MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nowy wójt Musiał wygrać

Redakcja
fot. archiwum
fot. archiwum
ROZMOWA KONTROLOWANA. Z MAŁGORZATĄ MARDYŁĄ, byłą wójt Mogilan - o zarzutach nowych władz, kontrowersyjnym projekcie gimnazjum, prywatnym inwestorze i współpracy z bankiem

fot. archiwum

- Pewnie wiele razy zastanawiała się Pani, dlaczego przegrała wybory?

- Powodów było kilka. Po pierwsze, kryzys gospodarczy, przez który nie można było zaspokoić wszystkich potrzeb gminnych. Tym bardziej, że były one coraz większe. Po drugie, czas. Poza tym, niezbyt dobra kampania, a właściwie jej brak. Z perspektywy czasu, muszę to przyznać.

- Czym to było spowodowane? Czuła się Pani tak pewnie, że zwycięstwo wydawało się w kieszeni?

- Nie. Bynajmniej. Wielu ludzi jest, niestety, podatnych na manipulacje. Cokolwiek robiłam, miałam wrażenie, że odczucie społeczne było negatywne. Jak robiliśmy drogę, to zwracano uwagę, że nie ma chodnika. Jak pojawiał się chodnik, to nie było oświetlenia. Szukano dziury w całym.

- Mówi Pani o czasie, który zużywa rządzących. Ale mamy przykłady wielu wójtów albo burmistrzów, którzy rządzą naście lat. W ogóle dzisiaj chyba łatwiej utrzymać pozycję szefa gminy niż starać się o ten urząd. Nie ma Pani takiego wrażenia?

- Ale są też tacy, którzy po porażce za cztery lata wracają ponownie.

- Pani wróci?

- Nie wiem. Na pewno nie można przekreślić tych wszystkich lat, kiedy działałam w samorządzie. Z drugiej strony - będę się teraz przyglądać realizacji obietnic wyborczych obecnego wójta. Poza tym, działam w Radzie Sołeckiej mojej wsi.

- Kampania była nieskuteczna, jak Pani sama przyznaje. Co by Pani w niej zmieniła?

- Na pewno starałabym się być bardziej wśród mieszkańców, lepiej tłumacząc im pewne rzeczy i przypominając, co pozytywnego zostało zrobione.

- A co zostało zrobione?

- Myślę, że największym plusem jest to, że inwestycje, które w ostatnich latach były wykonywane dotyczyły nie tylko jednej miejscowości. Staraliśmy się, aby korzystały różne wioski. Także przy pomocy środków z zewnątrz. Bo to nieprawda, że ich nie było. Na ochronę środowiska pozyskaliśmy ponad 5 mln złotych z funduszy unijnych, czyli na budowę ponad 20 km kanalizacji w Libertowie i dwóch nowych oczyszczalni ścieków we Włosani i Lusinie.

Bardzo wiele zrobiliśmy na rzecz oświaty. Sala sportowa w Mogilanach jest wyremontowana, we Włosani - wybudowana. W Libertowie powstała nie tylko hala gimnastyczna, ale również cała szkoła. Pojawiło się wiele boisk przy szkołach. Przeprowadziliśmy generalny remont przedszkola w Mogilanach oraz całkowitą modernizację ośrodka zdrowia w Mogilanach wraz z oddziałem Pogotowia Ratunkowego. Zaczęliśmy ogromną inwestycję - kompleks oświatowo-rekreacyjno-kulturalny. W skrócie zwany "Gimnazjum" w Mogilanach.

Właśnie w związku z tymi inwestycjami pojawiło się też zadłużenie gminy. I ono rzeczywiście jest. Tylko jedna ważna uwaga. O zadłużeniu wiedzieli wszyscy, bo przecież informacje na ten temat były oficjalnie publikowane w BIP-ie czy na stronach internetowych oraz sprawozdaniach finansowych gminy. Mechanizm był prosty: gminy, które realizują inwestycje musiały się zadłużać, czyli brać kredyty i pożyczki bankowe, bo to była podstawa do uzyskania i wykorzystania środków zewnętrznych. Ja wszystkie uzyskane kredyty i pożyczki zainwestowałam w rozwój i modernizację gminy. Moi oponenci w swojej kampanii przekonywali natomiast, że zadłużenie, czyli po prostu inwestowanie w gminę jest niepotrzebne.
- Wszystkie te inwestycje, o których Pani mówi zostały jednak "przykryte" przez jedną - właśnie gimnazjum. To jego budowa spowodowała, że zadłużenie gminy drastycznie wzrosło.

- To prawda. Ale znów trzeba jedną rzecz wyjaśnić. W planach wartość samego obiektu gimnazjum była szacowana na ok. 20 mln zł. Jeśli natomiast mówimy o ponad 50 mln zł, odnosi się to do całego kompleksu oświatowo-sportowo-rekreacyjnego. Obecne władze opierały swoją kampanię na tym, że takie są wyłącznie koszty samego budynku gimnazjum. To nieprawda.

- Z czego wynika tak duża różnica? Z niecałych 20 mln zł na 52 mln zł to ogromny skok.

- 20 mln to koszt samego budynku szkoły, a 52 mln to koszt całości kompleksu. Wychodziliśmy z założenia, że jak buduje się obiekt oświatowy - z nowoczesnymi pracowniami - to trzeba go budować nie tylko na dzisiaj, ale na jutro i pojutrze.

I pamiętajmy, to nie miała być tylko szkoła, ale obiekt spełniający wiele różnych funkcji. Niektórzy się dzisiaj śmieją, że w planie była m.in. jadłodajnia. Ale pomoc społeczna to jedno z ważnych zadań gminy. GOPS mógł w ten sposób wspierać najuboższych i bezrobotnych - wydawać posiłki, a nie tylko dawać zapomogi "do ręki".

- Odbiór społeczny jest jednak taki: miał powstać ogromny budynek z pięćdziesięcioma toaletami dla niewielkiej w sumie gminy. Wyglądało to jak porywanie się z motyką na księżyc.

- Dobrze, że państwo zwracacie uwagę na te 50 toalet. W szkole w Mogilanach, gdzie obecnie mieści się też gimnazjum, znajduje się dzisiaj 20 toalet. A są to małe budynki. Trzeba pamiętać, że przepisy nakazują takie, a nie inne rozwiązania.

- Ale wróćmy do podstawowego pytania. Po co taki ogromny obiekt?

- ...żeby mógł przynosić zyski dla gminy. Przede wszystkim hala sportowa. Docelowo projekt był taki, aby umożliwić wynajęcie obiektu na różnego rodzaju imprezy, mecze, koncerty i aby przynosił zyski. To wszystko było konsultowane z Radą Gminy i analizowane na komisjach. Poza tym, w tej chwili dzieci z naszej gminy są wożone do szkół do Krakowa. Dlaczego nie miałoby być tak, że uczniowie z południowego Krakowa przyjeżdżają do nas? Do najnowocześniejszego obiektu oświatowego w całym województwie? Taki był jeden z celów długofalowych. Dostając subwencję na każdego ucznia, gmina również by na tym zarabiała. Teraz, w związku z brakiem zaplecza oświatowego, dzieci zamieszkałe w gminie uczęszczają do szkół w Krakowie i gmina na tym traci, bo nie dostaje subwencji.

Projekt został wyłoniony przez zespół niezależnych specjalistów. Pamiętajmy, że były to lata boomu budowlanego. Do Mogilan przyjeżdżali ludzie, którzy chcieli się tu osiedlać, budować swoje domu, umiejscawiać swoje firmy.

- Zarzut obecnego wójta jest taki, że inwestycji nie podzielono na etapy. Dlaczego?

- Nie wiem dlaczego obecny wójt stawia taki zarzut, bo to nieprawda, że nie było etapów. Pierwszy z nich stanowiła budowa gimnazjum wraz z częścią administracyjną, drogi dojazdowej, parkingów i hali sportowej. I to jest kwota 38 mln zł. Na trudnym terenie trzeba było postawić jedną bryłę budowlaną, zgodnie z przepisami i wymogami terenu, żeby kiedyś jej poszczególne części się nie "rozkleiły".
- Czy powinno się zaczynać inwestycję, jeśli nie ma dostatecznego zabezpieczenia finansowego? Po drugie, kwota, o której Pani mówi niemal przewyższa cały budżet gminy. To też powinno dać do myślenia. Po trzecie, obecne władze zarzucają Pani brak wyobraźni. Czy właśnie nie o to chodzi tutaj najbardziej?

- Na siedemnaście wniosków, które złożyliśmy na dofinansowanie różnych inwestycji, tylko 1 nie został uwzględniony - właśnie dotyczący tego kompleksu, dlatego, że aby uzyskać dofinansowanie na ten obiekt, postawiono nam warunek ukończenia jego budowy w ciągu 2 lat! A to było niemożliwie.

- Myśli Pani, że radni czują się współodpowiedzialni za fatalny koniec tej inwestycji?

- Myślę, że tak. To było konsultowane i analizowane wspólnie. Ale nie chciałabym też, aby ta rozmowa toczyła się po to, żeby wskazać winnych. Bo ważna jest też inna sprawa. Nikt nie pyta, jaka była koncepcja, żeby stawić czoła wyzwaniom stojącym przed gminą.

- A więc jaka była?

- Gmina nie musi samodzielnie finansować wszystkich zadań, ma stwarzać warunki i współpracować - jeśli to może przynieść korzyść - z prywatnym inwestorem, którym pomógłby w realizacji zadania.

- Mówi Pani o partnerstwie publiczno-prywatnym?

- Tak.

- Kiedy pojawił się taki pomysł?

- W 2009 roku. Wziął się stąd, że staraliśmy się rozsądnie myśleć. W szybko rozwijających się krajach Europy taki mechanizm jest popularny.

- Ale w Polsce to się jeszcze nie przyjęło, a niektórzy szefowie gmin już dawno zwracali uwagę, że być może przez to, iż do trzech "p" dodawano jeszcze czwarte - prokuraturę. Projekty, które były rozpoczęte - np. ze szkołą w Niepołomicach albo z ośrodkiem zdrowia w Zabierzowie - na razie utknęły. Czy tutaj był konkretny inwestor zainteresowany współpracą?

- Wymienione obiekty nie mają statusu kulturalno-sportowego i w swym działaniu nie są zorientowane na zysk. W przypadku naszego obiektu potencjalnych współinwestorów było kilku, właśnie z racji jego przeznaczenia docelowego, ale oczywiście nie mogę zdradzić, o kogo chodzi.

- Czyli inwestor mógłby np. wydzierżawić teren od gminy i płacić za to czynsz.

- Albo wnieść coś aportem, wydzierżawić lub wykupić część obiektu. To kwestia umowy.

- A na jakim etapie były rozmowy? To znaczy jak można określić stopień ich zaawansowania?

- Na 50-60 proc.

- Dlaczego nigdy Pani o tym nie mówiła?

- To był pewnie mój błąd. Podobnie jak prowadzenie kampanii, której de facto z mojej strony nie było. Ale może miało tak się stać, żeby wygrał Krzysztof Musiał i żeby pokazał, co potrafi i jak będzie realizował swoje obietnice wyborcze.

- Zlekceważyła Pani trochę kampanię?

- Być może. W polityce nie wystarczy być uczciwym. Trzeba to udowadniać każdego dnia. Tymczasem druga strona, stowarzyszenie popierające pana Musiała, zrobiło kampanię bardzo agresywną, wykorzystując wszystkie środki, także medialne. Głównym hasłem było to, że Mogilany to najbardziej zadłużona gmina w Polsce.
Ale w ten sposób nowa ekipa podcięła i tak wiotkie nogi stołka, na którym teraz zasiadła. Bo właściwie wyeliminowała zainteresowanie inwestorów.

Jest takie przysłowie, że w swoje gniazdo nie należy...

- Zaskoczyła Panią decyzja o wstrzymaniu inwestycji?

- Tak, bo w Mogilanach nigdy nie będzie już takiego pięknego terenu, którzy mógłby być wykorzystany na usługi publiczne. Gmina zainwestowała w to w sumie ok. 10 mln zł. I teraz - zamiast porozumieć się z wykonawcą - została zerwana umowa, a to zawsze stawia stronę, która ją zrywa w gorszej sytuacji. Poza tym, nowa ekipa nie proponuje żadnego konkretnego rozwiązania.

Pojawiały się też teraz wnioski na sesjach ze strony "starych" radnych o to, aby na sesję zaprosić przedstawicieli "Przemysłówki" (wykonawcy inwestycji - red.). Żaden z nich nie został przyjęty. Wójt stwierdził, że to nie jest konieczne.

- Ale władze nie mają większości w Radzie Gminy.

- Obecne sesje daleko odbiegają od modelu zgodnego z demokracją i transparentnością. Dla kogoś kto zna przepisy i ustawy o samorządach - przygotowywanie materiałów i przebieg obecnych sesji jest co najmniej zaskakujące i budzi sprzeciw.

- W takim razie to jest zarzut nie tyle do władz gminy, ale bardziej do radnych, którzy mogliby przegłosować wniosek, o którym Pani mówi.

- Radni różnie głosują. Choć tak naprawdę, jeśli chodzi o ich liczbę po każdej ze stron, jest siedem do siedmiu.

- Plus Stanisław Różański, który już nie wspiera wójta Musiała. A zatem w ważnych sprawach nie powinno być problemu z przeforsowaniem własnego pomysłu.

- To prawda, że Stanisław Różański "wypisał się" z popierania pana Musiała. Natomiast o jego stanowisko w różnych głosowaniach - należy zapytać jego samego.

- Kto otrzymał raport z audytu, który pojawił się w ubiegłym roku?

- Jeśli dobrze pamiętam, to na pewno odbyło się spotkanie dotyczące audytu - z udziałem audytora, skarbnika, sekretarza, kierownika zespołu ekonomicznego i pełnomocnika ds. inwestycji.

- Czym się zakończyło?

- Audytor wskazał, że budowa jest - na tamten czas - bardzo ryzykowna finansowo i zalecił przygotowanie programu, który by ograniczył to ryzyko. Wtedy też nasililiśmy działania związane z partnerstwem publiczno-prywatnym. Pamiętajmy, że to był rok 2010, już po uchwaleniu budżetu.

- Wcześniej Pani mówiła, że projekt PPP pojawił się w 2009 roku.

- Bo już wtedy jeździłam na szkolenia i spotkania z wojewodą, który popierał PPP. Do tego również namawia Prezydent Majchrowski. Audyt tylko utwierdził nas w przekonaniu, że warto pójść taką drogą. Tym bardziej, że nie dostaliśmy żadnych środków z zewnątrz.

- Nie myślała Pani o tym, żeby audyt pokazać radnym?

- Nieprawdą jest, jak twierdzi wójt Musiał, że dostałam audyt i schowałam go do szuflady. Audyt jest przygotowywany dla fachowców, przede wszystkim dla skarbnika.
- Mimo wszystko, jednej rzeczy nie rozumiemy. W tegorocznym budżecie planowanym jeszcze wówczas, gdy była Pani wójtem znalazły się na ten rok niecałe trzy miliony na tę inwestycję, czyli de facto kwota wystarczająca na pokrycie zobowiązań z ubiegłego roku. Oprócz tego, już półtora roku temu miała pani informacje o audycie i o możliwym partnerstwie publiczno-prawnym. Wiedziała Pani dokładnie, jaki jest stan realizacji i perspektywy inwestycji. I nie podzieliła się Pani tym z mieszkańcami.

- Skąd Pan ma informację, że się nie podzieliłam z mieszkańcami? Zaszokowała mnie również informacja, którą Krzysztof Musiał podał w wywiadzie, że o niczym nie wiedział, bo nie miał dostępu do dokumentów. A one przecież były jawne i obecny wójt brał udział w komisjach Rady Gminy.

- Dla jasności dodajmy jednak, że gdy wójt to mówił, zaraz padło pytanie, jak to jest możliwe.

- Jeszcze w poprzedniej kadencji Krzysztof Musiał wspólnie z Sylwestrem Szeferem złożyli około 100 wniosków do gminy w trybie dostępu do informacji publicznej. Większość dotyczyła informacji o sytuacji finansowej Gminy i budowanego Kompleksu. Zgodnie z przepisami dostali na wszystkie złożone pytania odpowiedzi. Zmierzam do tego, że ówczesna opozycja posiadała wszystkie informacje na temat bieżącego stanu finansowego.

A dzisiaj wygląda to tak, że z jednej strony obserwujemy krytykę działania starej władzy, a jak na razie, po 5 miesiącach rządów, nowa ekipa nie ma pomysłu, co zrobić. A co dokładnie się dzieje w gminie i w urzędzie - wystarczy porozmawiać z pracownikami i mieszkańcami.

- Wójt zarzuca Pani również, że w ostatnich latach zajmowano się rozbudową urzędu, z czego najwięcej skorzystał bank, który ma tutaj siedzibę.

- Współpraca gminy z Krakowskim Bankiem Spółdzielczym była już za mojego poprzednika, kiedy to sprzedano udziały w działce, na której znajduje się cały budynek Urzędu Gminy oraz części wydzielonej budynku, w którym wówczas miał znaleźć się KBS. Oznaczało to, że w każdej części działki należącej do gminy udziały miał również bank, który chciał rozbudowywać swoją siedzibę.

Radni zdecydowali wówczas, że jeśli bank chce budować obiekt, to gmina może w tym partycypować. I doszło do porozumienia o wspólnym działaniu.

- Dzisiaj również Pani myśli, że to była dobra decyzja?

- Oczywiście. Zalet jest co najmniej kilka: ładny obiekt, wszyscy pracownicy są w jednym miejscu, udogodnienia dla niepełnosprawnych, parkingi, większa sala kulturowo-wystawowa i służąca jako miejsce narad oraz nowoczesny bank. Może ktoś zazdrości tej budowy i tej współpracy z bankiem?

- W tym roku kolejne wybory. Nie myślała Pani o nich?

- Zawsze głosuję...

- Celna odpowiedź. Ale chodzi nam o Pani start. Należy Pani do PO.

- Tak, to prawda, ale nie przypuszczam, żebym wystartowała do Sejmu. Pomimo doświadczenia i pracy 20 lat w samorządzie terytorialnym.

Rozmawiali

Magdalena Uchto

Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski