Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrwa w "drugim szeregu"

EWA KOPCIK
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
PRAWO. IPN umorzył śledztwo przeciwko Tomaszowi Warykiewiczowi, byłemu doradcy szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Po prawie 6 latach od postawienia mu zarzutu udziału w komunistycznej zbrodni, prokuratorzy uznali, że nie ma na to dowodów.

Fot. Archiwum

- Możliwości wykrycia winnych w tej sprawie zostały wyczerpane. Mimo przesłuchania wielu świadków, zbadania dokumentów, zdjęć i filmu, nie można przyjąć, że podejrzany kogokolwiek pobił - mówi prok. Marek Kowalcze z pionu śledczego IPN.

Chodzi o tzw. drugi szereg, czyli brutalną pacyfikację pokojowej manifestacji z 3 maja 1987 r. Rozbili ją ubrani po cywilnemu milicjanci, którzy wmieszali się w pochód, schodzący ze wzgórza wawelskiego w kierunku ul. Podzamcze. Funkcjonariusze atakowali z przodu, z tyłu, z boku. Kopali, bili pięściami i metalowymi rurkami od transparentów, wykręcali ręce.

Jeden z pobitych opozycjonistów, Zbigniew Romanowski, trafił do komendy przy ul. Mogilskiej ze złamanym ramieniem, żuchwą, żebrami i oderwaną kostką podudzia. Co najmniej 12 innych zostało poturbowanych.

Po raz pierwszy śledztwo w tej sprawie krakowska prokuratura wszczęła na początku lat 90., ale je umorzyła - z braku dowodów. Wznowiono je w styczniu 2007 r. po emisji w TVP reportażu Macieja Gawlikowskiego, w którego ręce trafił esbecki film nakręcony podczas zajść w 1987 r. na Wawelu. Widać na nim początek pacyfikacji demonstracji. Obrazy są szokujące. Jedna ze scen pokazuje, jak cywil z bokserskim nosem kopie leżącą na bruku starszą kobietę. To 73-letnia Petronela Wróbel. Pada nazwisko jej kata. Według autora filmu to Tomasz Warykiewicz, w 2007 r. doradca ministra Mariusza Kamińskiego, szefa CBA, a wcześniej naczelnik wydziału operacji specjalnych Komendy Głównej Policji (na początku lat 90. kierował też krakowskim "Antygan-giem", elitarną jednostką do walki z mafią). W filmie jest on określany jako wyjątkowy oprawca.

Po emisji telewizyjnego reportażu Warykiewicz stracił stanowisko w CBA. Prokurator Artur Wrona z krakowskiego IPN postawił mu zarzut, z którego wynikało, że wspólnie i w porozumieniu z innymi funkcjonariuszami brał udział w pobiciu wielu osób. Film był głównym dowodem w śledztwie. Ale akt oskarżenia, który trafił do sądu, już Warykiewicza nie obejmował. Bo okazało się, że mężczyzna z bokserskim nosem, który zadawał kopniaki, to nie on, ale Kazimierz Z., ówczesny funkcjonariusz plutonu specjalnego, a dzisiaj emeryt. Razem z pięcioma innymi byłymi milicjantami Kazimierz Z. został zresztą w maju tego roku skazany za pobicie opozycjonistów w czasie tej demonstracji.

- Doszło do pomyłki. Wynika to z analizy filmu oraz z porównania zdjęć funkcjonariuszy. Żaden z przesłuchanych świadków nie potwierdził też, by widział Tomasza W., jak bije uczestników demonstracji - mówi dziś prok. Marek Kowalcze.

Takie zeznania złożył jedynie Maciej Gawlikowski, który w czasie demonstracji szedł w pierwszym szeregu i sam został pobity. Przesłuchiwany na początku lat 90. w prokuraturze twierdził, że wśród bijących Zbigniewa Romanowskiego rozpoznał Warykiewicza.

- Rzeczywiście na filmie nie ma Tomasza Warykiewicza, choć rozpoznali go policjanci, którzy z nim wcześniej pracowali. Minęło wówczas 20 lat od tych wydarzeń, więc nietrudno pomylić uczestników tej bojówki - krótko ostrzyżonych, wysportowanych młodych mężczyzn. Nie ma jednak wątpliwości, że Warykiewicz uczestniczył w rozbijaniu demonstracji w 1987 r. pod Wawelem i doprowadził Romanowskiego do więźniarki, w wyniku czego ten doznał ciężkich obrażeń - mówi dziś Maciej Gawlikowski.
Zdaniem pobitego demonstranta: - Są na to dokumenty, w tym trzykrotne zeznania Warykiewicza składane w prokuraturze, przed sądem i w formie notatki służbowej. Dziś wiemy, że w jednym kłamał - dla uproszczenia sprawy, żeby nie wzywać już kolejnego funkcjonariusza na rozprawę przed kolegium, zeznał, że od początku brał udział w zatrzymywaniu Romanowskiego, a w rzeczywistości włączył się po około minucie.

Sam Tomasz Warykiewicz przyznaje, że 3 maja 1987 r. był pod Wawelem. Pracował wtedy w wydziale kryminalnym krakowskiej MO. - Wysłali nas tam bez żadnego planu i przygotowania. Wiadomo było z góry, że sytuacja wymknie się spod kontroli. Improwizowaliśmy, ale nikogo nie katowałem. Przez 21 lat - od pierwszej publikacji o "drugim szeregu" - dorabiano teorię do życia, nazywając mnie oprawcą. Jestem pewny, że gdyby był jakiś cień wątpliwości co do mojej roli w tej sprawie, byłbym jeszcze oskarżany przez kolejne 20 lat - mówi.

Były milicjant, podejrzany o pobicie solidarnościowych demonstrantów, był doradcą szefa CBA i szkolił policjantów w Bośni

Uwolniony od zarzutów Tomasz Warykiewicz przyznaje, że 3 maja 1987 r. był pod Wawelem. Dodaje też, że wydarzenia sprzed 25 lat mocno zaważyły na jego policyjnej karierze.

- Na początku lat 90. w ciągu godziny ówczesny komendant wojewódzki rozpędził "Antygang". Ja zostałem skierowany do komendy rejonowej w Nowej Hucie z zakazem pojawiania się w komendzie wojewódzkiej. Potem wylądowałem w komendzie głównej. Pozwolono mi pracować, ale co jakiś czas przypominano, że coś "jest na rzeczy" - mówi.

Był jednym z twórców w polskiej policji systemu PPP: policjant pod przykryciem, czyli operacji specjalnych używających funkcjonariuszy, którzy pod zmienioną tożsamością przenikają do gangów. Potem przez rok, jako ekspert Komisji Europejskiej, szkolił policjantów w Bośni. - Gdy wróciłem, nie było dla mnie żadnej pracy. Pod pretekstem, że znam języki, skierowali mnie do wydziału ds. współpracy z zagranicą, gdzie przez pół roku parzyłem herbatę dla delegacji. W końcu w 2006 r. napisałem raport o zwolnienie i przeszedłem na emeryturę. W 2007 r. trafiłem do CBA, na trzy miesiące - wspomina.

Dziś mieszka na Warmii, prowadzi biuro obrotu nieruchomościami. I jak mówi, nadal czyta w internecie, że był oprawcą, a sprostowania, które wysyłał do mediów, nigdy nie doczekały się publikacji.

Dlaczego dopiero po blisko 6 latach śledczy z IPN zdecydowali się zamknąć sprawę? - Chcieliśmy wykorzystać wszystkie możliwości dowodowe. Przypuszczaliśmy, że w czasie procesu pojawią się zeznania, które ujawnią nowe okoliczności - mówi prok. Marek Kowalcze.

W trakcie śledztwa prokuratorzy IPN ustalili nazwiska kilkudziesięciu funkcjonariuszy, którzy brali udział w rozbiciu demonstracji pod Wawelem. Dowodów na to, że bili opozycjonistów wystarczyło jednak tylko do skazania sześciu z nich. Poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości pozostali też ci, którzy wydawali im rozkazy. Choć akcja była zaplanowana, nie znaleziono dowodów, że bicie było częścią tego planu. Prokuratorskie postanowienie o umorzeniu śledztwa na razie nie jest prawomocne. Sam Gawlikowski twierdzi, że nie będzie się od niego odwoływał, choć z rozstrzygnięcia nie jest zadowolony.
- Milicjanci z wydziału kryminalnego byli często używani do wspólnych akcji z SB. Warykiewicz uczestniczył w ekipach, które wdzierały się do domów opozycjonistów, brał udział jako tajniak w tłumieniu demonstracji. Ale nie dziwi mnie to, że nie poniesie odpowiedzialności, skoro włos z głowy nie spadł jego dowódcom, z Czesławem Kiszczakiem na czele - komentuje dziś Gawlikowski.

SZEŚCIU SKAZANYCH

W maju krakowski sąd skazał sześciu byłych funkcjonariuszy Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie (z pionu kryminalnego i plutonu specjalnego ZOMO) za pobicie uczestników pokojowej demonstracji pod Wawelem. Czterem wymierzył kary więzienia - od dwóch lat i 10 miesięcy do dwóch lat i czterech miesięcy. Jednak na mocy ustawy amnestyjnej (z grudnia 1989 r.) wyroki te zostały zmniejszone o połowę, a ich wykonanie zawieszono na dwa lata. W stosunku do dwóch oskarżonych, choć sąd uznał ich winę, sprawę umorzono. To także efekt działania ustawy amnestyjnej.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski