Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięć piosenek o Bogu

JOL
Muzyka pop i rock z założenia miały służyć rozrywce. Dlatego początkowo nie sprzyjały rozważaniu o poważnych sprawach. Z czasem jednak oba gatunki, a szczególnie rock znacznie się rozwinął, a jego twórcy podjęli w swych utworach wiele zakazanych dlań wcześniej tematów. W ciągu ponad pół wieku historii gatunku nie zabrakło również piosenek o Bogu. Przedświąteczny czas skłonił nas do wytypowania dziesięciu najważniejszych z nich.

Norman Greenbaum „Spirit In The Sky”

To chyba pierwszy rockowy przebój, który w otwarty sposób mówi o Chrystusie. Nagrał go w 1970 roku amerykański wokalista bluesowy i folkowy – Norman Greenbaum. Choć jak już samo nazwisko wskazuje był Żydem, a nie chrześcijaninem, w tekście odwołał się bezpośrednio do Jezusa, ponieważ zainspirowały go piosenki gospel śpiewane przez gwiazdę country – Dolly Parton. Singiel ze „Spirit In The Sky” sprzedał się w oszałamiającej ilości dwóch milionów egzemplarzy. Mało tego – piosenka wracała potem wielokrotnie na listy przebojów w różnych wykonaniach, choćby grupy Doctor & The Medics w 1986 roku czy Garetha Gatesa w 2003 roku. Słychać ją było także w niezliczonej ilości reklam radiowych i telewizyjnych.

George Harrison „My Sweet Lord”

Pod koniec lat 60. wielu rockowych muzyków na fali kontrkultury zachwyciło się dalekowschodnią religijnością. Byli wśród nich również Beatlesi, z których najgłębiej wszedł w indyjską duchowość George Harrison. Efektem jego fascynacji okazała się piosenka „My Sweet Lord” z 1970 roku. Harrison napisał ją pierwotnie dla soulowego wokalisty Billy`ego Prestona. Kiedy jednak jego macierzysta grupa poszła w rozsypkę, postanowił ją wykorzystać na swym debiutanckim albumie solowym. Podczas pracy w studiu hymn na cześć Kriszny, przerodził się w... ekumeniczną pieśń, w której mantrowe „hare hare” zostało zestawione z chrześcijańskim (i judaistycznym) „alleluja” wyśpiewanym przez gospelowy chór The Edward Hawkins Singers.

Po premierze piosenki nie zabrakło kontrowersji i wiele osób uznało takie połączenie za bluźniercze. Mało tego – Harrison został oskarżony o „nieświadomy” plagiat. Melodia „My Sweet Lord” nazbyt wyraźnie przypomniała bowiem melodię przeboju „He`s So Fine” dziewczęcej grupy The Chiffons z 1962 roku. W oparciu o zawartą ugodę brytyjski muzyk musiał odstąpić autorowi oryginalnej kompozycji sporą cześć zysków ze sprzedały ponad miliona egzemplarzy swego singla.

Bob Dylan „You Gotta Serve Somebody”

Twórczość Boba Dylana właściwie od początku była przeniknięta biblijną refleksją – w końcu jej autor wywodził się z mocno religijnej rodziny żydowskiej. W 1979 roku rockowy bard przeżył jednak gwałtowne nawrócenie na chrześcijaństwo, co w wyrazisty sposób odbiło się na jego dalszej twórczości. Stało się to za sprawą jego ówczesnej dziewczyny, czarnoskórej Mary Alice Artes, która wprowadziła Dylana do protestanckiej wspólnoty Vineyard Fellowship. Muzyk poświęcił się wówczas głębokim studiom Nowego Testamentu, a ich efektem stała się trylogia płytowa niosąca Dobrą Nowinę. Składały się na nią trzy albumy – „Slow Train Coming”, „Saved” i „Shot Of Love” – wydane w latach 1979 – 1981. Spotkały się one z mieszanym przyjęciem krytyki i fanów. Odbiorcy, przyzwyczajeni do poetyckich tekstów swego idola, z trudem zaakceptowali jednoznaczną pochwałę nauki Chrystusa niesioną przez nowe utwory wokalisty. Z perspektywy czasu płyty bronią się jednak swą autentycznością – a pierwszą z nich można uznać za jedną z najwybitniejszych w dorobku Dylana. Pochodząca z niego piosenka „Gotta Serve Somebody”, opowiadająca o tym, że każdy człowiek musi służyć albo Bogu albo Szatanowi, zdobyła w 1979 roku prestiżową nagrodę Grammy. John Lennon we właściwy sobie sposób odpowiedział na nią Dylanowi zgryźliwym utworem „Serve Youself” – „Służ samemu sobie”.

Bob Marley „Redemption Song”


Bob Marley

Dla ateistów wiara w Boga jest niczym zniewolenie bezsensownymi nakazami i zakazami. Tymczasem osoba głęboko wierząca postrzega wierność swemu Stwórcy jako wyzwolenie – od zła tkwiącego w człowieku i świecie. Tak było w przypadku Boba Marleya, który swój ostatni album nagrany przed śmiercią – „Uprising” z 1980 roku - zakończył przejmującą pieśnią „Redemption Song”. Wykorzystał w niej znany cytat z przemówienia wygłoszonego w 1937 roku przez twórcę rastafarianizmu, Marcusa Garveya, głoszący: „Wyzwól się z mentalnego zniewolenia, nikt inny tylko ty sam możesz uwolnić swój umysł”.

Nieprzypadkowo w piosence mowa również o odkupieniu – na kilka miesięcy przed swoją śmiercią w 1981 roku, Marley nawrócił się na chrześcijaństwo i został ochrzczony w Kingston przez arcybiskupa Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego.

U2 „Gloria”


Bono

Choć punkowy ruch narodził się jako wyraz sprzeciwu wobec kulturalnego, społecznego i politycznego status quo świata Zachodu, nie brakowało w nim również elementów religijnej prowokacji. Już w 1976 roku Patti Smiths śpiewała „Jezus umarł za grzechy wszystkich, ale nie moje” w utworze „Gloria”, a rok później Johnny Rotten z Sex Pistols zawodził w „Anarchy In The U.K.” – „Jestem antychrystem, jestem anarchistą”. Nastroje te umocniły się w kontynuującej rozwój punka mrocznej nowej fali lat 80. Co ciekawe – na największą gwiazdę wyrósł z tego nurtu zespół, który połączył punkowy gniew z... chrześcijańską Dobrą Nowiną. Mowa oczywiście o irlandzkiej grupie U2. Już swój drugi album – „October” z 1981 roku – otworzyli oni przepięknym hymnem „Gloria”, w którym znalazło się nie tylko tytułowe nawiązanie do Psalmu 30, ale również fragmenty nowotestamentowego „Listu do Kolosan” i „Listu Jakuba”. Mimo, iż wiara Bono i jego kolegów przeszła różne zawirowania od tamtego czasu, U2 dobitnie udowodnili swą działalnością pozamuzyczną, że nawet w zdemoralizowanym świecie rocka można wcielić w życie ewangeliczne wartości.

Prince „The Cross”


Prince

„Czarna” muzyka jest pełna odniesień do Boga – nie tylko gospel, ale też soul, a nawet funk i hip-hop. Dobrym przykładem jest tutaj Prince – artysta zazwyczaj kojarzony z twórczością mocno przesiąkniętą erotyzmem. Liczne romanse nigdy nie przeszkadzały mu jednak w uwielbieniu Chrystusa – czego przykładem jest słynny utwór „The Cross” z wydanego w 1987 roku podwójnego albumu „Sign O`Times”. Wychowany w rodzinie Adwentystów Dnia Siódmego wokalista przez lata starał się połączyć swoją wybujałą seksualność z religijnością. „Czuję się bardzo blisko Boga, kiedy się bardzo podniecę, bliżej niż kiedykolwiek. Nie ma większego haju niż namiętność seksualna i Pan Bóg” – powiedział w jednym z wywiadów. W końcu po długich namowach swego przyjaciela, muzyka Larry`ego Grahama, w 2001 roku został... Świadkiem Jehowy.

Dlatego też, mimo że jego zdrowie wymagało operacji biodra (uszkodził je występując w butach na wysokich obcasach), odmówił wykonania zabiegu, ponieważ potrzebna była transfuzja krwi (Świadkowie Jehowy wierzą, że ludzka dusza jest w krwi i nie wolno jej przetaczać). Mało tego – niektórzy mieszkańcy Minneapolis, gdzie mieszka, mieli okazję zobaczyć Prince`a w drzwiach swoich mieszkań, kiedy uzbrojony w publikowane przez jego zbór książki wędrował od domu do domu starając się nawracać innych.

Joan Osborne „One Of Us”

Chrześcijański pop i rock stanowią potężny segment amerykańskiego rynku muzycznego. Prężnie działają tam wytwórnie płytowe, rozgłośnie radiowe i festiwale dedykowane piosenkom niosącym Dobrą Nowinę. Nic więc dziwnego, że o Bogu nie obawiają się śpiewać wykonawcy wszelkich gatunków – a piosnki te stają się wielkimi przebojami. Przykładem może być nagranie amerykańskiej wokalistki folk-rockowej Joan Osborne z 1995 roku – „One Of Us”. Skomponowany przez Erika Baziliana z grupy The Hooters utwór rozpoczyna się od słów zaczerpniętych z gospelowego hymnu „The Heavenly Aeroplane” – a potem przeradza się w zestaw pytań do słuchacza, skwitowanych w refrenie najważniejszym z nich: „A co jeśli Bóg był jednym z nas?”

Johnny Cash „Redemption”


Johnny Cash

Największy gwiazdor amerykańskiego country wiódł rozdarte życie – między wiernością ewangelicznym zasadom a pokusami tego świata. Było w nim miejsce na więzienie, narkotyki, alkohol, romanse, ale i gorliwe wyznania wiary na albumach z pieśniami gospel oraz film o Chrystusie – „The Gospel Road” – który sam wyprodukował. Najbardziej przejmującym nagraniem, w którym opowiedział o swych duchowych peregrynacjach, okazał się jednak dopiero „Redemption” umieszczony na pierwszym krążku z serii „American Recordings” z 1994 roku.

Cash bez ogródek przyznaje w nim, że swą wewnętrzną wolność zawdzięcza ofierze krzyża: „I krew dała życie drzewa gałęziom/ I krew była ceną wyzwolenia więźniów/ I ci, których ni potop, ni pożoga nie zniszczyła/ Przypadli do drzewa i krew ich odkupiła”. Mało tego – podczas koncertu na wielkim festiwalu w Glastonbury, piosenkarz powiedział tysiącom widzów wprost: „Bogu niech będą dzięki za odkupienie. Bez tego by mnie tu nie było”.

Laibach „God Is God”

Mało jest tak kontrowersyjnych zespołów jak Laibach. Jego twórczość spotyka się z różnorodnymi interpretacjami. A muzycy umiejętnie podsycają wieloznaczność swych dokonań. W 1996 roku opublikowali album „Jesus Christ Superstar”, który miał być ich odpowiedzią na wydaną dokładnie w tym samym czasie płytę Marilyn Mansona – „Antichrist Superstar”. Trudno jednak autorytatywnie stwierdzić, czy płyta jest jednoznacznym opowiedzeniem się po stronie religii. Wszak choć muzycy wywodzą się ze środowiska „nowych konserwatystów”, stwierdzili kiedyś: „Wierzymy w Boga, ale mu nie ufamy”. W utworze „God Is God” udało im się jednak w wyjątkowo przekonywujący sposób oddać potęgę Stwórcy. Co ciekawe – nagranie to jest coverem kompozycji trance`owego projektu June Reactor, a w oryginalnej wersji słowa tekstu, układające się w zapowiedź Bożego Sądu zostały sklejone z sampli wyciętych z... filmu „Dziesięć przykazań”.

Swans „Children Of God”

Jeśli próbować by wymienić najważniejszy album w historii muzyki rockowej poświęcony Bogu, na pewno byłby to „Children Of God” amerykańskiej grupy Swans z 1987 roku. Nigdy wcześniej ani później żaden wykonawca tego gatunku nie stworzył tak wielowymiarowego dzieła. Do dzisiaj trwają spory, czy jest to płyta pro- czy anty-religijna. Główny twórca tego materiału – wokalista Michael Gira – nie ułatwia fanom i krytykom tego zadania. Nigdy jednoznacznie nie wyjaśnił przesłania słynnej płyty. Wychowany w katolickiej rodzinie, nie ukrywa od dawna swej fascynacji fenomenem wiary i podkreśla, że chce, aby jego kompozycje brzmiały, jak „najwspanialsze hymny do Boga”. My wyjaśniamy przesłanie „Children Of God” w ten sposób: to concept-album, którego podmiot liryczny początkowo uznaje Boga i religię za wytwór człowieka, a dopiero po śmierci przekonuje się, że Bóg naprawdę istnieje i ofiarowuje zbawienie. Stąd finałowe nagranie tytułowe, w którym ówczesna wokalistka Swans – Jarboe – wyśpiewuje przejmujące przesłanie: „Jesteśmy wyjątkowi/ Jesteśmy doskonali/ Zrodziliśmy się w bożym zamyśle/ Nasze umęczone ciała nie będą już nigdy więcej cierpieć/ Jesteśmy dziećmi Boga”.

PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski