybyśmy jako Kraków posiadali jednak dwa razy więcej środków na wspieranie inicjatyw organizacji pozarządowych, zdecydowanie ułatwiłoby to tworzenie ambitnej i oczekiwanej oferty oraz dóbr kultury, a także poprawiło warunki pracy wybitnych artystów. A przecież to nie są wielkie kwoty. Wierzę, że uda się te środki zwiększyć w najbliższych już latach.

KM: - Chciałbym, aby strategia rozwoju metropolitalnego Krakowa brzmiała na przykład tak, tak jak Barcelony, i to napisana w 2001 roku: "Generować, przyciągać i zatrzymywać talenty". A nie "dotować, utrzymywać, sprawdzać, kontrolować, podpisywać umowy, rozliczać". Tam nikt nie pisał o instytucjach, a pokazał, że zależy mu na ludziach. Upominam się zatem o twórców, o architektów, projektantów, ludzi tworzących nowe technologie, historyków sztuki, konserwatorów. To Oni są także częścią kultury - i to ważną, bo niezwykle kreatywną. Nie same byty instytucjonalne.
- Czyli powinno się zrównać prawa instytucji i organizacji pozarządowych do konkurowania o te same środki publiczne?

KM: - Nazwałbym to rozbijaniem monopolu, aby było lepiej . Powinniśmy bardziej wspierać inicjatywy i celowe programy a nie przede wszystkim poszczególne publiczne instytucje. Dlatego nie chciałbym, żeby podstawowa metodologia i uwaga skupiała się, jak obecnie, tylko na sposobach i instrumentach polityki kulturalnej związanych z planowaniem, regulowaniem oraz finansowaniem istniejących struktur. Same instytucje mają tego świadomość.

SD: - Chciałbym polemizować z przeświadczeniem, że instytucje publiczne otrzymują wystarczające dotacje, że funkcjonują w obiektach o należytym standardzie. Większość z nich musi na co dzień walczyć o dodatkowe środki, zarabiać, konkurować jakością ofert. Sięgnijmy po przykłady: Teatr KTO, znany w całym świecie, organizator głośnego Festiwalu Teatrów Ulicznych, funkcjonuje w nader trudnych warunkach lokalowych. Podobnie jest w przypadku Baletu Dworskiego Cracovia Danza, niełatwe warunki pracy mają miejskie orkiestry, czy niektóre - tak potrzebne w rejonach odległych od centrum - oddziały bibliotek czy filie domów kultury. Wdrażany program lokowania tych placówek w zasobach miejskich wymaga czasu. Próby likwidacji tych filii czy oddziałów napotykają na gorący sprzeciw lokalnych społeczności. Są tam potrzebne.

Ustawodawstwo nasze ogranicza dotacje podmiotowe do instytucji własnych i podobny system funkcjonuje w wielu krajach europejskich. Znaczne ograniczenie możliwości dotowania podmiotowego organizacji pozarządowych wprowadzono po 1989 roku na bazie zmian ustrojowych. Organizacje pozarządowe mogą ubiegać się o dotacje celowe w ramach programów ministerialnych i samorządowych. W przypadku konkursów ministerialnych niejednokrotnie konkurują swoimi ofertami z instytucjami publicznymi. Samorządy wszystkich szczebli ogłaszają konkursy ofert adresowane specjalnie do organizacji pozarządowych, ustawowo nie mogą w nich uczestniczyć instytucje kultury. Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie jest sukcesem tych organizacji i polskiej demokracji - wciąż jeszcze ułomnej.

- Ale jak walczyć o środki w systemie takiego deficytu budżetowego?

KM: -Może warto stworzyć dla środowisk artystów, twórców, ludzi przedsiębiorczych coś na kształt start _ upu - systemu pomagające wystartować, uruchomić działalność. Po to, żeby zatrzymywać najlepszych, najbardziej kreatywnych.

Nie boję się słowa konkurencyjność. Konkurencyjność to nie "zabijmy siebie nawzajem", ale stwarzanie palety różnorodności. Nie chodzi o drapieżną konkurencję, tylko o warunki dla wybór z bogactwa - programów, ofert, miejsc, zdarzeń, instytucji.

Tak samo słowo "efektywność" w kulturze jest traktowane pejoratywnie. Że to pojęcie stosowane tylko do biznesu. A co gdy doprecyzujemy i powiemy "gospodarność"? Pewne słowa sami zniszczyliśmy semantycznie. W słowach "efektywność" czy "gospodarność" nie widzę zagrożenia dla kultury.
 

Może za bardzo boimy się wolności. Boimy się możliwości wyboru. Instytucja, obawiając się, że ktoś inny może zrobić coś podobnego, będzie się bronić przed tym do upadłego. Często nie przystając do rzeczywistości, w której funkcjonuje świat. Zdarza się, że nie potrafi sobie z tym procesem poradzić. A tymczasem powinniśmy się wspierać i rozumieć. W dialogu, zaufaniu dla sensu działania. Sądzę, że elementy kultury, w tym sztuka, są owocem nie tylko reguł, ale bardziej talentu, wyobraźni i intuicji. Kultura i treści kulturowe to spotkanie.

Dyskusję moderowali: Rafał Stanowski i dr Joanna Szulborska (UJ)

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski