Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O tym, który chciał być pierwszy

Wacław Krupiński
Czytnik. Rok po wydaniu amerykańskim otrzymaliśmy polską edycję autobiografii Herbiego Hancocka – opowieść o jednej z najważniejszych postaci świata jazzu, laureacie Oscara za muzykę do filmu „Około północy” i 14 nagród Grammy, a przy tym książkę świetnie napisaną, którą czyta się tzw. jednym tchem.

To historia kogoś, kto wyrastając w ubogiej dzielnicy Chicago, nigdy nie miał kompleksu z powodu ciemnej skóry i odrzucał mentalność ofiary, kto wiedziony jakimś genialnym instynktem, przez ponad pięć dekad zmieniał swą muzykę, przeobrażając zarazem sam jazz.

To wreszcie świadectwo wpływu instrumentów elektronicznych na rozwój muzyki, a Hancock to niewątpliwie jeden z ich prekursorów. Namówił go do nich sam Miles Davis. Ta książka to wreszcie znakomity przyczynek do dziejów jazzu; Hancock opisuje wszak Davisa, Wayne’a Shortera, Dextera Gordona, Gila Evansa, Chicka Coreę, Wyntona Marsalisa, Cheta Bakera i wielu innych (szkoda, że w książce brak indeksu!).

Znalazłby się w nim i wielki twórca kina Michelangelo Antonioni, który namówił Hancocka do napisania muzyki do filmu „Powiększenie”. Kompozytor, z powodów podatkowych, nie mógł nagrać jej z muzykami z USA, ale po kryjomu uczynił to, by od reżysera usłyszeć: czy to Joe Henderson, czy Jack DeJohnette? Tak wielkim znawcą jazzu był włoski reżyser.

Uczył się Hancock muzyki od dziecka, już jako 11-latek odniósł pierwsze sukcesy; potem jazz przesłonił mu wszystko. Miał niespełna 23 lata, gdy stworzył jeden ze swych nieśmiertelnych tematów „Watermelon Man”, który dał mu na lata stabilizację finansową.

A później już poszedł swoją drogą. Po opuszczeniu grupy Davisa stworzył własny sekstet, nazwany Mwandishi, po czym widząc, że świat muzyki skręcił w inną stronę, zainteresował się fusion, rockiem, funkiem. Zachłysnął się elektroniką. Jako pierwszy muzyk jazzowy nagrał na początku lat 80. teledysk do utworu „Rockit”. Gdy nadszedł czas hip-hopu, Hancock i w nim się zaznaczył. Nie bał się też styku z rockiem i popem.

Praktykując buddyzm, uwierzył, że nie ma rzeczy niemożliwych, że każda przeszkoda jest do pokonania. Odrzucił narkotyki i alkohol i wyszedł z wielu trudnych chwil.

Tytuł słynnej płyty „Head Hunters”, jej ogromny komercyjny sukces sprawił, że muzyk nazwał swą kolejną formację właśnie Headhunters.

Hancock przekonująco opowiada o swym życiu (wciąż z tą samą żoną), o show-biznesie i o płaczu, którego się nie wstydzi.

Piękna opowieść dla melomanów, ale i muzyków, bo Hancock ujawnia wiele tajemnic swego warsztatu. Nie dziwi zatem opinia, jaką wyraził Quincy Jones: „Herbie Hancock od wielu dekad hipnotyzuje swoich słuchaczy. Teraz zrobi to samo z czytelnikami”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski