FOT. PIOTR KUBIC
- Mówią o Panu "rosyjski geniusz dramatu" - czuje się Pan geniuszem?
- Napisałem 105 utworów, grane są w 90 teatrach, ale czy to powód, żeby czuć się geniuszem?
- Z wykształcenia jest Pan aktorem. Jak to się stało, że zajął się Pan także innymi dziedzinami sztuki?
- Jestem człowiekiem teatru. Zanim doszedłem do tego, że mam swój teatr, siedem lat pracowałem w Swierdłowskim Akademickim Teatrze Dramatu, moim ukochanym teatrze. Dostałem etat jako jeden z trzech absolwentów. Jako student, jeszcze przed dyplomem, zagrałem główną rolę w spektaklu telewizyjnym. Potem było wojsko i wróciłem do teatru, nawet z sukcesami, bo dostałem nagrodę Komsomołu za osiągnięcia twórcze. A później przyszedł czas alkoholu. Napisałem prośbę o zwolnienie i z dnia na dzień zostałem bez pracy.
- Los wyciągnął do Pana rękę?
- Tak, bo przyjęto mnie do Instytutu Literackiego w Moskwie. Zapomniałem już, że pół roku wcześniej wysłałem tam plik swoich opowiadań. Studiowałem zaocznie i prawdę powiedziawszy, całkiem nieźle zarabiałem. Jako początkujący aktor dostawałem 85 rubli, a za opowiadanie w gazetach płacono mi ponad 30. To było siedem butelek wódki. Ale w Instytucie Literackim radzono, bym się nie brał za sztuki. "One ci się nie udają" - powiedział mi opiekun roku Wiaczesław Szugajew.
- A Pan, człowiek niepokorny, nie posłuchał i pisał, dzięki czemu w Polsce zrobił wielką karierę, zwłaszcza takimi sztukami jak "Marylin Mongoł" czy "Gąska", granymi także w Krakowie...
- To mnie bardzo cieszy, tym bardziej że sam reżyserowałem w Polsce różne moje sztuki, prowadziłem warsztaty aktorskie.
- Teraz czekamy na krakowską premierę "Maskarady" Lermontowa, w Pańskiej reżyserii. Utwór wydaje się nieco zakurzony - czy dziś można nim opowiadać o nas, o współczesnym świecie?
- "Maskarada" w Polsce została nieco odstawiona na półki, grano ją ostatnio w polskim teatrze ponad 20 lat temu. Miłość, nienawiść, zakłamanie - czyż to nie cechy, które dotyczą każdego człowieka, każdego z nas pod każdą szerokością geograficzną i w każdym czasie? Jeśli dziś zewsząd bombardują nas wiadomościami o morderstwie, którego przyczyną jest np. zaborcza miłość, to już jesteśmy w "Maskaradzie". My nie gramy problemów ludzi żyjących 150 lat temu, ale tych, którzy żyją dziś, którzy dziś borykają się z ponadczasowymi problemami. Jeśli reżyseruję Czechowa, tak samo o tym myślę.
- Nie kusiło Pana, by coś zmienić, dopisać?
- Nigdy żadnemu autorowi nie dopisuję tekstu, nie robię modnych, uwspółcześnionych spektakli, ale staram się czytać każdy tekst, nawet ten sprzed 200 lat, poprzez problemy współczesnego człowieka. Nasza scenografia i kostiumy będą stylizowane, ale tworzące dzisiejszy świat na scenie. Mam nadzieję, że widz będzie zarówno śmiał się, jak i płakał nad losem Niny.
- To ponoć będzie niezwykle roztańczone przedstawienie?
- Tak, bardzo dużo w nim ruchu, muzyki, a 25 aktorów na scenie pracuje fantastycznie. Maciek Prusak, choreograf, uruchamia ten cały teatralny świat poprzez morderczą pracę z aktorami. Kiedy zaproponowano mi tu pracę, słyszałem plotki, że ten teatr jest nieco na obrzeżach teatralnych sukcesów, nie jeździ na festiwale... Obejrzałem spektakle i zachwyciłem się. Do tego stopnia, że reżysera "Ziemi obiecanej" Wojtka Kościelniaka, zaprosiłem do mojego teatru w Jekateryn-burgu, by zrealizował tam spektakl. Tutaj pracuje się znakomicie, bo polski aktor ma w sobie cechę rzadką: szczerość we wszystkim, co robi.
- Z wykształcenia jest Pan aktorem, nadal gra w teatrze, a powiedział Pan niedawno o aktorach: "Aktorzy są leniwi, głupi, egoistyczni, okrutni, intrygują..."
- Ale też dodałem: wściekam się na nich i kocham ich jednocześnie. I pod tym wszystkim podpisuję się obiema rękami.
Rozmawiała JOLANTA CIOSEK
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?