Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie jestem już podlotkiem

Redakcja
Ania z każdym rokiem dojrzewa i pięknieje Fot. Jazzboy
Ania z każdym rokiem dojrzewa i pięknieje Fot. Jazzboy
ROZMOWA. Z piosenkarką ANIĄ DĄBROWSKĄ o jej nowym albumie "Bawię się świetnie", który 1 grudnia o godz. 20 będzie promowała na koncercie w krakowskim klubie Studio

Ania z każdym rokiem dojrzewa i pięknieje Fot. Jazzboy

- Byłaś do niedawna pomysłowo wykreowaną dziewczyną z lat 60. Znudziło Ci się to?

- Nie o to chodzi. Podobał mi się ten image, był wygodny i komfortowy, ładnie w nim wyglądałam. Stwierdziłam jednak, że muszę pójść dalej, zrobić coś innego i nowego. Tamta inspiracja się wyczerpała. Nie chciałam jej powielać, tylko dlatego że tak wypada albo ktoś tego ode mnie oczekuje.

- Kobietom nie wypada wypominać wieku, ale muszę zapytać: czy ta przemiana ma związek z tym, że niedawno przekroczyłaś trzydziestkę?

- Na pewno. Inaczej wygląda się w entourage'u z lat 60., kiedy ma się 25 lat, a podejrzewam, że inaczej kiedy ma się 35 lat. Zmiana ta to jednak nie efekt tego, że się fizycznie starzeję. Psychicznie nie jestem już dziewczynką, podlotkiem. To naturalna kolej rzeczy - przyszedł czas, aby spojrzeć w siebie, przyjrzeć się temu, co kryje własne wnętrze.

- Trudniej było zrobić bardziej osobistą płytę?

- Trudniej. Z drugiej jednak strony był na to odpowiedni czas. Żeby otworzyć się bardziej, pokazać emocje i przemyślenia. Wyrosłam już z pisania o nieszczęśliwej miłości. Tym razem bardziej skupiłam się na przemyśleniach związanych z przemijaniem, tym, co mnie aktualnie dręczy. Oczywiście, nic wielkiego się nie wydarzyło, nie przeżyłam żadnego załamania nerwowego. Nie potrzebuję takich dramatów, aby nagrać nową płytę. (śmiech)

- W tworzeniu nowych piosenek pomogli Ci dwaj młodzi muzycy - Olek Świerkot i Kuba Gliński. Jak na nich trafiłaś?

- Kuba jest w moim otoczeniu już od pewnego czasu. Parę lat temu dołączył do naszego zespołu. Był wtedy dzieciakiem, teraz ma już 27 lat. Przeszedł przez ten czas długą drogę jako muzyk. Dzisiaj jesteśmy razem w tej samej wytwórni, podobnie myślimy, więc w naturalny sposób zaczęliśmy współpracować. Olek dołączył niedawno. Przyjechał ze Śląska za dziewczyną do Warszawy i zaczął pracę realizatora w naszym studiu. I okazało się, że towarzysko bardzo do siebie pasujemy. Wniósł dużo pomysłów i... rozsądku. (śmiech) Kiedy z Kubą zaczynaliśmy gdzieś "odlatywać", Olek stopował nas w odpowiednim momencie.

- Szefowałaś podczas prac nad albumem?

- Próbowałam tego nie robić. Na początku roku zaczęliśmy spotykać się we troje i pisać piosenki. Nie robiliśmy sobie założeń typu: komponujemy numery na moją nową płytę. Siedzieliśmy w studiu przez kilka miesięcy i rejestrowaliśmy wszystko to, co przychodziło nam do głowy. Któregoś dnia Kuba powiedział: "Właściwie to mogłaby być twoja nowa płyta...". Przeselekcjonowaliśmy piosenki i zostawiłam chłopaków w studiu, a sama zaczęłam próbować pisać teksty.

- Powstała płyta bardziej gitarowa. Takie dźwięki są Ci teraz bliższe?

- W czasie pracy nad tym materiałem przeżyłam pewnego rodzaju metamorfozę. Zaczęłam słuchać więcej muzyki gitarowej, począwszy od nowych wykonawców jak War On Drugs, Destroyer czy Stepkids, a skończywszy na Springsteenie czy Dylanie. Odpuściłam swoją miłość do soulu i R&B. W pewnym momencie wydało mi się nawet śmieszne, że słuchałam kiedyś takiej muzyki. Dlatego zaczęliśmy robić piosenki w oparciu o bardziej surowe brzmienie gitar i perkusji, do których dokładałam swój wokal przepuszczony przez efekty. Ostatecznie postanowiliśmy je jednak mocno wygładzić. To była nasza wspólna decyzja.
- Zabrakło odwagi?

- Demówki zawsze mają więcej siły. Trudno było mi podjąć takie ryzyko. Czy byłby to dla mnie dobry krok? Nie byłam tego pewna - i odpuściłam. Stwierdziłam, że każda muzyczna fascynacja kiedyś mija, tak będzie pewnie i z tą. Ale i tak piosenki nabrały nieco innego charakteru.

- Pozostała jednak w nich ta sama nostalgia.

- Za każdym razem, kiedy chcę zrobić coś nowego, okazuje się, że moja muzyczna wrażliwość mi na to nie pozwala. I dlatego kompozycyjnie te nowe piosenki wcale nie są tak bardzo dalekie od tych poprzednich. Nie doszło do żadnej rewolucji. Aczkolwiek w przyszłości chciałabym kiedyś rzucić się na zupełnie inną wodę.

- Największa zmiana nastąpiła w Twoim sposobie interpretacji. Teraz śpiewasz surowo, bardziej bezpośrednio.

- Nie kontroluję sposobu śpiewania. To bardziej wynika z faktu, że na przestrzeni ostatnich lat zmieniłam się mentalnie. Teraz bezpośrednio skupiam się na treści, a nie na wokalnej finezji. Zasób dźwięków czy skala głosu są u mnie w tej chwili na ostatnim miejscu w podejściu do śpiewania. Największą wagę przykładam do tego, żeby odbiorca słuchał mnie w skupieniu.

- Teksty napisałaś wraz z dwoma koleżankami. Skąd pomysł na kolektywną pracę?

- Kiedy pisząc tekst wyleję z siebie wszystko, co chcę powiedzieć, kończy mi się natchnienie. I koniec - nie jestem w stanie nic więcej napisać. Najczęściej jest to jedna zwrotka lub refren. Postanowiłam więc nie męczyć się i nie dopisywać nic na siłę. Poprosiłam o pomoc Agatę Trafalską i Dagmarę Melosik. To dziewczyny, z którymi spędzam dużo czasu, razem pracujemy i często spotykamy się po pracy. Są mi bliskie i mamy za sobą wiele przegadanych wieczorów.

- Czy macierzyństwo miało wpływ na ten album?

- Myślę, że dopiero po wielu latach i wielu płytach będę to mogła stwierdzić. Tym bardziej że znowu jestem w ciąży. A wiadomo, że kobieta w tym stanie jest zawieszona między różnymi myślami i emocjami.

- Domowe obowiązki nie przeszkadzały w pracy?

- No wiesz... byłam zmęczona, niewyspana, rozbita. Miałam przecież pierwsze dziecko. I przeżywałam wtedy silne emocje. Wcześniej żyłam bez ograniczeń, zegarka i żadnej odpowiedzialności. Pozwalałam sobie na wiele rzeczy, spędzałam czas jak chciałam. Ale też sporo go traciłam... Teraz poświęcam się tylko temu, co jest dla mnie najistotniejsze. Dzięki temu jestem bardziej efektywna.

- Jesteś teraz w trasie koncertowej. Inaczej się śpiewa w ciąży?

- Oczywiście. Na początku jest dużo lepiej. Organizm się wtedy oczyszcza samoczynnie, przygotowując się na przyjęcie nowego życia. Swój wpływ ma też zdrowy tryb życia, jaki prowadzisz w ciąży i więcej snu. Głos staje się czystszy, mocniejszy i śpiewa się pewniej. Potem bywa różnie. W siódmym czy ósmym miesiącu właściwie szuka się płuc, żeby złapać oddech. Wtedy jednak już nie będę występować.
- Dużo nowych piosenek śpiewasz teraz na koncertach?

- Sporo. Po czterech autorskich płytach w końcu jest w czym wybierać. Obok nowych piosenek śpiewam też te najbardziej znane. Właściwie oprócz "Bang Bang" nie ma żadnych coverów.

- I jakie jest przyjęcie?

- Zaskakująco dobre. Dotychczasowe koncerty były wyprzedane. Publiczność świetnie reagowała, co dodawało nam wiatru w żagle. Z mojej perspektywy to bardzo istotne. Kiedy wychodzimy na scenę i po pierwszej piosence pojawiają się owacje, automatycznie znika stres, który czasami potrafi zepsuć koncert... Uwielbiam występować w Krakowie, bo ludzie są tam bardzo umuzykalnieni i życzliwi, co powoduje, że czuję się jak pępek świata.

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski