Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces przeciwko autorowi i wydawcy książki opisującej współpracę m.in. nieżyjącego już Mieczysława Pszona, redaktora "Tygodnika Powszechnego" ze Służbą Bezpieczeństwa.
Nieobecny na rozprawie Jacek Pszon, syn redaktora "Tygodnika Powszechnego", twierdzi, że publikacja bezpodstawnie szkaluje dobre imię jego ojca. Domaga się przeprosin na łamach gazet i wycofania książki ze sprzedaży.
Oprócz Jana Widackiego zeznawał wczoraj również Henryk Woźniakowski, prezes wydawnictwa Znak, które wcześniej odmówiło publikacji kontrowersyjnej książki.
- Materiał sugerował, że środowisko ludzi związanych z "Tygodnikiem Powszechnym", było elementem systemu władzy PRL - twierdził prezes Znaku. Dodał, że książka krzywdzi w ten sposób wiele osób, nazywając ich wprost współpracownikami SB. - Miałem wrażenie, że podczas pisania autor niedostatecznie przeprowadził krytykę źródeł - zauważa Woźniakowski. Stwierdził również, że nazwanie kogoś współpracownikiem SB oznacza potraktowanie go jak klasycznego konfidenta.
Roman Graczyk uważa, że stosunków Pszona z SB nie mógł nazwać inaczej. - Tłumaczenie specyfiki relacji redaktora TP z SB i to, że nie był konfidentem, zajęło mi 50 stron książki, ale w rezultacie musiałem nazwać go współpracownikiem - tłumaczy autor. Mówił również, że zamiast o "współpracy", mógłby napisać o "kontaktach". - Ale kontakty z SB miał ks. Popiełuszko, który zapłacił za nie życiem -podkreśla Graczyk.
Autor książki zauważa, że proces jest walką o zakres wolności słowa w Polsce. - Jeśli przegram, to przez kolejne 30 lat nikt nie będzie miał odwagi pisać podobnie jak ja - twierdzi Graczyk. Kolejna rozprawa odbędzie się 11 maja.
Marcin Banasik
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?