Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięciu wspaniałych

Redakcja
"Paw Królowej" Pawła Świątka w Starym Teatrze to najlepszy spektakl roku Fot. Ryszard Kornecki
"Paw Królowej" Pawła Świątka w Starym Teatrze to najlepszy spektakl roku Fot. Ryszard Kornecki
Oto 10 najlepszych krakowskich przedstawień roku 2012. Zestawienie jest absolutnie subiektywne, ale w łatwo zauważalnej nieobecności produkcji dwóch dużych teatrów nie dopatrywałbym się jakiejś chytrej intrygi.

"Paw Królowej" Pawła Świątka w Starym Teatrze to najlepszy spektakl roku Fot. Ryszard Kornecki

Podsumowanie roku 2012 - TEATR

Z mojego rankingu wynika, że druga połowa roku była lepsza niż pierwsza, a krakowski teatr bardzo zmienił się w ostatnim czasie. Kameralne przedstawienia i intymne narracje przykryły wielkie widowiska, które albo poległy, albo na które nie było pieniędzy. Klasyki prawie już nie gramy, a jak gramy, to źle. Aktorzy w świetnej formie, na reżyserów z absolutnej krajowej czołówki nas nie stać albo jesteśmy na nich obrażeni. Ma to jednak swoje plusy - łatwiej w Krakowie dostrzec debiutantów, docenić silne osobowości z bezpośredniego zaplecza ekstraligi. Celowo nie umieściłem w dziesiątce nowych premier Rychcika i Zadary, pokazanych podczas Boskiej Komedii, bo nie wiem, czy to były wersje ostateczne ich spektakli i wolę jeszcze poczekać.

1. "Paw Królowej", reż. Paweł Świątek, Stary Teatr

Wiedziałem, że na scenie Masłowską powinno się gadać z prędkością strzałów z karabinu maszynowego, hiphopowo podkręcać i frazować, ale to, co zrobił z językiem i fabułą "Pawia" reżyser Paweł Świątek, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Czwórka aktorów zachowuje się na scenie jak nastoletni coverband ABBY wpuszczony na próbę do sali na squasha. Słowa lecą we wszystkich kierunkach, ze zdań wyłaniają się melodie, ryczymy ze śmiechu nad losem głupich bohaterów. Ale pod tą rozrywkową powierzchnią bulgocze bunt i złość na plastikowy świat. "Paw" to nie tylko teatralny przebój, ale i spektakl do myślenia, szukania w nim drugiego dna, przewrotnego przesłania. Niekoniecznie tego, które odkrywamy od razu. Mam nadzieję, że młodego reżysera nie podkupił nam na stałe Wrocław.

2. "Niewierni", reż. Piotr Ratajczak, Teatr Łaźnia Nowa

Brawurowy reportaż o pułapkach apostazji. Żadnej doraźności i plakatowości. Ratajczak po prostu pyta, po co ludziom ten akt wypisania się ze wspólnoty jest potrzebny, jak do niego dojrzewają i jak z nim żyją potem. Jednych bohaterów rozumiemy, z innych drwimy wraz z aktorami. Motywacje poważne splatają się z absurdalnymi. W efekcie problem zostaje oświetlony z wielu stron. Skrzyknięty z całej Polski zespół Łaźni Nowej doskonale czuje konwencję podrasowanej docudramy, tworzy na scenie dobroduszny moralitet. Ale ta dobroduszność nie ma na celu usypiania sumienia widzów, ona po prostu łagodzi ból fantomowy, jaki czujemy po przecięciu pępowiny z Bogiem.

3. "Za chwilę. Cztery sposoby na życie i jeden na śmierć", reż. Iwona Kempa, Teatr im. J. Słowackiego

Przemijanie mnie trapi - mówił bohater filmu "Spis cudzołożnic" Pilcha i Stuhra. "Za chwilę" też jest o starzeniu się, rozpadzie, przegapianiu ostatniej okazji na szczęście. Mówi o kobietach, ale jest nie tylko dla kobiet. Pięć solówek aktorek przebranych za własną młodość, paplających prawdy i kłamstwa do estradowych mikrofonów najpierw budzi dystans, potem irytację, na koniec chwyta za gardło i dusi. To boleśnie szczera rozprawa z rolami żon i kochanek, przymusem akceptacji wieku i ciała. Iwona Kempa próbuje nowej dla siebie stylistyki, wreszcie inaczej dobiera się do psychologii postaci. Znów z sukcesem. Jeśli w tych wszystkich głosach rozczarowanych i przerażonych kobiet jest też jej lęk, a najpewniej jest, to mamy do czynienia z opowieścią najbardziej intymną i beznadziejnie rozpaczliwą z wypowiedzianych w minionym roku.

4. "Iluzje", reż. Iwan Wyrypajew, Stary Teatr

Powtórzę jeszcze raz: taka sztuka trafia się może raz na dekadę. Wyrypajew robił już "Iluzje" w Moskwie w Teatrze Praktika. Tam grali bardzo młodzi aktorzy, wchodzili na scenę jak praktykanci, studenci - badacze natury miłości, sensu życia i przedstawiali widzom rezultaty swoich poszukiwań. W Starym ten genialny tekst mówią aktorzy doświadczeni, wyciszeni i skromni - Dymna, Gniewkowska, Globisz i Chrząstowski. Grają? E tam, opowiadają! Wychodzą na scenę po kolei z mikrofonami, jakby brali udział w spotkaniu panelowym, rozmawiali z nami: a mnie się zdarzyło to, a memu znajomemu tamto. Żadnego wcielania się w postaci, tylko zwyczajne, ludzkie, naiwne relacje o paradoksach nietrafionych uczuć i życia w oszustwie. Wyrypajew otworzył Kraków na teatr minimalistyczny, gadany, silny opowieścią, a nie scenicznym dzianiem się.

5. "My w finale", reż. Iwona Jera, Teatr Bagatela

Oglądany przed i w czasie Euro 2012 spektakl o futbolu rozumianym jako wehikuł pamięci zbiorowej był fenomenem. Bo my, kibice, widzieliśmy wtedy w rozśpiewanym i skandującym sportowe frazesy aktorskim chórze nie tylko siebie, ale i całe społeczeństwo, przepełnione pragnieniem, żebyśmy coś wreszcie wygrali. Przedstawienie Jery drwiło z nas, ile wlezie, i jednocześnie dawało nadzieję. Do niesławnego meczu z Czechami widziałem je dwa razy. Teraz pewnie ogląda się spektakl z goryczą, żartowałem, że może aktorzy grają tylko pierwszą, tę przegraną połowę. Ale nie mam wątpliwości, że "My w finale", uzupełnione o parę najnowszych piłkarskich zawałów serca, powinno doczekać w repertuarze Bagateli do MŚ w Brazylii.

6. "Anatomia Tytusa", reż. Wojtek Klemm, Stary Teatr

Porażająca, okrutna poezja Heinera Mullera przepisującego Szekspira. Rzym, czyli nasz świat, upada, dekoracja dosłownie wali się na naszych oczach. Tak oto dosięga nas zemsta barbarzyńców: ludzi wykluczonych i upokorzonych. Klemm znów proponuje teatr fizyczny, rozpalony gorączką rytmu, okrutny i szybki. Kapitalny Jan Peszek jako Titus Andronikus, zjawiskowa Paulina Puślednik jako Lawinia.

7. "UFO. Kontakt", reż. Iwan Wyrypajew, PWST

Jak ma się szczęście, to można trafić na wprowadzenie do spektaklu, które wykonuje sam Wyrypajew. Jeśli nie - czytany przez aktora list od reżysera zapowiada 10 monologów o spotkaniach trzeciego stopnia z... No właśnie z czym? Z Bogiem? Z duszą świata? To nie jest sztuka o kosmitach, tylko o zaglądaniu w głąb siebie, odkrywaniu błogosławieństwa metafizycznej pauzy. Jednak Wyrypajew ironizuje na koniec, by nie szukać na scenie prawd objawionych i zaleceń, jak żyć, bo przecież teatr jest tylko konwencją, autor udaje, że ma na wszystko odpowiedź, a my - że mu wierzymy.

8. "Ferdydurke", reż. Magdalena Miklasz, PWST

Chyba nie było jeszcze takiej scenicznej wersji "Ferdydurke". Reżyserka i studenci odrzucili styl retro, zamknęli się z bohaterami w jednym pokoju, zmultiplikowali Józia, spróbowali opowiedzieć tę historię z pomocą innych narratorów. I było tak, jakby wszechmoc Gombrowicza wewnątrz własnej powieści została zakwestionowana, drugoplanowe postaci i tematy wybiły się na niezależność. Zamiast solennej adaptacji klasyki krakowskim studentom wyszła wypowiedź pokoleniowa, trochę tylko powtarzająca tricki Mai Kleczewskiej z pamiętnego dyplomu "Babel 2". Nie dziwię się jednak, że młodzi rzucili się na taką estetykę jak na łatwy łup. Aktor czuje się w niej niezwykle ważny i wolny. Z obsady zapamiętałem najmocniej Annę Kaszubę i Łukasza Wójcika.

9. "Obcy", reż. Anna Smolar, Teatr im. J. Słowackiego

Dzięki, że jeszcze ktoś pamięta o Camusie. Scena wyłożona jest udającą pustynny piasek gąbką, aktorzy zapadają się w niej, miękkość wciąga ich i spowalnia jak żar lejący się z nieba. W historii zbrodni bez powodu być może na rasowym lub seksualnym tle Smolar uwypukliła tandetny teatrzyk życia bohatera. Cytowane myśli, podpatrzone reakcje, wypowiedziane słowa nic istotnego nie ujawniają. Rekonstrukcja zdarzeń i przebieg rozprawy zostają przesłonięte ostatnimi 11 minutami przed egzekucją skazańca. Rusza odliczanie. Dopiero wtedy rozumiemy, ile spraw można jeszcze wtedy w sobie załatwić. Grzegorz Mielczarek nie spieszy się, nie histeryzuje, wygrywa każdą sekundę tego dziwnego monologu obecności.

10. "Ładne kwiatki", reż. Krzysztof Jędrysek, Teatr Groteska

Obawiam się, że w dyscyplinie "teatralne opowieści dla dzieci" zaczynamy odstawać od reszty krajowej stawki. W Grotesce nie pojawiają się przewrotne, nowoczesne bajki Marty Guśniowskiej, choć autorka podsyła polskim teatrom co najmniej cztery teksty rocznie. Szkoda. "Ładne kwiatki" załapało się do najlepszej dziesiątki nie za sprawą wartości literackich i edukacyjnych, tylko dzięki estetyce i sprytowi formalnemu realizatorów. Kostiumy bohaterów-kwiatów są jak w tytule "ładne", Jędrysek ułożył dowcipny ruch sceniczny, pastiszowe piosenki z różnych stron świata bawią widownię.

Łukasz Drewniak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski