Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tatarska księżniczka z Krymu

Redakcja
Urjane Kenżikajewa: "Kraków mój kochany, jak słońce w moim życiu..." FOT. ARCHIWUM ARTYSTKI
Urjane Kenżikajewa: "Kraków mój kochany, jak słońce w moim życiu..." FOT. ARCHIWUM ARTYSTKI
Nazywana krymską Edith Piaf, Głosem tatarskiej duszy. Żyje między światem tatarskim a słowiańskim, ma gorące serce, zniewalający głos o niskiej, ciemnej barwie, wdzięk i egzotyczną urodę.

Urjane Kenżikajewa: "Kraków mój kochany, jak słońce w moim życiu..." FOT. ARCHIWUM ARTYSTKI

ROZMOWA. Urjane Kenżikajewa, pieśniarka, o losach Tatarów, swojej miłości do Krymu, Krakowa i francuskiej piosenki

Jest Tatarką, mieszka na Krymie, pięć lat temu zakochała się w Krakowie i Polakach, a oni odwzajemniają jej swą miłość entuzjazmem podczas koncertów. Z miłości do Polaków nauczyła się naszego języka. A nawet jeśli śpiewa po tatarsku i nie rozumiemy słów, to w jej piosenkach czujemy siłę i namiętność.

- Jak Ci się podoba kolia, którą dostałaś jako nagrodę specjalną na czerwcowym IV Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Francuskiej?

- Cudownie, że o to pytasz, bo kolia jest przepiękna, srebrna, wysadzana diamencikami. To prezent ufundowany przez Janusza Kowalskiego, który wzruszył mnie do łez. I naprawdę nie chodzi o te diamenty, ale o fakt, że Janusz docenił, iż ja, nie będąc Polką, napisałam, skomponowałam i zaśpiewałam piosenkę o cudnym Krakowie. I zawsze w moich recitalach będzie rozbrzmiewać hymn o Krakowie, poświęcony wszystkim Polakom.

- A ty to pysznie skomentowałaś: "No, drodzy państwo, Polacy to cudny naród. Wystarczy zaśpiewać piosenkę o Krakowie i od razu dostaje się diamenty". Nie dodałaś, że jeszcze trzeba TAAAAAK zaśpiewać! Opowiedz, skąd wzięła się Twoja miłość do Krakowa?

- Przed pięcioma laty, będąc na tureckim festiwalu teatralnym w Konii z tatarskim spektaklem, poznałam Tadeusza, scenografa, krakowianina. On kupił moje płyty i zakochał się w moich pieśniach. Potem spotkaliśmy się we Lwowie i tak to się wszystko zaczęło. A jak przyjechałam pierwszy raz do Krakowa, to zakochałam się w tym mieście po uszy. Jesteście wspaniali, otwarci, jesteście patriotami. Powtarzam to wciąż moim studentom w konserwatorium muzycznym, gdzie uczę w klasie fortepianu. I to nie są banalne komplementy: mówię to, co widzę i czuję. Wasz kraj dotknęły dziejowe katastrofy, historia Tatarów jest też dramatyczna... Może to także nas zbliżyło?

- Ta dramatyczna i bolesna historia dotyczy także Twojej rodziny.

- Mama mieszkała na Krymie, miała 12 lat, jak ją i wszystkich Tatarów wysiedlono na Syberię zgodnie z dekretem Stalina z 18 maja 1944 roku. Wy, Polacy, wiecie, co to wysiedlenia. Na Syberię i w głąb sowieckiej Azji wywieziono pół miliona Tatarów, także moją przyszłą rodzinę. Tam, na tej nieludzkiej ziemi, na Syberii rodzice poznali się, pobrali i ja się tam urodziłam. Jestem Tatarką z dziada pradziada, ale też namieszało się tej krwi w moich żyłach. Mój ojciec pochodzi z Sudaka, gdzie przed wiekami mieszkali genueńczycy i do dzisiaj stoi Genueńska Twierdza. A urodziłam się w miejscu szczególnym: w monastyrze, na Wołdze, gdzie była porodówka. Kiedy miałam miesiąc, rodzice przenieśli się do Uzbekistanu - Azji Średniej - tam warunki dla deportowanych były nieco lżejsze niż na Syberii. Przede wszystkim było cieplej. Wyrastaliśmy w środowisku różnych narodowości. Blisko nas mieszkali Żydzi, Polacy, Niemcy, Rosjanie. W Fer- ganie kończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, w Taszkiencie kończyłam konserwatorium - fortepian, a od dziecka śpiewałam. Śpiewałam, ale nigdy nie myślałam o kształceniu wokalu. Mieszkałam w akademiku z czterema koleżankami w jednym pokoju, gdzie był fortepian. Nauka, nauka... Komponowałam już wtedy. Pierwszą nagrodę w życiu dostałam w wieku trzynastu lat. I wtedy, na konkurs wysłano mnie na Krym - wtedy po raz pierwszy zobaczyłam swoją ojczyznę. Ja, trzynastoletni wygnaniec wreszcie jestem u siebie, chociaż na chwilę... Oszalałam z radości.
- Kiedy rodzice wrócili na Krym?

- W latach 90. zaczęły się pierwsze powroty. Ojciec nie doczekał. Przyszedł do niego przyjaciel, mówiąc: będziemy wracać, pomóż mi się pakować. Ojciec był zmęczony, po pracy i poszedł pomagać przyjacielowi ładować ciężarówkę. Wrócił po całej nocy, usiadł, osunął się i zmarł. W 1994 roku razem z synami wróciłam z Tasz-kientu na Krym. Potem sprowadziłam mamę z Fergany.

- A jak pamiętasz swoje pierwsze występy w Polsce?

- Wszystkie były wspaniałe. Te krakowskie, cudne. Ten u państwa Hoelscherów - on, dr Laurids, był konsulem generalnym Niemiec w Krakowie. Oboje co roku, w sierpniu organizują wolontariat dla przybyłych z Niemiec Romów w rocznicę ich holocaustu w Auschwitz. Nie zapomnę tego nigdy. Grałam na fortepianie, śpiewałam pieśni tatarskie o matce, rodzicach i jedną z moich ukochanych Edith Piaf. Widziałam łzy na twarzach gości. Ale i ten koncert w Galerii Sztuki Batko w Ochojnie pod Krakowem - cudo. Galeria mieści się w dworku, przed nim jest wspaniały ogród różany, w środku ściany zdobiły obrazy polskich malarzy. I w takim otoczeniu dałam jeden z piękniejszych koncertów.

- A ten w Bazylice Mariackiej, gdzie mogłaś otworzyć swoje patriotyczne serce...

- To prawda, 1 sierpnia to rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Tam, w tej przecudnej bazylice spotkałam się z polskimi ułanami. Czy wiesz, że słowo ułan jest pochodzenia tatarskiego?

- A czy Ty wiesz, że jestem pełna podziwu dla Twojej znajomości naszej historii?

- Przyjaźń Polaków i Tatarów krymskich sięga odległych czasów, do bitwy pod Grunwaldem. Wasz wielki pisarz, noblista, Henryk Sienkiewicz, był z pochodzenia Tatarem. Łączy nas historia, podobne, dramatyczne losy. Ale wracając do Bazyliki Mariackiej. W tym roku brałam udział w procesji Bożego Ciała i we mszy w Bazylice. Byłam pod wielkim wrażeniem tych rozmodlonych tłumów w skupieniu, w spokoju. Zaraz po uroczystościach zadzwoniłam na Krym, żeby opowiedzieć o tym. Odkąd przyjeżdżam do Polski wciąż jestem w jakimś waszym przepięknym kościele. I powta- rzam moim studentom: od Polaków uczę się duchowości. A studentów uczę grania na fortepianie muzyki waszego Chopina, którego uwielbiam od dziecka.

- Dużo koncertujesz w Symferopolu?

- Tak, ale czasami z domu muszę transportować pianino, bo nie wszystkie sale koncertowe są wyposażone w instrumenty. Pamiętaj, że Tatarom pozwolono wracać z zesłania dopiero w latach 90. My tam zaczynamy życie od nowa, od początku, od najdrobniejszego przedmiotu. Kiedy ich wysiedlano z Krymu mieli 15 minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Przyszedł sowiecki żołnierz z karabinem i wyrzucał z domów. Potem to straszliwe zesłanie... Częstokroć przed koncertem muszę się wszystkim zajmować sama. Śpiewam dla wszystkich narodowości: Tatarów, Rosjan, mniejszości polskiej na Krymie, czasami w konsulacie polskim w Sewastopolu. Piszę teksty, komponuję, śpiewam, gram i uczę muzyki na KIPU - Krymskim Industrialnym Pedagogicznym Uniwersytecie w Symferopolu, stolicy Krymu.
- Słowem, jesteś ambasadorem kultury polskiej na Krymie?

- Tak o mnie mówią. To miłe, jak spotykają mnie ludzie w sklepie, na ulicy, kłaniają się i mówią: O, Urjane, kiedy będziesz miała koncert?

- Jak się teraz żyje na Krymie?

- Ciężko. Są duże przepaści w poziomie życia: jedni opływają we wszystko, inni męczą się w potwornej biedzie. Boję się, że brak demokracji na Ukrainie może spowolnić powrót wygnańców.

- Czy czujesz coraz silniejszy powrót do korzeni, tradycji tatarskiej?

- Tak. Mimo strasznej, okrutnej polityki zmierzającej do wyniszczenia narodu, Tatarzy starają się ochronić swoją tradycję i swój język.

- Jak Ty się nauczyłaś tatarskiego?

- Rodzice w domu między sobą rozmawiali po tatarsku. Słowo po słowie wpadało w ucho. A co do tradycji, to powolutku do niej wracamy: wesela tatarskie z tradycyjnymi obrzędami, kuchnia pachnąca przyprawami. Ale to wszystko nadal jest utrudniane. Boje się, że jak umrze pokolenie moich rodziców to i resztki tradycji zaginą. Jeżeli w Sejmie ukraińskim jest jeden przedstawiciel narodu tatarskiego... Staram się, na ile to możliwe, moimi pieśniami tę tradycję wskrzeszać. Mam w repertuarze "Pieśni z Krymu" - śpiewałam ten recital w Krakowie - a w nim takie pieśni jak "Bachczysyraj" o dawnej stolicy Chanatu krymskiego. Pamiętaj, że nasze cudne miejsca jak pałac chanów, czy fontanna łez były niejednokrotnie natchnieniem dla poetów, również dla Mickiewicza. Piosenka o "Aju-dag", niezwykle zjawiskowej górze, która przypomina niedźwiedzia zanurzonego w Morzu Czarnym, pieśń "Amet han" o najsłynniejszym tatarskim pilocie walczącym przeciwko Niemcom podczas II wojny światowej... Uwielbiam o tym śpiewać.

- W zależności od tematu wybierasz język?

- Można tak powiedzieć. O Krymie śpiewam po tatarsku i rosyjsku, o miłości po polsku i francusku: "Raj na ziemi", "Bez ciebie", "Hymn o miłości" Edith Piaf. Uwielbiam ją, jej barwę głosu,

- Co jest w tatarskiej krwi charakterystycznego, co określa osobowość, duszę Tatara?

- Ty jesteś Polką, ja Tatarką, a rozumiemy się doskonale. To nie zależy od kraju pochodzenia, ale od tego, co nosisz w sercu. Tatar może mieć słowiańską duszę także. Rozum i dusza są najważniejsze. Prawdziwa tatarska dusza powinna być czysta jak kryształ, szczera, a serce otwarte na innych ludzi. Gościnność tatarska jest słynna: jeśli wchodzisz do tatarskiego domu obowiązkowo musisz być poczęstowana kawą, herbatą, przekąską. Nieprzypadkowo osobista ochrona Marszałka Józefa Piłsudskiego składała się z żołnierzy wyłącznie tatarskiego pochodzenia. Po jego śmierci serce Marszałka w honorowej asyście Tatarów zostało przewiezione do Wilna i tam złożone go grobu jego matki na Rossie. I jeszcze jedno: dla Tatara jest niemożliwym zdradzić drugiego człowieka. A dziś? Z bólem serca patrzę jak zanika kultura tatarska, jestem jedną z nielicznych, które po tatarsku śpiewają. A moją piosenkę o Krakowie przetłumaczyła na język polski przyjaciółka: "Kraków mój kochany, jak słońce w moim życiu..." Śpiewałam ją na koncertach także we Lwowie.
- Od piętnastu lat mieszkasz na swoim ukochanym Krymie, czujesz się tam doceniana jako artystka?

- W pewnym sensie, dzięki temu otrzymałam tytuł zasłużonej artystki Autonomicznej Republiki Krymu i Ukrainy, co jeszcze niedawno było niemożliwe do osiągnięcia dla Tatara. Polityczne rozgrywki. Jak mogę demonstruję swoje przywiązanie do historycznej, politycznej prawdy.

- Zadziorna dusza jesteś?

- A żebyś wiedziała. Nie znoszę kłamstwa, kombinatorstwa, cwaniactwa, politycznych układów. Wiesz, co mi teraz sprawia największą radość: jak wciąż słyszę wokół: od sąsiadów, ludzi w sklepie, na ulicy: "O, Urjane, właśnie daliśmy twoje imię naszemu dziecku, na twoją cześć". Urjane to stare, tatarskie imię. Dostałam je po swojej cioci. A na cześć mamy śpiewam po polsku: "Zawsze w pobliżu była mama, wszechmocna, mądra, ukochana, to ona nauczyła mnie, że nigdy nie jest aż tak źle."

- O czym marzysz?

- Żeby zdobyć pieniądze na aranże moich francuskich piosenek i wydać płytę. Żeby znów, za rok, przyjechać na Festiwal Piosenki Francuskiej, np. do jury. Żeby móc zaśpiewać Polakom piosenkę na Kazimierzu: "Na Kazimierzu, błądzą o zmierzchu duchy znajomych. Czas, który minął w przeszłość odpłynął, trudno zapomnieć". Może usłyszą ją czytelnicy "Dziennika Polskiego" 17 lipca podczas mojego koncertu w Śródmiejskim Ośrodku Kultury. Zapraszam gorąco.

Rozmawiała JOLANTA CIOSEK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski