Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyznajemy muzyczne "Złote Maliny"!

P
Niedawna premiera filmu „Kac Wawa” wywołała postulat ustanowienia polskiego odpowiednika nagrody dla najgorszego filmu – „Złotych Malin”. My wpadliśmy przy tej okazji na inny pomysł. Warto byłoby również przyznawać co roku podobne „wyróżnienia” w muzycznym show-biznesie.

Ponieważ nie było u nas na razie takiej praktyki, proponujemy od razu wybrać dziesięciu najbardziej obciachowych wykonawców polskiej piosenki minionej dekady. Czy zgadzacie się z naszymi typami?

Doda

Doda - Fot. Universal Music Poland

Raperzy z Grupy Operacyjnej nazwali ją „blacharą” i trafili za to do sądu. Ale sama sobie jest winna. Bo właśnie seksualną prowokację uczyniła swoim sposobem na sukces. I udało jej się – bo wcześniej nie mieliśmy w Polsce takiego przypadku. Chociaż wielokrotnie podkreślała swój wysoki współczynnik inteligencji, tak naprawdę wymyślenie takiego chwytu marketingowego nie wymagało wielkiego wysiłku intelektualnego.

Najgorsze polskie filmy roku wybrane. Kto zgarnął najwięcej Węży - polskich antynagród filmowych?

Pomysły na siebie czerpała bowiem oczywiście od amerykańskich gwiazd – przede wszystkim Madonny, ale też Christiny Aguilery czy ostatnio Lady Gagi. Przeszczepiła je jednak na polski grunt w wyjątkowo prostacki sposób – dopasowując do mentalności najprymitywniejszego odbiorcy pop-kultury. Choć jej ostatni album – „Siedem pokus głównych” – zapowiadano na wielkie wydarzenie, okazał się kompletną klapą. Jego porażka oznacza jedno – polska publiczność znudziła się kolejnymi prowokacjami swej dawnej ulubienicy. Spadek popularności Dody zbiegł się z zakończeniem jej związku z Nergalem, który wykorzystał ją dosyć perfidnie, aby samemu zaistnieć medialnie. Wszystko wskazuje więc na to, że nasza rodzima „królowa kiczu” nie podniesie się już po tym nokaucie.  Stąd coraz częściej bąka w wywiadach o emigracji z Polski, która jakoby nie poznała się na jej talencie. Życzymy naszej ulubionej „gwieździe” szerokiej drogi!

Michał Wiśniewski

Wiśniewski - Fot. archiuwm wykonawcy

Właściwie to można mu wiele wybaczyć – każdy, kto miałby takie dzieciństwo, wiódłby potem równie pokręcone życie. A show-biznes nie sprzyja ludziom o niestabilnych osobowościach. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej podkręca to rozchwianie. To pewnie dlatego Wiśniewski zmienia żony jak rękawiczki, pakuje się w kolejne nieudane przedsięwzięcia i usilnie próbuje utrzymać na sobie uwagę opinii publicznej. Najgorsze jest jednak to, że przez prawie dekadę potrafił wmówić Polakom, że jego piosenki są coś warte. Tymczasem twórczość Ich Troje była od początku kwintesencją nadwiślańskiego kiczu w najczystszej postaci – rozdmuchanego do wielkoformatowego rozmiaru tandetą rodem z wiejskiego jarmarku. Swoje dołożyła do tego fenomenu nasza publiczna telewizja. To przecież Nina Terentiew za czasów swych rządów w TVP2 sprawiła, że Ich Troje stali się narodowym zespołem numer jeden. Całe szczęście od 2008 roku nie uraczył nas on niczym nowym. Sam Wiśniewski jednak nie próżnuje. Jego tegoroczny album „Sweterek część I” zawierający poezję śpiewaną (!), nie znalazł chyba żadnego nabywcy. Miejmy nadzieję, że to zakończy karierę Wiśniewskiego na dobre.

Stachursky

Stachursky - Fot. Universal Music Poland

Zaczynał od topornej muzyki dance, a potem doznał olśnienia i postanowił zostać gwiazdą rodzimego popu. I udało mu się, chociaż nadal śpiewa dance. Jego płyty kupiło aż 700 tysięcy osób w naszym kraju. Może to dlatego, że rzucił na nich urok? Bo Stachursky jest podobno wielkim miłośnikiem ezoteryki. Ma w domu trzy rodzaje piramid Horusa, które emitują dobrą energię. Kiedyś przyznał, że zdarza mu się nie jeść przez kilkanaście dni, bo potrafi odżywiać się wyłącznie energią słoneczną. „Fachowcy” z portalu Antylicho uwolnili go kilka lat temu od klątwy, dzięki czemu zaczął odnosić pasmo sukcesów. Na stronie internetowej sprzedającej wspomniane piramidy, trafiliśmy na ciekawy dialog między Stachursky`m a producentem tychże przedmiotów (pisownia oryginalna): „Jacek powiedział do Haralda: „OK Harald, zróbmy z tego świata zrobić lepsze miejsce". Harald odpowiedział: „Bardzo dobrze Jacku! My już długo pracujemy nad tym i bardzo się cieszę że mogłem Cię poznać! Gdy połączymy nasze siły i pomożemy sobie wzajemnie będziemy jeszcze bardziej skuteczni”. Czyżby Stachursky zamierzał przejąć władzę nad światem?

Gosia Andrzejewicz

Chciała być polską Britney Spears. Dlatego opowiadała w wywiadach o tym, że zachowuje cnotę dla tego jedynego do ślubu. A przy tym obnosiła się w kusych spódniczkach i wyciętych dekoltach, aż ciało wylewało jej się na wszystkie strony. Właściwie to mogłaby być również polską Beyoncé. Ale tylko dlatego, że to początkowo ojciec kierował jej karierą. Potem głośno było o jej wyrwaniu się spod kontroli wszechwładnego rodzica i przeprowadzce z Bielska-Białej do Warszawy. Pocieszenie miała znaleźć w ramionach swego partnera z tańca na lodzie – kanadyjskiego łyżwiarza Nicolasa Keagena, który wsławił się wielce inteligentnym stwierdzeniem, że lubi „cycki i Polki”. Niestety – widocznie Gosia nie odpowiadała jego wyobrażeniom dotyczącym mieszkanek naszego kraju i szybko czmychnął za ocean. Od tamtej pory Andrzejewicz pracuje nad nowym albumem – jeśli będzie jednak zawierał tak samo beznadziejne piosenki, jak te poprzednie, trudno jej będzie znaleźć innego kandydata na tę wyczekiwaną noc poślubną.

Mezo


Mezo - Fot. archiwum wykonawcy

Największy obciach polskiego hip-hopu. Wystarczy posłuchać jego tekstów. „Dziewczyno! Jak wino uderzasz do głowy. Aniele! Tak wiele dla Ciebie bym zrobił". Albo: „Nie byłaś pierwszą, drugą, nie trwało to długo, Nie byłaś trzecią, wpadłaś, wypadłaś stąd jak przeciąg”. No i jeszcze: „Kręć tyłkiem ile chcesz, dla mnie jesteś obca/ Mam gdzieś Twą kształtną pierś i wysoki obcas”. Powiedzmy sobie szczerze – upublicznianie tak żenujących rymów powinno być karane z urzędu. I jeszcze ta muzyka – każdy utwór taki sam, rapowane zwrotki i śpiewany przez jakąś wokalistkę refren, wszystko na tej samej linii melodycznej. Dlaczego fani autentycznego hip-hopu nie założyli jeszcze na Facebooku strony: „Nie dla Mezo w telewizji”? Nic dziwnego, że w zeszłym roku w końcu zostawiła go żona. Tylko najdziwniejsze, że podobno związała się z... Robertem M. Toż to przecież... największy obciach dla polskiej muzyki klubowej!

Łzy

Jeśli prowincja może być uosobieniem złego smaku – to właśnie w wersji zespołu Łzy. Przaśnie, banalne, kiczowate piosenki zaprowadziły jednak Adama Konkola i Anię Wyszkoni na szczyty rodzimego show-biznesu. W ten sposób muzycy z Pszowa trafili do Opola i Sopotu, a nawet reprezentowali Polskę na festiwalu muzycznym krajów nadbałtyckich w Karlshamm.

Czytaj więcej: Idole i nieudacznicy >>

W swej twórczości dokonali rzeczy karygodnej – rozpuszczenia rockowego brzmienia w tanim sentymentalizmie rodem z tandetnych czasopism w rodzaju „Życie na gorąco”. Sukcesy grupy załamało dopiero dwa lata temu rozstanie z wokalistką. Ta nowa – Sara Chmiel – jest  młodsza i ładniejsza, ale śpiewa jeszcze gorzej. Miejmy nadzieję, że porażka ubiegłorocznej płyty Łez – „Bez słów” – zakończy ten żałosny rozdział w polskiej muzyce rozrywkowej.

Robert Janowski

Właściwie jest z wykształcenia weterynarzem. I chyba lepiej byłoby, gdy pozostał przy tym zawodzie. Ale nie – zachciało mu się kariery piosenkarza i aktora. Upodobał sobie śpiewanie coverów. Kiedyś sięgał po piosenki z lat 60. i 70., a ostatnio z lat 80. Niestety – wypada w tym repertuarze koszmarnie. Jego interpretacje dawnych przebojów są kwintesencją totalnej bezbarwności. Dokładnie tak, jak jego występy w teleturnieju „Jaka to melodia”. Telewizji to jednak nie przeszkadza – według oceny medialnych znawców, jego występy przyniosły prawie 120 milionów zysków z emitowanych przed i po programie reklam. Nie zaszkodził mu nawet ostatni skandal obyczajowy – rozstanie z żoną po trzynastu latach małżeństwa i pojawienie się na rozdaniu Telekamer ze znacznie od siebie młodszą nową narzeczoną. Dlatego pewnie sądzi, że z taką pozycją może sobie śpiewać co chce. Ale my nie musimy tego słuchać.

Video

Najgorszy zespół w historii polskiego rocka. Sztuczny twór powołany do życia przez byłego współpracownika Dody z grupy Virgin – Tomka Luberta – i menedżera choćby Ich Troje (oraz męża Ani Wyszkoni) – Macieja Durczaka. Już wszystkie te nazwiska mówią same za siebie. A Lubert tuż przed debiutem rozgłaszał wszem i wobec, że będzie grał muzykę... „alternatywną”. Potwierdzeniem tego miał być utwór zatytułowany „Weź nie pierdol”. Niestety panowie się pokłócili (pewnie o pieniądze) – i Lubert musiał odejść. Sztuczny twór jednak przetrwał – tym razem pod wodzą aktorzynę Wojtka Łuszczykiewicza. Dzięki potężnym nakładom finansowym wielkich koncernów płytowych (najpierw Sony, potem EMI) udało się wmówić dzieciakom, że Video to prawdziwe gwiazdy. W efekcie podczas rozdania tegorocznych nagród przez telewizję VIVA, ulizany blondynek został... artystą (jak można używać tego słowa w tym przypadku) roku! To znaczy jedno – media zrobiły znacznej części polskiej młodzieży wodę z mózgu. Jak w tej sytuacji nie martwić się przyszłość ojczyzny?

Sara May

Czego ta biedna dziewuszyna nie robiła, żeby zwrócić na siebie uwagę? Nagrywała głupie piosenki, odkrywała swe wdzięki, przywdziewała ekstrawaganckie stroje, bluzgała na inne gwiazdki, prowadziła blog, który przekraczał dopuszczalne stężenie bzdur na jeden centymetr kwadratowy Interntu. I nic z tego – nikt nie traktuje je poważnie, płyty się nie sprzedają, na koncerty nikt nie przychodzi. Zyskała tylko opinię kompletnie niezrównoważonej osoby, która dla pięciu (a może nawet dwóch) minut sławy (to chyba jednak nieodpowiednie słowo) gotowa jest zrobić wszystko. I aż trudno uwierzyć, że Sara skończyła… prestiżową szkołę muzyczną. Wstyd!

Ewa Sonnet

Na koniec największe kuriozum polskiego show-biznesu. I zarazem największy biust polskiego show-biznesu. Póki zajmowała się obnażaniem swych wielgaśnych piersi w magazynach typu „CKM” – była na swoim miejscu. Ale gdy zaczęła nagrywać piosenki – granice przyzwoitości zostały przekroczone. Co najdziwniejsze, „zauważył” i „wylansował” ją sam... Robert Janson z Varius Manx! Musiały stać za tym wielkie pieniądze. Ten, kto kupił któryś z nagranych przez nią dwóch albumów, dał się najzwyczajniej w świcie nabić w butelkę. Piskliwy głosik, fatalna muzyka, ubogie brzmienie – nawet gigantyczny biust w teledyskach nie potrafił pomóc w promocji tego badziewia. Całe szczęście Sonet znikła równie szybko, jak się pojawiła. I nikt za nią nie tęskni.

PAWEŁ GZYL

Ponieważ ewentualne nagrody dla najgorszych wykonawców polskiej piosenki nie mają jeszcze swej nazwy, mamy kilka propozycji. Która z nich jest najlepsza? Oto nasze propozycje, możesz zaproponować także własne propozycje nazwy.* Wystarczy, że wyślesz ją na adres [email protected]

1.    Złoty Paw

2.    Stalowy Gigant

3.    Diamentowa Szpila

4.    Czerwona Cegła

5.    Tępa Piła

*) Głosuj za pomocą

sondy

Jednocześnie głosujcie* kto na tą nagrodę z polskich artystów zasługuje najbardziej:

1. Doda

2. Michał Wiśniewski

3. Stachursky

4. Gosia Andrzejewicz

5. Mezo

6. Łzy

7. Robert Janowski

8. Video

9. Sara May

10. Ewa Sonnet

*) Głosuj za pomocą

sondy

Swoje typy przysyłajcie także na adres [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski