Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Epigon racjonalnych wartości

Redakcja
Fot. Krzysztof Maćkowski
Fot. Krzysztof Maćkowski
- Jak to się stało, że lider postpunkowego zespołu Genezyp Kapen zmienił się z wokalisty w pisarza?

Fot. Krzysztof Maćkowski

LITERATURA. Rozmowa z JANUSZEM MIKĄ, autorem nowego "krakowskiego" kryminału "Limeryki zbrodni"

- Zacięcie literackie miałem zawsze. Grając przez kilkanaście lat w zespole, pisałem teksty piosenek, a ponieważ od 20 lat wykonuję zawód dziennikarza, pisanie weszło mi w krew, stało się czymś naturalnym jak jedzenie czy spanie. W pewnym momencie dojrzałem do większej formy literackiej i w pół roku powstały "Limeryki zbrodni".

- Czy dawne muzyczne doświadczenia z krakowskiego undergroundu miały jakiś wpływ na Twoją debiutancką książkę?

- Zdecydowanie tak. Chociaż od 10 lat nie występuję na scenie, tamten okres zapadł mi głęboko w pamięć, stał się mentalnym imperatywem działania. Dlatego ta książka "gra", poszczególnym scenom towarzyszy nieprzypadkowa muzyka. I mam ten komfort, że sam ją dobieram! To świetna zabawa - aranżowanie określonych sytuacji i dialogów z konkretnym utworem w tle.

- Wybrałeś na swój literacki debiut kryminał - czy dlatego że akurat ten gatunek cieszy się teraz w Polsce dużą popularnością?

- Uwielbiam czytać kryminały, oglądam też często thrillery w telewizji. Ten gatunek jest mi dość bliski. Pisząc "Limeryki zbrodni" chciałem pokazać na przykładzie głównego bohatera i jego środowiska sposób myślenia generacji urodzonej w latach 60., z której sam się wywodzę. Liczne konstatacje i przemyślenia w czystej formie nie byłyby chyba ciekawe dla czytelnika, dlatego wybrałem - atrakcyjny z definicji - gatunek powieści kryminalnej.

- Znasz się dobrze z Marcinem Świetlickim, który ostatnio objawił się jako utalentowany twórca kryminałów. Korzystałeś z jego porad?

- Nie. Oczywiście rozmawialiśmy kilka razy o thrillerach, wymienialiśmy poglądy, ale Marcin niczego mi nie doradzał ani nie odradzał.

- Dlaczego zdecydowałeś się osadzić akcję w Krakowie?

- W Krakowie i na Krowodrzy, czyli w dzielnicy, w której mieszkam ponad 40 lat. Kiedyś robiłem wywiad z prof. Jackiem Purchlą i obaj ubolewaliśmy, że nie istnieje beletrystyka związana z naszą dzielnicą. Zrobiłem pierwszy krok, aby to zmienić. Nie z poczucia misji, ale dlatego że świetnie znam te okolice, o historii i mieszkańcach Krowodrzy napisałem wiele tekstów, więc także akcja "Limeryków..." rozgrywa się tutaj. Przywiązuję dużą wagę do małych ojczyzn. Czym byłby "Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa bez moskiewskiego klimatu? Kryminalne powieści Henninga Mankella bez szwedzkiego Ystad, a thrillery Jeana-Claude'a Izzo bez jego ukochanej Marsylii? Miejsce, szczególnie dobrze znane autorowi, jest bardzo istotne, bo uwiarygodnia opowiedzianą historię.

- Formuła kryminału daje możliwość nakreślenia ciekawego tła obyczajowego dla sensacyjnej intrygi. Twoi znajomi i koledzy znajdą swoje odpowiedniki w "Limerykach zbrodni"?

- We wstępie do książki wyraźnie zaznaczam, że podobieństwo do postaci autentycznych nie jest przypadkowe. Archetyp osobowy istnieje, bo miałem szczęście spotkać w swoim życiu ciekawych ludzi, którzy stali się dla mnie inspiracją. Często jednak mieszam wątki, personalia, cechy charakterologiczne, gdyż mam świadomość, że ktoś mógłby poczuć się dotknięty czy potraktowany niesprawiedliwie. Nie chciałem nikomu zrobić krzywdy, ale uwypuklić różnorodne postawy, sposób postrzegania świata, to, co składa się na współczesny wizerunek homo sapiens.
- Powiedzmy sobie szczerze: świat przedstawiony w powieści tonie w oparach (a może raczej strumieniach) alkoholu. Takie jest dzisiejsze środowisko inteligenckie pod Wawelem?

- Polacy sporo piją. Zmieniła się tylko jakość alkoholu. W wielu środowiskach elementem integracji jest wspólne i rytualne spożywanie wysoko- i niskoprocentowych płynów. Lekarze czy literaci, robotnicy czy rolnicy, politycy czy członkowie subkultur w większości nie są abstynentami.

- Zgodnie z zasadą "czarnej" powieści niemal wszyscy w "Limerykach zbrodni" są zarażeni złem.

- Mój kolega z Gdańska stwierdził kiedyś, że oto na świecie odbywa się autokreacja szatana. Coś w tym jest, wystarczy włączyć wiadomości albo przeczytać dowolną gazetę. No i zło fascynuje, wciąga, jest w pewnym sensie atrakcyjne. Oczywiście czym innym jest współuczestniczenie w czynieniu zła, a czym innym tegoż zła pokazywanie czy opisywanie, z wyraźną intencją afirmacji pozytywnych postaw bohaterów. To, co obserwujemy na co dzień, jest w większości złe, budzi krytykę. Można odnieść wrażenie, że ludzie przyzwyczaili się do obecności zła w swym życiu, przyjęli je jako immanentny element egzystencji. A Kornel Rączy, tak nazywa się główny bohater książki, jest jednym z epigonów racjonalnych wartości, dalekich od relatywizmu moralnego.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski