MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ogień i woda

Krzysztof Kawa
Kawa na ławę. Macie dość pięknych porażek polskich sportowców? Ja wcale nie. Bo są coraz piękniejsze.

Może nie do końca dotyczy to ostatniego występu piłkarzy na Euro 2016 w mozolnym ćwierćfinale z Portugalią, ale już z całą pewnością poniedziałkowego pojedynku Agnieszki Radwańskiej z Dominiką Cibulkovą na trawiastych kortach Wimbledonu.

Jeśli największe sławy kobiecego tenisa - Pam Shriver, Tracy Austin, Kim Clijsters - pieją z zachwytu nad jej grą i ronią łzy po porażce, to znaczy, że krakowianka zrobiła piorunujące wrażenie nie tylko na laikach.

Mecz Polki ze Słowaczką zapowiadał się na twardy bój, ale skala emocji, jakie przyniósł, i wyrafinowanie użytych przez obie panie środków przerosły wszelkie oczekiwania. Uwielbiam tę dyscyplinę, bo z założenia nie uznaje kompromisów - nie ma w niej rozgrywek grupowych (jeśli nie liczyć dziwacznych turniejów w stylu Pucharu Hopmana), nie ma remisów i chowania się za plecami partnerów (debla i miksta nie uznaję za konkurencję równorzędną, to wymysł w tenisie zupełnie zbędny, któremu nie poświęcam za grosz uwagi).

Tu obnażenie słabości zawodnika następuje w sposób brutalny i natychmiastowy. Z reguły nie mam litości dla pokonanych, uznaję, że sami sobie są winni, skoro polegli. Może niekoniecznie wobec każdego użyłbym określenia „śmierć frajerom”, ale często jestem tego bliski. Tym razem nie poważyłbym się na takie słowa i wyzwałbym na pojedynek każdego, kto ośmieliłby się ich w mojej obecności użyć.

Agnieszka i Dominika. Obie Słowianki, rówieśniczki, a jednocześnie jakże odmienne w stylu gry. Na korcie (być może także poza nim) dwie różne osobowości, dwie filozofie tenisa. Są jak woda i ogień, przy czym Agnieszka to klasyczna „cicha woda”, z niczym niezmąconą taflą i rwącym nurtem pod jej powierzchnią. Dominika zaś to wulkan energii, z ekspresją wylewający lawę i strzelający iskrami na prawo i lewo. Mimo mikrej postury można się jej przestraszyć już po kilku pierwszych uderzeniach piłki. Polka ani myślała ulegać, była kwintesencją zawołania: „Czekaj, ja ci pokażę!”. Pokazała, mimo że na końcu to rywalka płakała z radości i wycieńczenia.

Kiedy kolejny spektakl Isi? Już nie mogę się doczekać igrzysk w Rio de Janeiro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski