MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pięć lat temu odszedł red. Andrzej Lenczowski

ANDRZEJ KOZIOŁ
Pracował od porannej operatywki do zamknięcia numeru FOT. ANNA KACZMARZ
Pracował od porannej operatywki do zamknięcia numeru FOT. ANNA KACZMARZ
WSPOMNIENIE. Dzisiaj mija pięć lat od śmierci Andrzeja Lenczowskiego, redaktora naczelnego "Dziennika Polskiego".

Pracował od porannej operatywki do zamknięcia numeru FOT. ANNA KACZMARZ

To już pięć lat... Doskonale pamiętam ten dzień. Z Markiem Sosenką, krakowskim antykwariuszem, grzebaliśmy w stosie starych pocztówek; przygotowywałem właśnie ilustracje do kolejnej książki. I wtedy zadzwonił telefon: "Lenczowski nie żyje".

Właściwie można było się tego spodziewać. Andrzej chorował od pewnego czasu, ale jakoś nikt nie pomyślał, że może odejść. Przede wszystkim dlatego, że nie powinno się umierać w tym wieku - pięćdziesiątka to przecież nieomal młodość. No i był silny, w zimowe weekendy, po kilku dniach redakcyjnej młócki, z prawdziwą radością wyjeżdżał na narty. Był wytrzymały; kiedyś red. Czesław Niemczyński, naczelny "Dziennika Polskiego", zagadnął: "Czy ktoś widział Lenczowskiego jedzącego?".

Rzeczywiście, zazwyczaj chodziliśmy na ostatnie piętro "Krążownika Wielopole", do bufetu pani Marysi, wyskakiwaliśmy do baru "Krakowskiego" przy ul. Starowiślnej - na obiad, na przekąskę. On nie. Od rana do nocy, do zamknięcia numeru, tkwił na posterunku, krzepiąc się kolejnymi szklankami herbaty, paląc kolejne papierosy. Jeszcze wtedy można było palić prawie wszędzie: w kawiarniach, w restauracjach, w biurach...

Od czasu do czasu, mniej więcej raz dziennie, ze szklanką herbaty i z papierosem wychodził z gabinetu naczelnego. Przed pokojem sekretariatu redakcji stały na korytarzu krzesła, stał mały, niski stolik. I właśnie tam toczyły się nasze korytarzowe rozmowy. Mówiliśmy o wszystkim: o literaturze, o historii, o polityce, o filmach. I zawsze z takiej rozmowy coś się narodziło, jakiś pomysł, jakiś temat na reportaż, publicystyczny tekst, felieton.

Jak się rzekło, pracował od porannej operatywki, poprzez operatywkę popołudniową, aż do zamknięcia numeru - kilkanaście godzin. Tak można pracować, jeżeli kocha się swą pracę. Myślę jednak, że Andrzej Lenczowski kochał ją także dlatego, że była to praca w "Dzienniku Polskim". Przez całe zawodowe życie związany był z tym tytułem. Zaczął - o czym lubił mówić - jako goniec, jeszcze podczas studiów. Później, kiedy już pracował w "Dzienniku" etatowo, był kolejno redaktorem technicznym, depeszowcem, sekretarzem redakcji, zastępcą redaktora naczelnego, wreszcie naczelnym. Kariera wręcz amerykańska!

Przeszedł kilka rewolucji: prywatyzację "Dziennika Polskiego", przejście od ołowianych czasów linotypów i metrampaży, żmudnie składających w stalowych ramach gazetowe kolumny, do epoki komputerów. I zawsze procentowało doświadczenie, którego nabrał, gdy był redaktorem technicznym - pozostał precyzyjny w niesamowity wręcz sposób. W ołowianych czasach komputer nie liczył wierszy, nie wlewało się ich na kolumnę jednym ruchem, klawiszowym skrótem. Do redakcji spływały różne skrypty, nie zawsze pisane na tak zwanych formatkach. Kiedy przychodziłem do pracy w "Dzienniku Polskim", usłyszałem od Joli Anteckiej: "Jest tam niesamowity facet. Zerknie na maszynopis, pomruczy i powie ci, ile tekst zajmie wierszy na kolumnie". Wkrótce przekonałem się, że nie przesadzała...
Z czasem red. Lenczowski został dyrektorem wydawniczym Wydawnictwa Jagiellonia, ówczesnego wydawcy "Dziennika Polskiego". Rzucił się w wir nowej pracy. Zajmował się już nie tylko gazetą, ale także książkami, które wówczas wydawaliśmy. Dzięki niemu ukazały się między innym kolejne tomy dzieła Ambrożego Grabowskiego, wielkiego krakowskiego "Starożytnika".

Wielokroć mówił o tym, co jeszcze zrobi, czym się będzie zajmował. Przed pięciu laty te plany zostały przekreślone...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski