Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pozbyć się z Polski partii typu leninowskiego

WŁODZIMIERZ KNAP
Popatrzmy, bo to może ostatni billboard wyborczy... Fot. Piotr Krzyżanowski
Popatrzmy, bo to może ostatni billboard wyborczy... Fot. Piotr Krzyżanowski
POLITYKA. Politycy stale kombinują przy prawie wyborczym. Chodzi o to, by przynosiło im najwięcej korzyści. - Najczęściej jednak na tego typu kalkulacjach wychodzą na zero, a czasami jak Zabłocki na mydle - mówi dr Olgierd Annusewicz z Zakładu Socjologii i Psychologii Polityki UW.

Popatrzmy, bo to może ostatni billboard wyborczy... Fot. Piotr Krzyżanowski

-Wybory mogą trwać i miesiąc, głosować można tak czy siak, korzystać w kampanii z tego i owego. To wszystko nie ma znaczenia - podkreśla Janusz Sanocki, jeden z twórców Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW), nawiązując do zmian w prawie wyborczym, jakie nam szykują PO i RP (patrz ramka).

Dlaczego? Ponieważ obecna ordynacja sprawia, że bierne prawo wyborcze jest całkowitą fikcją. Przecież o tym, kto zasiada w Sejmie, decydują liderzy partyjni. - My, wyborcy, możemy w praktyce głosować jedynie na tych, których podadzą nam na tacy Tuskowie, Kaczyńscy, Palikotowie, Millerowie itp. wodzowie, bo duże partie w Polsce mają charakter wodzowski.

Sanocki przyznaje, że można założyć komitet wyborczy i pod jego sztandarami ubiegać się o mandat poselski, lecz w praktyce jest to fikcja. - To tak, jakby uzależnić start w wyborach od wpłacenia co najmniej półmilionowej kaucji. Nie zgadza się, że wybory do Senatu mają rzeczywisty charakter wyborów przeprowadzanych w okręgach jednomandatowych, ponieważ okręg liczy średnio blisko 400 tys. osób. To kłóci się z logiką JOW zakładającą, że parlamentarzysta ma mieć dość bliski kontakt z wyborcami. Gdyby wybory do Sejmu przeprowadzane były w 460 okręgach, wówczas przyszły poseł reprezentowałby 80 tys. Polaków. - Taka proporcja byłaby dobra. Niemal identyczna jest w Wielkiej Brytanii - twierdzi Sanocki.

Przyznaje, że wybory w jednoosobowych okręgach prowadzą do dwubiegunowej sceny politycznej. - Z tym, że jest na niej miejsce dla pojedynczych niezależnych posłów i senatorów - mówi Sanocki. - Przede wszystkim jednak dwie kluczowe partie nie mają z natury rzeczy charakteru partii typu leninowskiego, co dziś w Polsce jest powszechne. Przypomina, że partia według Lenina cechuje się posiadaniem wodza, kadr i dyscypliną partyjną. A przy wyborach w JOW nie ma m.in. wyrzucania z partii przez lidera, bezwzględnego podporządkowania wodzowi, a stronnictwa - jak w USA czy Wielkiej Brytanii - są nieporównywalnie bardziej otwarte i obywatelskie niż w Polsce.

Przypomnijmy, że PO w 2004 r. zebrała 800 tys. podpisów pod wnioskiem dla wprowadzenia wyborów do Sejmu w jednoosobowych okręgach. Karty z podpisami zostały jednak zmielone w niszczarce. Na czele tamtej akcji stał ówczesny wicemarszałek Sejmu Donald Tusk.

Prof. Stanisław Gebethner, konstytucjonalista z UW, wątpi, by ordynacja większościowa przyniosła cokolwiek dobrego. Zwraca uwagę, że tzw. przeciętny Polak nie jest zainteresowany polityką i tego nie zmieni metoda wybierania na stanowiska publiczne. - Większość osób wybranych w jednomandatowych okręgach mandat będzie zawdzięczać bogatym ludziom, którzy sfinansują ich kampanię, a potem będą wymagać posłuszeństwa - argumentuje.

Zdaniem dr. Annusewicza, kształt ordynacji może mieć jednak wpływ na wynik, zwłaszcza gdy będzie tak skonstruowana, że podniesie frekwencję.

W jego ocenie tylko czasami prawdziwy jest obiegowy sąd, że wyższa frekwencja jest korzystna dla ugrupowań liberalnych (zwłaszcza PO), niższa zaś miałaby sprzyjać formacjom socjalnym, głównie PiS. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 2007 r. W tamtych wyborach - według Annusewicza - gdyby do urn poszło mniej niż 50 proc. uprawnionych, wygrałoby PiS. - Ale wybory do Sejmu mające się odbyć w 2015 r., po 8 latach rządów PO, gdyby trwały dwa dni, mogłyby być na rękę opozycji - prognozuje. - Można przyjąć, że powodem, dla którego większość ludzi zdecydowałaby się w końcu iść do urn, byłby sprzeciw wobec dotychczasowej władzy.
Dr Annusewicz rozumie obawy PiS przed zakazem używania w kampanii wyborczej billboardów. - Jednak ten zakaz w takim samym stopniu uderzyłby w PO - twierdzi. - Takie rozwiązanie korzystne może być jedynie dla małych, biednych formacji, jak PJN czy SP.

Znawca polityki z UW jest przeciwny głosowaniu przez internet. Zwraca uwagę, że głosowanie ma być tajne i bezpieczne. - Ja nie ufam komputerom - mówi. - Nie mam gwarancji, że ktoś nie włamie się i nie dokona szwindlu na masową skalę.

JAKIE ZMIANY WYBORCZE SZYKUJE PO I RP?

Posłowie PO chcą m.in.:

- dwudniowego głosowania w wyborach do parlamentu;

- zakazu prowadzenia kampanii billboardowej;

- rozszerzenia prawa do głosowania korespondencyjnego na wszystkich obywateli;

- listownego informowania wyborców o zasadach głosowania i o tym, gdzie znajduje się ich komisja wyborcza, co kosztowałoby budżet ok. 100 mln zł.

Ruch Palikota dodaje:

- możliwość głosowania przez internet w wyborach samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich.   (K.W.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski