Podgatunek ten powołał do życia wielki kontynuator dzieła Darwina - Jan Tomaszewski, zupełnie przypadkowo parlamentarzysta z woli kompletnie ogłupiałych mieszkańców miasta Łodzi.
Ten badacz fauny, zamiast wynieść się na stałe w okolice raju dla badaczy endemicznych stworów przyrody - Galapagos, od lat zajmuje się inżynierią społeczną, ze szczególnym uwzględnieniem analizy porównawczej między piłkarzami a nazewnictwem branym ze świata zwierząt. Lisy farbowane, według tego darwinisty, zalęgły się w kadrze narodowej naszych piłkarzy od czasów Franciszka Smudy i mimo starań jego następców, z wielkim trudem przychodzi ich eksterminacja, czyli wyplenienie.
Ściągnęły one z rozmaitych stron świata, a najliczniej z Niemiec i Francji. Cechą wyróżniającą ich od lisów pospolitych jest zmyłkowa barwa, czyli z polska brzmiące nazwiska lub imiona, a wyjątki Boenischa i Perquisa potwierdzają jedynie regułę. Zagnieżdżeni od lat w kadrze tacy zawodnicy jak Eugeniusz Bogusław Polański, Ludwik Obraniak, Adam Matuszczyk, nie tylko zabierają miejsce w reprezentacji Polski lisom rasy kompletnie czystej, jak Glick, Danch, Sobotta, Zejdler, Golla, Kittel, Witt czy Ostrzollek, ale rozmywają jej jednorodność etniczną, mającą zasadniczy wpływ na wyniki.
Na szczęście, w sukurs Tomaszewskimu pospieszył trener reprezentacji Adam Nawałka, konsekwentnie rychtujący nasz narodowy zespół do eliminacji mistrzostw Europy 2016 i dbający o tę jednorodność. Żeby nie być posądzonym o szczątkowe bodaj uprzedzenie, podniósł początkowo szlaban, jaki założył potomkowi wielkopolskich rolników, osiadłych od trzech pokoleń we Francji - Obraniakowi i przywrócił go w skład kadry.
Niestety, Ludo kompletnie pozbawiony talentów językowych, nie dał rady przyswoić sobie polszczyzny nawet na tyle, by wpleść bodaj słówko w murmurandum Mazurka Dąbrowskiego. Nawet wyraz "marsz" wymawia po francusku, jakby śpiewał Marsyliankę… A że w PZPN obowiązuje doktryna sformułowana przez prezesa, który przybył "z ziemi włoskiej do Polski", wedle której ten, który ma kłopoty z wykonaniem hymnu, koszulki z Białym Orłem ubierać nie powinien, więc mimo że Nawałka ma inne zdanie, ustalono, że Obraniak jednak się nie nadaje i z kadry wyleciał po meczu z niemieckim Volksturmem w Hamburgu.
Inny farbowany lis - Polanski, złapany został we wnyki również w Hamburgu. Jego pracodawca, macierzysty klub z Hoffenheim, nie zgodził się oddać go do dyspozycji polskiego selekcjonera, podpierając odmowę przepisami, które pozwalają powiedzieć "nie" zawodnikowi, gdy ten chce zagrać w reprezentacji, w terminie niezabukowanym w terminarzu UEFA. Z prostej, jak passing Bońka, piłki zrodziła się wylotka Polanskiego z polskiej kadry. Wielki łowczy PZPN zatrąbił koniec okresu ochronnego dla farbowanych lisów!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?