Rekonstrukcja rzezi wołyńskiej budzi emocje jeszcze przed odtworzeniem. Protestują Ukraińcy.

Rekonstrukcja ludobójstwa dokonanego w latach 1943-1944 przez Ukraińską Powstańczą Armię na ludności polskiej ma być częścią obchodów 70. rocznicy tych wydarzeń. Odbędzie się 20 lipca.

Tak kontrowersyjne przedsięwzięcie to pomysł Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K", które odtwarzało wcześniej m.in. walki toczone we wrześniu 1939 r. w Przemyślu i deportację w 1940 r. ludności polskiej na Sybir. Niewiele ponad miesiąc przed rekonstrukcją coraz wyraźniejsze stają się głosy niezadowolenia Ukraińców.

Przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma mówi, że każdy naród ma prawo mówić o swojej historii, jednak plany stowarzyszenia z Przemyśla nazywa "grą na emocjach". - Jeżeli się robi rekonstrukcję, i się o niej mówi, na terenie Podkarpacia, gdzie mamy takie miejscowości jak Pawłokoma, Małkowice, Berezka, Bachów, gdzie ginęli także cywilni Ukraińcy, i się o tym nie wspomina, nie mamy do czynienia z dialogiem. Mamy do czynienia z próbą wygrywania historii do bieżących celów - uważa Piotr Tyma.

Rekonstrukcja ma się odbyć pod hasłem "Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary". Prezes PSRH "X D.O.K." Mirosław Majkowski podkreśla, że nie będzie pokazywania bestialstwa, a wydarzenia sprzed 70 lat ukazane zostaną "z wykorzystaniem dźwięku, światła i gry teatralnej". W komitecie organizacyjnym znaleźli się m.in. badacz ludobójstwa na Wołyniu Ewa Siemaszko oraz były opozycjonista, społecznik i historyk ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

O kontrowersjach wokół planowanej rekonstrukcji pisaliśmy już w lutym tego roku. Niefortunność rekonstruowania tych wydarzeń krytykował na łamach "Dziennika Polskiego" m.in. prezes Światowego Kongresu Kresowian mec. Jan Skalski.