MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miro, Rycho i Zbycho - rehabilitacja?

Redakcja
- Mam nadzieję, że to się zdarzy w tych dniach - mówił wczoraj marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna o czekającym go przesłuchaniu w prokuraturze badającej aferę hazardową. Platforma ma nadzieję na zakończenie sprawy, która zepsuła jej wiele krwi.

KONTROWERSJE. Finał afery hazardowej będzie dla Platformy Obywatelskiej raczej szczęśliwy. Jej politycy nie staną przed sądem.

Według wszelkich dostępnych znaków na niebie finał afery hazardowej będzie dla rządzącej partii raczej szczęśliwy: jej politycy nie staną przed sądem. Nie tylko Schetyna, którego udział w aferze był od początku wątpliwy, lecz także jej główni bohaterowie: politycy PO - Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki - oraz Ryszard Sobiesiak, biznesmen z branży i partner obu polityków w podsłuchanych przez CBA rozmowach z cyklu "na 90 procent, Rysiu, załatwię".

O finale śledztwa przesądza praktycznie fakt, iż Chlebowskiego i Drzewieckiego w ostatnich dniach przesłuchano - jako świadków. To niemal wyklucza postawienie im zarzutów. Cytowani przez media anonimowi przedstawiciele prokuratury mówią, że brak dowodów korupcji. Dla kogoś, kto uważnie śledził dzieje afery, to nie zaskoczenie. Od ujawnienia sprawy półtora roku temu widać było, że CBA nie chwyciło podsłuchiwanych za rękę, nie odnotowało żadnej konkretnej korzyści materialnej, jaką politycy uzyskaliby w zamian za lobbing w rządzie i Sejmie na rzecz rozwiązań pożądanych przez znajomego biznesmena. Nie dało się też dowieść, że to z tego powodu rząd zrezygnował z dopłat do hazardu. Nie znalazła też takich dowodów sejmowa komisja śledcza. Choć więc "rozgrzeszający" dla polityków PO finał prokuratorskiego śledztwa wzbudzi niewątpliwie falę oburzenia opozycji i części mediów, trzeba chyba uznać, że prawo zwyciężyło: obowiązuje wszak domniemanie niewinności. Nie było dowodów, że politycy popełnili przestępstwo, być może wręcz takiego przestępstwa nie było.

Znacznie większy opór budzi polityczny efekt spodziewanej decyzji prokuratury - pełna rehabilitacja Chlebowskiego i Drzewieckiego w Platformie i ich możliwy powrót na listy wyborcze partii. Zapytany o to wprost Schetyna odparł ogólnikowo, że po zakończeniu śledztwa obaj politycy będą mogli złożyć "aplikacje" w sprawie kandydowania do parlamentu.

Marszałek nie przesądził, że partia aplikacje przyjmie, ale dał do zrozumienia, że nie widziałby w nich niczego niewłaściwego. I choć parę godzin później szef partii zdystansował się od tej wizji, jest to poważny problem dla polskiego życia politycznego i powód do głębokiego rozczarowania tych, którzy swego czasu uwierzyli, że z "bohaterami" podsłuchów PO rozstała się na dobre.

Półtora roku temu można było mieć takie wrażenie. Platforma działała pod ogromną presją, bo efekt medialny publikacji stenogramów podsłuchów był potężny. Wyszło na jaw, że Chlebowski, szef klubu parlamentarnego partii rządzącej i przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych, która dbać ma o przejrzystość wszystkiego, co wiąże się z budżetem państwa - oto polityk tej rangi zapewnia znajomego biznesmena, że "załatwi" (a to przywrócenie odebranej koncesji, a to odstąpienie od dopłat do hazardu) i przepraszająco tłumaczy się, dlaczego mu dotąd nie wychodziło. Drzewiecki nie dał się złapać na równie żenujących rozmowach, ale wystarczał fakt, że minister rządu RP mógł rozmawiać ze swym znajomym z branży hazardowej o sprawie, którą jednocześnie opiniował w imieniu resortu - po myśli owego znajomego.
Chlebowski i Drzewiecki z hukiem stracili wszystkie funkcje państwowe i partyjne. Ten pierwszy został też zawieszony w prawach członka PO. Liderzy Platformy nie skazywali przedwcześnie kolegów na długoletnie więzienie, ale nie kładli wtedy akcentu na to, czy okaże się, że doszło do przestępstwa. Nie, akcent padał zupełnie gdzie indziej - na niestosowność czy wręcz niedopuszczalność takich zachowań w polityce.

- Trudno akceptować ten styl zachowań - mówił Donald Tusk niemal dokładnie półtora roku temu, wnioskując o odwołanie Chlebowskiego z funkcji w Sejmie i w klubie PO. Potem ten język łagodniał, ale jeszcze rok później ostre potępienie etycznej strony postępowania Chlebowskiego, i w mniejszym stopniu Drzewieckiego, znalazło się w raporcie końcowym sejmowej komisji śledczej, choć potępionym przez opozycję jako "zamiatanie afery pod dywan".

Czy coś się w tej mierze zmieniło? Oficjalnie - nic. Nikt nie podważył wiarygodności nagrań CBA, nikt z PO nie ogłosił, że od dziś rozmowy w stylu "Rysiu, załatwię" nie są już uważane za naganne. Nie zmieni tego też spodziewana decyzja prokuratury o braku konsekwencji karnych wobec głównych bohaterów afery. Zmieniły się jednak czasy, zmieniły się proporcje. Afera hazardowa dawno ustąpiła pola nowym, niejednokrotnie znacznie gorętszym sporom w polityce. Przynajmniej część liderów PO uznała, że to już tylko niegroźne hazardowe wspomnienie, skoro otwarcie rozważa udział "gwiazd" afery na swoich tegorocznych listach wyborczych.

Proszony o komentarz do słów Schetyny, Donald Tusk wczoraj w Brukseli zapewnił, że zadba, by listy wyborcze Platformy "nie były obciążone żadnymi dwuznacznościami". Zapewnił zarazem, że głęboko wierzy w uczciwość Drzewieckiego i pragnie, by prokurator oczyścił go z zarzutów kryminalnych. Czy to oznacza, że zdaniem premiera po prokuratorskim rozgrzeszeniu na kandydaturze Drzewieckiego nie będą już ciążyć żadne "dwuznaczności"? Czy to samo da się powiedzieć o Chlebowskim? Czy okaże się, że afery hazardowej w ogóle nie było?

Krzysztof Leski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski