Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni „leśni” w Małopolsce

Dawid Golik
Oddział „Wiarusy” w 1947 r. - pierwszy z lewej dowódca Józef Świder „Mściciel”, drugi zastępca dowódcy Dymitr Zasulski „Czarny”, za nim Mieczysław Łysek „Grandziarz”. Klęczą od lewej Adam Półtorak „Wicher”, N.N.
Oddział „Wiarusy” w 1947 r. - pierwszy z lewej dowódca Józef Świder „Mściciel”, drugi zastępca dowódcy Dymitr Zasulski „Czarny”, za nim Mieczysław Łysek „Grandziarz”. Klęczą od lewej Adam Półtorak „Wicher”, N.N. fot. archiwum
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. 1947. Sfałszowane wybory w styczniu i ogłoszona miesiąc później amnestia zahamowały działalność oddziałów niepodległościowych w Polsce. Nie wszyscy jednak porzucili konspiracyjne szeregi, a represje wielu ujawnionych zagnały niebawem z powrotem „do lasu”

Nie inaczej było w powojennym woj. krakowskim, gdzie wydarzenia te zbiegły się w czasie ze śmiercią dwóch wybitnych dowódców partyzanckich - Mieczysława Wądolnego „Mściciela” i Józefa Kurasia „Ognia”.

Dwudziestoletni wiarusi

Najsilniejszym i najbardziej aktywnym oddziałem partyzantki niepodległościowej w Małopolsce po 1947 r. był niewątpliwie złożony z dawnych podkomendnych „Ognia” oddział partyzancki „Wiarusy”. Tworzyli go początkowo członkowie „rabczańskiej” kompanii zgrupowania „Błyskawica”, którą dowodził dwudziestopięcioletni Antoni Wąsowicz „Roch”.

Tych, którzy ulegli demoralizacji, pozbywali się sami dowódcy, usuwając ich z oddziałów lub samodzielnie likwidując

Mimo młodego wieku był doświadczonym partyzantem i zdawał sobie sprawę z tego, że trwająca od lutego do kwietnia 1947 r. amnestia ma na celu jedynie likwidację podziemia, i tak naprawdę istnieją tylko niewielkie szanse na to, że któryś z ujawnionych będzie mógł prowadzić w komunistycznej Polsce normalne życie. Dlatego też nie skorzystał z amnestii i na czele kilku wiernych mu „ogniowców” kontynuował działalność niepodległościową.

Kiedy w maju 1947 r. postanowił przedostać się przez „zieloną granicę” do Austrii, by tam nawiązać kontakt z pozostającymi na Zachodzie ośrodkami polskimi, dowództwo nad działającą w Gorcach i na Podhalu grupą przejął młodszy od niego o pięć lat Józef Świder „Mściciel”. To on nazwał swoich podkomendnych „Wiarusami”, rozbudował szeregi oddziału do kilkunastu osób i rozszerzył działalność także na Sądecczyznę, Limanowszczyznę i Ziemię Myślenicką.

Gdy krakowska bezpieka i komuniści wciąż świętowali likwidację „terrorystycznej bandy Ognia”, nagle okazało się, że latem 1947 r. narodził się nowy, początkowo zupełnie nieuchwytny dla nich przeciwnik - upominający konfidentów i zdrajców, rozbijający posterunki MO i prowadzący ożywioną działalność propagandową. Partyzanci Świdra kolportowali na terenie Podhala patriotyczne odezwy, dokonali także próby wysadzenia nowotarskiego pomnika wdzięczności Armii Czerwonej.

W jednej z ulotek pisali: „Czy jesteście tylko biernymi świadkami nie zajmującymi się wcale losami Ojczyzny, tej matki naszej, która nas chroni i karmi, która za to znajduje tyle niewdzięczności u swych synów, którzy przyczyniają się tylko do jej zagłady pragnąc skuwać ją w kajdanach Bolszewizmu... Polacy! Z silną wiarą w zwycięstwo dla dobra sprawy, a ze zniszczeniem wszystkich złych i przewrotnych, pójdziemy w przyszłość, mając tylko na sercu swój honor i godność Polaka...”.

Walka „Wiarusów” trwała aż do 1949 r. Większość członków oddziału zginęła w boju, część zamordowano na mocy wyroków sądów. Więzienia opuścili tylko pojedynczy partyzanci.

Rozczarowanie i strach

O ile oddział „Wiarusy” właściwie zachował ciągłość w działalności niepodległościowej z okresem przedamnestyjnym, o tyle inne funkcjonujące w Małopolsce od połowy 1947 r. grupy zbrojne tworzyły się w zasadzie od nowa. Ich członkowie uwierzyli bowiem początkowo w zapewnienia władz o „darowaniu win” i próbowali ułożyć sobie życie w „ludowej” rzeczywistości.

Do symbolu urasta postać przedwojennego zawodowego oficera artylerii, później żołnierza AK i dowódcy działającego w okolicach Bochni oddziału Narodowych Sił Zbrojnych „Żandarmeria” - kpt. Jana Dubaniowskiego „Salwy”. Zdecydował się on w marcu 1947 r. na złożenie broni i ujawnienie, po czym zamieszkał w Krakowie. Jednak już w sierpniu odtworzył swoją grupę i ponownie ruszył do walki - czując, że bezpieka coraz wnikliwiej przygląda się jemu i jego dawnym partyzantom. „Salwa” zamierzał odbudować oddział i ośrodkiem jego działalności uczynić Beskidy. Nie zdołał tego planu urzeczywistnić. Zginął 26 września 1947 r. w starciu z obławą KBW.

Jego walkę kontynuowali dawni podwładni na czele z Eugeniuszem Gałatem „Sępem” oraz Józefem Miką „Leszkiem”, do którego z czasem dołączył ukrywający się przed represjami bezpieki Franciszek Mróz „Bóbr”. Co ciekawe, każdy z tej trójki był w czasie wojny związany z innym nurtem podziemia. Mróz z powodzeniem dowodził oddziałem partyzanckim AK kryptonim „Żółw” w Obwodzie Myślenice, Gałat należał do placówki NSZ w Kłaju, natomiast Mika jako nastolatek współpracował ze strukturami Batalionów Chłopskich w Lubomierzu i Gruszowie. Te organizacyjne podziały nie miały już jednak w tym czasie większego znaczenia, gdyż nadrzędnym celem każdego z nich była walka o niepodległość kraju oraz o życie.

Oddział, którym po aresztowaniu „Sępa” dowodził „Leszek”, działał w powiecie myślenickim i bocheńskim przez kolejne trzy lata, stając się postrachem dla miejscowych komunistów. Mika kpił sobie z funkcjonariuszy UB. Szefowi PUBP w Myślenicach wysłał nawet swoje zdjęcie ze stosowną dedykacją na odwrocie: „Na pamiątkę Leszek: dla swojego wroga szefa Bezpieczeństwa w Myślenicach. Proszę mi coś odpisać. MJ”. Dodawał też jako post scriptum: „Ażebyście mnie nie szukali po wsiach nadaremnie bo to na nic”. Sukces w zwalczaniu oddziału bezpieka odnotowała dopiero w 1950 r., wykorzystując do walki z garstką „leśnych” skomplikowaną i kosztowną kombinację operacyjną.

Niepodległościowcy

Poza oddziałami składającymi się z osób o dużym doświadczeniu konspiracyjnym, po 1947 r. powstawały także zupełnie nowe grupy i organizacje podziemne. Bardzo często tworzyli je ludzie towarzysko lub rodzinnie związani z lokalną konspiracją, ale aktywnie się w nią wcześniej nie włączający. Jednym z przykładów takiej grupy była działająca na Sądecczyźnie Polska Podziemna Armia Niepodległościowców, która w założeniu jej twórców miała stanowić swoistą „kuźnię kadr” przed przyszłą III wojną światową i wzorowana była na strukturach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

Organizator PPAN, Stanisław Pióro „Emir”, nie zamierzał początkowo tworzyć pionu wojskowego organizacji, jednakże fala aresztowań, jaka przetoczyła się przez Nowy Sącz w 1948 r., spowodowała, że był zmuszony stanąć na czele kilkunastoosobowego oddziału partyzanckiego. Wzorowo umundurowani, wykonujący w zasadzie tylko akcje na instytucje państwowe, a przy tym świetnie znający teren i do końca korzystający z życzliwości miejscowych górali partyzanci „Emira” udowadniali, że nawet kilkuletni pobyt w ukryciu nie musi prowadzić do osłabienia standardów moralnych i dyscypliny.

Obok dowódcy największe zasługi w tym względzie miał przebywający stale przy oddziale kapelan - ks. Władysław Gurgacz „Sem”, jezuita, który zagrożony aresztowaniem za głoszenie antykomunistycznych kazań musiał uciekać z pobliskiej Krynicy i znalazł schronienie u „chłopców z lasu”. Jak później zeznawał: „Obowiązkiem moim była opieka moralna nad grupą, a więc odprawiałem Msze Święte, spowiadałem członków grupy, objaśniałem im Ewangelię Świętą [...]. Poza tym miałem wykłady [...] dotyczące dziedziny filozoficznej, a mianowicie przeprowadzałem krytykę materializmu marksistowskiego”.

W końcu bezpieka trafiła na ich trop. Latem 1949 za pomocą działań prowokacyjnych, brutalnych obław i pacyfikacji, doprowadzono do rozbicia oddziału, pochwycenia lub likwidacji należących do niego partyzantów.

Podziemny etos

Poza wymienionymi wyżej oddziałami po 1947 r. funkcjonowało w ówczesnym woj. krakowskim jeszcze kilka innych grup zbrojnych. Łącznie w małopolskiej partyzantce działać mogło w tym czasie ok. 100 osób, przy czym większość z nich do końca zachowała swoje oblicze ideowe i godnie kultywowała wyniesiony jeszcze z szeregów AK etos podziemnego wojska. Tych, którzy ulegli demoralizacji, pozbywali się sami dowódcy, usuwając ich z oddziałów lub samodzielnie likwidując.

Bandyckich szajek podszywających się pod oddziały niepodległościowe nie wspierała też miejscowa ludność, denuncjując je milicji i bezpiece, a czasem wskazując pospolitych przestępców prawdziwym partyzantom. Tak właśnie było, gdy latem 1947 r. do oddziału „Wiarusy” zgłosił się Franciszek Zając „Bąk”, deklarując, że chce w szeregach grupy walczyć o „wolną Polskę”. Szybko jednak współpracownicy „Mściciela” przynieśli informację, że był on w rzeczywistości zwykłym kryminalistą i ciążył na nim zarzut udziału w morderstwie ks. Władysława Magiery z Łętowego. Świder nie zamierzał tolerować w oddziale bandyty. Bez wahania nakazał jego rozbrojenie i likwidację. Został on przez partyzantów rozstrzelany 15 sierpnia 1947 r.

W latach 50. działalność podziemną kontynuowali już tylko pojedynczy partyzanci, niekiedy tworząc kilkuosobowe tzw. grupy przetrwania, których aktywność ograniczała się w zasadzie do zdobywania żywności i wyczekiwania na polityczny przełom w kraju. Ostatni z nich polegli z bronią w ręku lub dostali się w ręce bezpieki dopiero w 1955 r., kończąc tym samym dziesięcioletnią historię walki „niezłomnych” z komunistami w Małopolsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski