Interpretowałem ten idiotyzm jako spuściznę po czasach Stalina, kiedy tajemnicą było wszystko. Wzorem Kraju Rad plany miast drukowano z innym, niż w rzeczywistości układem ulic, poborowych wożono do jednostek w bydlęcych wagonach bez okien, by nie mogli wrogowi donieść gdzie są, zakazy fotografowania spotkać można było na każdym kroku, nawet, pamiętam, przed spółdzielnią jajczarsko-drobiarską w Nowym Sączu.
Myślałem, że to z kolejną ekipą rządzącą minie, ale skąd. Na spotkaniach z dziennikarzami pan z cenzury wojskowej tłumaczył, że tak trzeba: szpieg zobaczywszy w lesie sygnalizujący obecność wojska zakaz fotografowania natychmiast zacznie robić zdjęcia, zdemaskuje się – a wtedy my go, kurna, cap! A zakaz przed jajami i drobiem? A skąd wiecie, czy rzeczywiście te kury nie dostarczały jajek do jednostki wojskowej? A czy to takie trudne obliczyć po jajkach, jak liczna jest jednostka? W Ameryce tylko czekają na takie wiadomości. Wystarczy przyjąć, na przykład, po dwa jaja na żołnierza...
Kłopotów z cenzurą wojskową doświadczałem głównie w latach pracy w telewizji. Cenzor, któremu czytało się przez telefon teksty do „Kroniki” czy „Dziennika Telewizyjnego” pytał przede wszystkim: – Nie ma nic o woju? Jeśli było, trzeba był czytać słowo po słowie. Nie daj Boże „pułk lotniczy Kraków”, ale „jednostka lotnicza w Krakowie”. W ratowaniu powodzian uczestniczyli nie „żołnierze Śląskiego Okręgu Wojskowego”, ale „żołnierze, którzy przyjechali do nas ze Śląska”. Albo – błagam, proszę mi uwierzyć! – nie „w manewrach uczestniczyło wielu żołnierzy” ale „około wielu”. Tak!
Dlatego nic dziwnego, że patrzę ze zgrozą na telewizyjne relacje z prężenia przez naszą armię muskułów, na te czołgi, ostrodziobe rakiety, na nasze okręty potrafiące same utrzymać się na morzu... Że im pozwolą to wszystko filmować! Że nikt nie zobliguje dziennikarza do zatwierdzenia zdjęć przed emisją, zwłaszcza zdjęć z powietrza! Kiedyś do kręcenia z góry operator musiał mieć najwyższą zgodę kontrwywiadu. Na samolot nie dostawał go prawie nigdy, w kolejce na Kasprowy już go brali za barchatki. Bywało odwrotnie: dyrektor Kombinatu Drzewnego w Rzepedzi zgodził się na zdjęcia swojego zakładu – „ale tylko z lotu ptaka”. Operator, Tadek Metz, nie mając jak raz ptaka pod ręka, nakręcił całość przez dziurę w płocie...
Deliberowałem o tym wszystkim patrząc jednym okiem w telewizor, a drugim na pustą poręcz w nogach szpitalnego łóżka. Pustą, bo na łóżkach nie wolno już wywieszać kart chorobowych z nazwiskiem, temperaturą i oddanym lub nie stolcem. Tajemnica. Nie, nie przed Amerykanami. Przed chroniącą nasze osobiste tajemnice Unią. Lekarz musi więc za każdą wizytą pytać: – Był stolec? A my odpowiadać ściszonym głosem: – Prawie był...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?