Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biegunka legislacyjna

Redakcja
Mieszkańcy idealnej krainy Tomasza Morusa nie potrzebują wielu praw, by żyć szczęśliwie. Wręcz przeciwnie. Ze zgrozą spoglądają na państwa, których obywatele nie potrafią ani przeczytać, ani zrozumieć olbrzymich ilości skomplikowanych przepisów, którym podlegają.

Szybcy i wściekli

   Tyle utopiści, tymczasem witamy w nadwiślańskim kraiku, pchanym przez swoich parlamentarzystów w kierunku idealnej antyutopii. Nie ma się zresztą co dziwić, bo jak mówił Tacyt: "Przy największym nierządzie państwa, najliczniejsze są prawa".
   W 2004 r. Sejm przygotował 286 nowych ustaw. Twory to dorodne, by nie rzec opasłe, gdyż 21 tysięcy stron zawiera prawie 2900 aktów prawnych. Demokracja i kapitalistyczny dobrobyt służą maleństwom, które na początku lat 90. liczyły zaledwie po 2 tysiące stron.
   Miniony rekordowy rok przyniósł 250 ustaw, w tym 75 związanych z akcesją do UE. Jednocześnie z dwóch do ośmiu stron wzrosła średnia objętość aktu prawnego. Gargantuiczne rozmiary niekontrolowanego prawodawstwa wywołują lawinę niezrozumiałych nawet dla prawników przepisów, o głośnych legislacyjnych bublach nie wspominając. Majstersztyki niefrasobliwości i niekompetencji wypadało znowelizować - stąd z 250 ponad połowa ustaw (130) to nowelizacje.
   Nieraz dochodziło do absurdalnych sytuacji, gdyż zapowiadano nowelę jeszcze w trakcie vacatio legis nowelizowanej ustawy. Oczywiście zanim ona nadeszła, przez jakiś czas (zazwyczaj dłuższy niż krótszy) obowiązywały regulacje, co do których wszyscy wiedzieli, że są złe. A często i bezsensowne.
   Pamiętajmy, iż ustawa pociąga za sobą również konieczność przygotowania licznych przepisów wykonawczych. Z ich wydawaniem już prawie nikt nie nadąża, co powoduje, że wiele parlamentarnych pomysłów leży odłogiem. Często ich wykonywanie przyniosłoby więcej szkody niż pożytku, ale ten stan rzeczy nie służy zasadzie państwa prawa i zaufaniu obywateli do wydawanych norm. Więcej i lepiej to hasła hipermarketów - i tylko tam mają racje bytu.
   Stanowienie prawa w tempie jedna ustawa na 1,5 doby to swoisty rekord. Jednak zawody Formuły 1 udowadniają, że zawrotna prędkość prowadzi błyszczące bolidy i do mety, i na złomowiska... Biopaliwa, abolicja podatkowa czy niekończące się dywagacje, jaka kratka czyni z malucha ciężarówkę - to legislacyjne niewypały, które wpędzają do rowu nie tylko autorytet Sejmu, ale i działalność obywateli.
   Oczywiście posłowie nie zmuszają nikogo do kupna samochodu ani do tankowania benzyny. Podobnie nie trzeba chorować, dopóki nie zostanie zmieniona, uchylona przez Trybunał Konstytucyjny, podstawa prawna funkcjonowania Narodowego Funduszu Zdrowia. Na dobrą sprawę każdy może wstąpić do zakonu kontemplacyjnego, gdzie reguła jest wprawdzie surowa, ale klarowna i rzadko zmieniana.
   Nie sprawdziło się bowiem magiczne myślenie, że szybkość przechodzi w jakość. Biegunka legislacyjna powoduje, że uchwalane są przepisy niezharmonizowane albo wzajemnie sprzeczne, niejasne i nieczytelne, rojące się od odesłań oraz słowniczków. Słowniczki to sprawa niebagatelna, bo już nawet regulacje o podobnej tematyce mogą odmiennie definiować to samo pojęcie.
   Pewność prawa staje się ulotnym mirażem, w kraju, gdzie od 2000 r. przepisy podatkowe zmieniono około 40 razy. Tymczasem obywatele biegają jak oszaleli, przenosząc oszczędności do funduszy inwestycyjnych oraz na lokaty antypodatkowe. A i to nie pozwala na spokojny sen, bo kto wie, co przyniesie następne półtora dnia?
   Błędy i niespójności jako efekt szybkości prac to nie tylko domena projektów poselskich, ale także rządowych. Nie można się temu dziwić, skoro jeden projekt wędruje z resortu do resortu i nikt właściwie nie wie, kto za niego odpowiada. Niekiedy pomysł nowego prawa powstaje jednocześnie w kilku ministerstwach, które nie konfrontują wzajemnie swoich dokonań.

Wiejska locuta, causa...

   Żaden system prawa nie uchroni się przed regulacjami wadliwymi merytorycznie. Jednak nawet takie powinny wpisywać się w spójną wizję systemu, winny być zrozumiałe dla adresatów i możliwe do stosowania. Muszą wyrażać przemyślany zamysł prawodawcy, choćby był on sprzeczny z poglądami większości. Cóż z tego, skoro legislacyjny taśmociąg wypluwa ustawy napisane niechlujnie i bezmyślnie.
   Rozważania o technice prawodawczej toczone co jakiś czas na Wiejskiej przypominają dumania saharyjskich Beduinów o inżynierii genetycznej. Żeby móc zaaplikować pacjentowi zasady techniki legislacji, trzeba najpierw usunąć raka kardynalnych wpadek. A tych się nie uniknie przy stanowieniu norm tylko i wyłącznie dla poklasku. Instrumentalne traktowanie prawa w zależności od tego, co powiedzą w "Faktach", może i trafia w gusta części wyborców, ale na sejmy nie jeździ się już z instrukcjami. Można więc sobie pozwolić na nieco swobody w imię stabilności systemu.
   Pobili kogoś: wieszajmy dresiarzy na latarniach. Afera FOZZ - rozciągnijmy granice przedawnienia. Proponuję perspektywicznie do 100 lat za najcięższe zbrodnie i 50 dla występków. Jedną sprawę będą badały trzy generacje prokuratorów, a przed karzącą ręką sprawiedliwości nie ucieknie nikt. Chyba że popełni morderstwo jako roczne dziecko.
   Pod rękę z instrumentalizacją idzie upolitycznienie prawodawstwa, w wyniku czego nawet najmądrzejszy, najbardziej jasny przepis po seriach polityczno-lobbystycznych targów staje się nieczytelny i niezrozumiały. Słusznym staje się postulat, aby za wzór posła postawić Sebastiana Florka czy Krzysztofa Rutkowskiego, słynnych z ubogiej frekwencji i aktywności. Niech posłowie bawią się w detektywów, prowadzą karczmy, a nie "majsterkują" na sali obrad. Parafrazując Petroniusza: Pośle, bądź zdrów, lecz nie głosuj, zabijaj, lecz nie pisz ustaw, truj, lecz nie uchwalaj.

Wielki Brat patrzy

   Legislacyjna biegunka ma jeszcze jedną przyczynę. Jest nią hobbystyczne wręcz zamiłowanie parlamentarzystów do dłubania w naszej codzienności. Jak pisał Henryk Kupiszewski: "Państwo przejmuje na siebie coraz więcej obowiązków, a w imię demokracji, równości, sprawiedliwości reguluje coraz to drobniejsze kwestie, starając się zaprogramować wyczerpująco sposób postępowania w każdej sytuacji (...). Miast ogólnych przepisów, które by się stosowało na drodze wykładni, prą oni do gotowej recepty, która odejmuje niewdzięczny trud myślenia".
   Z okazji akcesji Polski do Unii Europejskiej przeszczepia się na polski grunt setki unijnych przepisów, mimo że w wielu przypadkach wystarczyłoby interpretować prawo rodzime w unijnym duchu. Sztuczne i nachalne normowanie każdego aspektu codzienności blokuje wolność i inicjatywę, dając w zamian wątpliwą korzyść opisania i zdefiniowania każdego życiowego kazusu.
   Metrykalnie rzecz biorąc, na Wiejskiej panuje gerontokracja. Nic bardziej mylnego, podstarzali parlamentarzyści już dawno wkroczyli w etap starczego zdziecinnienia i mają poczucie odpowiedzialności trzylatka budującego dziesiątki ustawowych zamków z piasku. Niestety, dziecięce zamki z piasku mają to do siebie, że za dotknięciem dorosłego łatwo się rozsypują.
   Jedyne, co możemy zrobić to próbować nie oddychać (a nuż wprowadzą taksę klimatyczną), uważać na głowę i czekać. Czekać na okazję zakończenia czteroletniego karnawału w wesołym miasteczku na Wiejskiej. Zwłaszcza że posłowie zgarnęli wszystkie karuzele, obywatelom zostawiając pałac strachów.
MARCIN BALICKI
   Autor jest studentem II roku prawa UJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski