18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnie polecenie

Redakcja
Budowa linii umocnień w rejonie Proszowic trwała trzy miesiące Fot. Aleksander Gąciarz
Budowa linii umocnień w rejonie Proszowic trwała trzy miesiące Fot. Aleksander Gąciarz
W styczniu 1945 roku od wschodu było już słychać pomruki artylerii. Jeszcze dalekie, ale z każdym dniem wyraźniejsze. Tak, jak coraz wyraźniejsza była klęska hitlerowskich Niemiec. Pochód nacierających krasnoarmiejców miał spowolnić system umocnień, w którego skuteczność nikt trzeźwo myślący już nie wierzył. System, którego budowa pochłonęła tysiące godzin pracy i niejedno ludzkie istnienie. Jego pozostałości postanowili niedawno przypomnieć młodzi zapaleńcy ze stowarzyszenia "Gniazdo". Odkopany przez nich schron u zbiegu ulic Wiślanej i Wolności w Proszowicach to maleńka namiastka umocnień, które w drugiej połowie 1944 roku przecięły Polskę w kilku miejscach z północy na południe.

Budowa linii umocnień w rejonie Proszowic trwała trzy miesiące Fot. Aleksander Gąciarz

HISTORIA. Tysiące osób pracowały przez trzy miesiące. Opóźniły przejście frontu o trzy dni.

Rzeczpospolita Partyzancka, chociaż była pięknym zrywem lokalnych oddziałów Armii Krajowej, nie miała szans powodzenia na dłuższą metę. Niemcy byli już słabi, ale nie na tyle, by na dłużej pozwolić sobie na utratę panowania nad sytuacją bezpośrednio w strefie przyfrontowej. I rzeczywiście, po około dwóch tygodniach swobody, oddziały partyzanckie, które opanowały spory obszar pogranicza małopolsko-świętokrzyskiego, musiały się wycofać. - W sierpniu zjechały [do Proszowic] niemieckie ekipy do budowy okopów i innych urządzeń, celem stworzenia bariery ochronnej przed napierającymi wojskami radzieckimi - napisał w nieopublikowanych dotąd wspomnieniach Bernard Traub. Ukrywający się w Pławowicach Arnold Szyfman zanotował pod datą 9 sierpnia 1944: - Dziś przybyły do Pławowic z [Nowego] Brzeska jakieś władze z organizacji Todta i zaczęły wytyczać przez pola pławowskie rowy strzeleckie. Żandarmeria zawiadomiła sołtysa, że od jutra cała ludność musi iść do kopania rowów, w każdym domu może zostać tylko jedna osoba.

Tak zaczęła się budowa linii, która otrzymała fachową nazwę Stellung A-2. Dla Polaków była to fatalna sytuacja. Niemcy przywieźli swoich inżynierów, majstrów, specjalistów z dziedziny budownictwa, cieślów. Przywieźli łopaty i kilofy, ale ciężkiego sprzętu nie mieli. Wszystko miało zostać wykonane rękami miejscowej ludności. Tymczasem prace były zakrojone na ogromną skalę. Tylko w bezpośrednim sąsiedztwie Proszowic objęły obszar około 4 kilometrów kwadratowych. Ludzie do pracy byli wyznaczani przymusowo. Odpowiedzialni za ich doprowadzenie byli sołtysi. Z każdej wsi musiała się codziennie stawić określona z góry liczba robotników. - Ściągano każdego, który mógł się poruszać, a więc również dzieci powyżej 10 lat i ludzi starszych - pisze Traub. W jego opinii w okolicy Proszowic przez trzy miesiące pracowało przy budowie umocnień około tysiąca osób. Zdaniem Szyfmana w rejonie Pławowic pracowało ich jeszcze więcej. - Roboty na naszym odcinku gromadzą już około 1500 ludzi dziennie. Niemcy spędzają ich gremialnie, przywożąc chłopów nawet z okolicznych wsi. Dozorcy niemieccy zachowują sie na ogół przyzwoicie. Nominalnie robota trwa od godziny 6 rano do 5 po południu, lecz patrzą na spóźnienia przez palce - wspomina Szyfman. Obraz, jaki przedstawia Traub jest bardziej drastyczny: - Zatrudnienie trwało cały roboczy dzień z krótkimi przerwami na posiłek, toteż dla nieprzywykłych do kilkugodzinnego operowania łopatą czy kilofem, była to, przynajmniej w pierwszych dniach, prawdziwa katorga. Niemcy nie żartowali. Byli wśród nich ludzie przyzwoici, ale byli także tacy, którzy ociągających się w pracy poganiali trzcinką - pisze, ale też zaznacza, że z czasem rygor niemieckich nadzorców nieco osłabł.

Mimo to podczas prac dochodziło do dramatycznych sytuacji. Traub wspomina scenę, gdy niemiecki nadzorca podczas pracy przy budowie okopów zaczął bić czternastoletnią dziewczynę, w dodatku niepełnosprawną (przeszła chorobę polio). Opowiada, że rzucił się na Niemca, ale niewiele brakowało, a przypłaciłby to życiem. Ten już wezwał żandarma, aby zastrzelił Polaka (Traub przynajmniej podawał się za Polaka, ponieważ faktycznie był ukrywającym się pod fałszywym nazwiskiem Żydem), który śmiał na niego podnieść rękę. Uratował go fakt, że jako osoba mówiąca po niemiecku był nadzorcom potrzebny. Poza tym Niemcy znajdowali się sami w na tyle trudnej sytuacji, że nie chcieli dodatkowo zrażać sobie miejscowej ludności.
Gdy rąk do pracy mimo wszystko było zbyt mało, Niemcy dowozili "posiłki". Pod datą 17 sierpnia Arnold Szyfman zanotował: - Przed kilkoma dniami przywieziono na roboty wojskowe do Hebdowa 520 osób z obozu Liban pod Krakowem. Są tam głównie ludzie z łapanek. Wielu chorych, słabych i wycieńczonych. Na razie chodzą do kopania rowów piechotą (około 8 km dziennie), lecz w przyszłości mają ich wozić furmankami. Z dyscypliną w rejonie Pławowic chyba rzeczywiście nie było najlepiej, skoro cztery dni później zapisał: - Z 520 przywiezionych na roboty z tzw. Libanu ofiar łapanek krakowskich zwiało już 200 i nikt nie ma zamiaru ich szukać.

Oprócz przymusowej pracy budowa miała jeszcze jedną fatalną konsekwencję. Poza bunkrami powstawały rowy przeciwczołgowe, zdaniem Szyfmana głębokie na 4 metry i szerokie na 5 do 10 metrów (Traub podaje nieco inne wymiary pisząc, że rowy przeciwczołgowe miały 3 metry szerokości i 2 głębokości). Ich budowa wiązała się z całkowitą ruiną tego, co rosło na polach. Ludzie stracili łąki, posadzone ziemniaki, buraki, a jesienne siewy w tych miejscach też były niemożliwe. Co to oznaczało w warunkach wojennych, nie trzeba specjalnie tłumaczyć.

Prace postępowały szybko. Pogoda dopisywała. Do przestojów nie dochodziło nawet w sytuacjach, gdy mocno popadało. Tadeusz Soswa z Więckowic, który jako mały chłopiec pomagał ojcu w pracy przy budowie okopów opowiada: - Musieliśmy dać obowiązkowo podwodę. Niemcy dowozili piasek z Wiślicy kolejką wąskotorową. Na plac budowy trzeba go było przewieźć furmankami. W niektórych miejscach było takie błoto, że konie zapadały się po brzuchy. Bernard Traub wspomina, że "w dni słotne teren pracy na skutek rozkopania przemieniał się w jedno olbrzymie błoto. Ale nawet i w takie dni roboty nie ustawały. Ludzie umazani w błocie, jeżeli nie byli w możności kopać, byli zaprzęgani do dźwigania pali i desek, potrzebnych do budowy".

Jeszcze w trakcie prowadzonych prac Niemcy zaczęli na teren powstających umocnień ciężkie działa artyleryjskie i ustawiać je na pozycjach. Wraz z działami pojawili się żołnierze do ich obsługi oraz SS-mani. Tuż przed nadejściem frontu Niemcy zatrudnieni przy budowie okopów odjechali. Umocnienia nie mogły oczywiście zmienić biegu wojny, niemniej na pewno opóźniły marsz Rosjan na zachód. Traub pisze, że o ile samo zajęcie Proszowic nie przysporzyło im większych trudności, to potem na jakiś czas utknęli. - Niemcy (...) uplasowawszy się na terenach przygotowanych przedtem do obrony, poczęli gęsto ostrzeliwać Proszowice i tereny położone na wschód. (...) Wystraszeni ludzie pospieszyli znowu kryć się (...) Walka rozgorzała na dobre. Strategicznie Niemcy byli w lepszym położeniu, gdyż ulokowali się na niewielkich wzniesieniach, podczas gdy wojska radzieckie znajdowały się na szerokiej równinie - wspomina Traub, dodając, że walki trwały trzy dni, a ich wynik rozstrzygnęło dopiero wprowadzenie do akcji słynnych "katiuszy".
Po wojnie okopy zostały zasypane, część bunkrów wysadzili saperzy, część służyła co najwyżej jako dzikie wysypiska śmieci. Odsłonięcie jednego z nich przez młodych pasjonatów historii najnowszej ma być wstępem do większego projektu. - Pracujemy w tej chwili nad wnioskiem, dzięki któremu udałoby się pozyskać środki na częściowe odtworzenie i udostępnienie systemu dawnych umocnień - mówi prezes stowarzyszenia "Gniazdo" Bogusław Kania. Zadanie nie jest proste, bo znając wymogi stawiane autorom tego typu wniosków można przewidywać, że odkopanie schronu było o wiele łatwiejszym niż skompletowanie dokumentów koniecznych do zdobycia pieniędzy.

Aleksander Gąciarz

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski