Jako kierownik miałem nadzór nad całością. Pomagał mi Józek Niemiec (przyszły wicewojewoda), który znad zmęczonych twarzy dostojników „Trybuną Ludu” odganiał muchy. Nad całością wisiało rozpięte między drzewkami hasło: „Łąckim jabłkiem prosto z drzewa/Skusiła Adama Ewa”. Eksponowanie naddunajeckiej maksymy „Daje krzepę krasi lica/Nasza łącka śliwowica” uznaliśmy z Józkiem wyjątkowo za „nie na miejscu”.
Wyniesiony z Łącka sentyment do jabłek przetrwał we mnie do dziś i owocuje tropieniem ich śladów na naszych drogach. Cóż, gdy polskie króle nie wszystkie lubiły jabłka. Jagiełło, zapewne pod wpływem Disneyowskiego filmu o królewnie Śnieżce nie cierpiał nawet ich zapachu. W roku 1419 w tajemnicy przed królem przewożono jabłka cichcem w monarszej karecie. Piorun, który trafił w orszak, zabił dwu dworzan i, co gorsza, cztery konie z zaprzęgu oraz siedem rumaków rycerzy z orszaku. Zwycięzca spod Grunwaldu (który od tego dnia częściowo ogłuchł) szybko zdiagnozował przyczyny gniewu Niebios. Jabłka zostały definitywnie wyklęte, na Wawelu zostały gruszki. Tylko gruszki. Zawsze gruszki. Król je uwielbiał, a skonsumowawszy większą ilość, zasiadał na dłużej w wygódce i tam, przystępny jak nigdy, z ogromną łaskawością, załatwiał sprawy państwowe i ludzkie. Złe języki szeptały, że podobno właśnie w wychodku Jagiełło podjął decyzję o przyznaniu wsi Mszana praw miejskich.
Jabłka uwielbiała natomiast królowa Marysieńka Sobieska. Na jej rozkaz w Wilanowie jabłonek doglądał osobiście brzuchaty mąż, późniejszy pogromca srogiego Turczyna. Były to tzw. wierzbówki białe, wyhodowane w 1590 roku przez zakonników w Czerwińsku, a przywiezione do stolicy przez ogrodnika Jakuba Wieńczarka. Pewnego roku słabego urodzaju Wieńczarek zdołał zebrać jedynie koszyk wierzbówek. – Kosz tylko? – zawołał przerażony król, pomny wielkości apetytu małżonki. I tak powstała nowa nazwa słodkich, twardych, soczystych jabłek: koszteli.
Krakowa, mimo wysiłków prezydenta Majchrowskiego, nikt jeszcze nie nazywa Wielkim Jabłkiem. Nikt z krakowskich uczonych nie korzysta już z tego owocu przy udowadnianiu grawitacji ziemi. Nic nie słyszałem o zabawie na Błoniach lub w magistracie w Wilhelma Tella. Krąży tylko nadal popularny toast, przywieziony z Gruzji w czasach minionych: Gdy piękna carówna stała się kobietą, jej szlachetny ojciec ogłosił, iż otrzyma ją rycerz, który spełni następujący warunek: między dwiema białymi jak alabaster piersiami carewny zostanie położone czerwone jabłko. Należy je całkowicie przepołowić jednym cięciem miecza i to tak, by ani na jotę nie naruszyć alabastru biustu. I z całej wielkiej Rusi zaczęły zjeżdżać tłumy witezi, rycerzy, herosów, nawet, wstyd powiedzieć, zwykłej czerni, w komnacie dziewicy każdego dnia błyskały nagie miecze, piersi carewny pokrywały coraz liczniejsze, głębokie blizny, a jabłko pozostawało nierozcięte... Panowie i towarzysze, pijmy zdrowie rewolucji październikowej, która położyła kres tym niecnym ekscesom! Precz z Putinem!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?