Naprawdę nazywała się Janina Szczudło, mieszkała razem z mężem w Kunicach, koło strażnicy. Poznałam ją 40 lat temu, kiedy zaczęłam spędzać w tej okolicy rodzinne wakacje.
Chodziliśmy wtedy z dziećmi po mleko do „Pani Mleczkowej”, która oczywiście nazywała się całkiem inaczej i do „Pani Jabłuszkowej” po jabłka. Potem do tego grona dokooptował jeszcze brat pani Janiny, mający nieopodal domek letniskowy, a wokół niego porzeczki. To był oczywiście „Pan Porzeczkowy”.
W ciągu kilku lat zaprzyjaźniliśmy się z Panią Jabłuszkową tak bardzo, że po jabłka do jej sadu chodziliśmy już sami, zbieraliśmy ile nam pasowało, a płaciliśmy symbolicznie albo nic. W końcu Pani Jabłuszkowa zaproponowała, byśmy u niej w sadzie postawili sobie pakamerę i przyjeżdżali tam na weekendy i wakacje. Zamiast pakamery znaleźliśmy w okolicy starą chałupę do sprzedania. W sadzie na pagórku nie stanął więc „wóz Drzymały”, ale przyjaźń z Panią Jabłuszkową przetrwała jeszcze wiele lat, aż do jej śmierci.
Była zawsze uśmiechnięta, przyjaźnie nastawiona do całego świata. Pół wsi mówiło do niej: ciociu. Kolejne pokolenia odwiedzały niewielki domek przy szosie i czuły się jak u siebie. Była dobrym duchem całej okolicy. Siwiuteńka, umiejąca słuchać, mówiąca spokojnym głosem. Była jak postać wyjęta z książek Kornela Makuszyńskiego. Ale była prawdziwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?