Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

   Od źródeł do ragtime'u

Redakcja
O Nowym Orleanie mówi się, że jest jedynym amerykańskim miastem, które ma duszę. Taki Kraków nad Missisipi. To właśnie tutaj dzięki zetknięciu wielu, na pozór nie mających szans się spotkać, muzycznych kultur narodziły się trzy pierwsze jazzowe dźwięki: ragtime, dixieland i swing, a komuś przyszło do głowy synkopowanie taktu podczas gry na pianinie...

   Nowoorleańskie początki sięgają jednak głębokiej przeszłości i nieporadnych quasi-jazzowych form, jak religijne spirituals i gospel czy minstrel-songs, które z formą prawdziwego, ujmowanego w dzisiejszych kategoriach jazzu, miały niewiele wspólnego. Pierwszym istotnym, z punktu widzenia systematyki, gatunkiem był ragtime królujący na parkietach na przełomie XIX i XX w. Narodził się jako początkowo nieskładna synteza rdzennej afrykańskiej muzyki i kultury białych osadników. Jakby do wielkiego tygla kreolskiego bluesa przesiąkniętego kulturą niewolniczego czarnego lądu ktoś cisnął europejskie salonowe brzmienia i wojskowe marsze. Utwory w tym stylu to głównie improwizowane popisy pianistów, silnie synkopujące i opanowane sugestywnym rytmem. Przesiąknięte na wskroś regularnie akcentowaną linią basu w metrum 2/4 lub 4/4. Z czasem ragtime wyzbył się całej swojej pierwotnej obrzędowości i religijności. Żywiołowy, ekspresyjny taniec dźwięków, przesiąknięty pozorną nonszalancją, improwizacją posuniętą do granic muzycznej tolerancji, emanując z małej roztańczonej mieściny w Luizjanie stał się nową modą, która na długie lata opętała nie tylko Amerykę, ale i cały cywilizowany świat. Największą karierę zrobił w Nowym Jorku, gdzie określony mianem Harlem-jazz, stał się nie tylko muzyczną rewelacją, ale i głosem ubogiej czarnej dzielnicy wołającym z niemal każdego kąta. Nową modą, która odbijając się od zniszczonych zabudowań i slumsów, pokazała światu, że muzyką zawładnęła nowa "czarna" jakość.
   Za twórcę gatunku uważa się Scotta Joplina (1868-1917), utalentowanego i obsypanego laurami pianistę i kompozytora. Autora najpopularniejszego chyba ragtime'u The Entertainer. Człowieka, który przełożył całą wczesno-jazzową rytmikę nawet na operę i balet. Dowiódł, że ta muzyka to nie tylko głos wyrwany z gardeł zadymionych jazzowych klubów Orleanu czy St. Louis, ale i nowa fala, godna zabrzmieć pod amfiteatralnymi sklepieniami Paryża, Londynu i Wiednia. Za największych twórców ragtime'u uważa się m.in. Nelly Roll Mortona, Fatsa Wallera, Jamesa P. Johnsona. Siłą sprawczą pierwszej rewolucji w łonie tego gatunku był jednak William Krell i jego pierwszy w pełni instrumentalny rag otulony ciepłym podmuchem sekcji rytmicznej: powstały w 1897 r. Mississippi Rag.
   Ragtime, który zapoczątkował proces kreacji jazzu jako muzyki rozrywkowej i tanecznej, ewoluował dość szybko. Przeistoczył się w nową wokalno-instrumentalną formę wyrazu. Nurt zwany dziś nowoorleańskim, będący połączeniem bluesa i spiritualu. Charakteryzujący się spontaniczną improwizacją muzyków zespolonych w jeden organizm. Przesiąknięty bogactwem współbrzmienia. Pokazujący, że nawet przy niezbyt wysokim poziomie gry poszczególnych artystów i ograniczonym repertuarze dźwięków można stworzyć muzykę, która porwie do tańca niemal cały świat.
   Lata 20. minionego stulecia przynoszą krystalizację gatunku i wyodrębnienie się coraz większej grupy muzycznych indywidualności, takich jak Creole Jazz Band, w którym pierwsze kroki stawiał wirtuoz trąbki i kornetu King Oliver i niezapomniany Louis Armstrong. Sama improwizacja zyskiwała znamiona klarownej narracji, w której najważniejsze stawały się brzmienie i barwa. Utwory były popisami wirtuozerii, a liderzy odpowiedzialni dawniej za linię melodyczną utworu - solistami. Jedną z czołowych postaci tego okresu był trębacz Louis Armstrong, zwany przez swoich fanów Satchmo. Genialny improwizator cieszący się sławą nieszablonowego instrumentalisty. Wokalista o charakterystycznym, do dziś niemożliwym do skopiowania tembrze głosu. Mistrz brudnego brzmienia, którego metaliczny, niemal rozpalony, ascetyczny dźwięk trąbki był w stanie poderwać miliony słuchaczy. To głównie jego występy doprowadziły do przemiany jazzu w muzykę solistyczną. Najdojrzalszym owocem jego muzycznej aktywności był zespół All Stars, który Satchmo prowadził od 1947 r. aż do śmierci.
   Wielowarstwowość jazzu, który narodził się jako kompilacja tak wielu odmiennych stylów, uczuć i estetyk sprawiła, że docierał on niemal do każdego odbiorcy. Stał się uniwersalny bez względu na kontynent, rasę czy krąg kulturowy.
MICHAŁ POPEK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski