– Jutro, po dwóch latach przerwy, wraca Pan między liny. Ulga, czy rodzaj debiutanckiej tremy?
– Nic z tych rzeczy. Rozłąka od prawdziwych występów w ringu rzeczywiście była dluga, ale od boksu już nie.
– Właśnie, w czasie sparingów z Davidem Haye’m czy Aleksandrem Powietkinem myślał Pan sobie: „Ciągle stać mnie na wygrywanie z najlepszymi”?
– Nie tylko ja tak czuję. Świat boksu jest mały i wiem, że tak się właśnie o mnie mówi. Dwa lata to różne perypetie, ale wiedziałem, że wcześniej czy później wejdę jeszcze między liny.
– Pierwszy rok przerwy to kara za doping przed walką z Władimirem Kliczką. Do winy Pan się nie przyznał, ale prywatne śledztwo w swoim sztabie zrobił?
– Cała sprawa jest śmieszna. Analizę próbki B chciałem wykonać w USA czy na innym neutralnym terenie, ale mi nie pozwolono. Śledztwo? Z ówczesnym trenerem nie rozmawiałem. Współpraca zakończyła się i tyle. Temat zamknięty. Pogadajmy o czymś innym.
– Nieporozumienia z promotorem to też już przeszłość?
– Tak, teraz nie ma żadnych problemów.
– Dziś, kiedy z ringu zszedł już Witalij Kliczko i „uwolnił” pas federacji WBC, nie żałuje Pan, że przyjął ofertę Władimira?
– Mogłem poczekać jeszcze dziesięć lat na jakiegoś bardzo słabego mistrza i dopiero wtedy spróbować, ale czy miałoby to sens? Nie należę do ludzi, którzy boją się wyzwań.
Tak, w ogóle to już chyba w 2010 roku miałem ofertę z obozu Ukraińców, ale w grupie zgodnie stwierdziliśmy, że na tamten czas w żaden sposób nie byłem przygotowany. Po dwóch latach ciężkiej pracy uznaliśmy, że nadszedł ten moment.
– Do teraz sięga Pan jeszcze po nagranie tamtego pojedynku?
– W ogóle nie oglądałem całego, tylko urywki. W każdym razie czuję, że gdyby to była moja druga czy trzecia walka o tytuł, wszystko wyglądałoby inaczej. Kilka lat wcześniej na stwierdzenie, że Wach będzie walczyć o mistrzostwo, każdy się śmiał. Potem ci sami ludzie mówili, że mam szansę.
Jutro zaczynam nową drogę po tytuł. Różnica jest taka, że marzenie o mistrzowskiej walce już spełniłem, teraz to będzie zwykła robota. A o czym marzę? O locie rakietą w kosmos (śmiech).
– Pana kariera to wzloty i upadki, co paradoksalnie – mimo prawie 35 lat – może tylko pomóc.
– To prawda, w ogóle nie czuję się „wyboksowany”. Normalnie rozmawiamy, nie jestem rozbity, a całe życie walczę w wadze ciężkiej. W tej kategorii optymalny wiek to około czterdziestki. I powiem szczerze – dopiero teraz, po przejściach, ostatnich sparingach czuję się takim rasowym mężczyzną, 97-procentowym zawodnikiem wagi ciężkiej.
– Kiedy będzie sto procent?
– Tak jak mówi mój trener Piotr Wilczewski, za dwa lata. Najpierw trzeba się znów pokazać, stoczyć ze trzy dobre walki i zaistnieć w rankingach. Tego z dnia na dzień nie da się zrobić. Myślę o poważnych rywalach, bo tylko takie pojedynki coś mi dadzą. Na razie jestem w Polsce, ale za jakiś czas trzeba będzie zrobić kilkumiesięczny obóz w Stanach. Poczuć atmosferę Ameryki, posparować z dobrymi zawodnikami.
– 8 listopada do hali w Czyżynach będzie Pan mógł wybrać się nawet na nogach.
– No tak, mieszkam nie za daleko. Zobaczymy, czy uda się zdobyć jakieś fajne bilety. Nie mam jednak ciśnienia, że muszę tam być. I wyprzedzając pytanie – tak, trochę mi żal, że sam w Czyżynach nie zaboksuję. Nie mówię nawet o walce wieczoru, ale była możliwość, żebym wystąpił w jednym z wcześniejszych pojedynków.
– Bardziej chodziło mi o to, że Artur Szpilka swoje starcie z Tomaszem Adamkiem reklamuje jako walkę dwóch najlepszych polskich „ciężkich”. A spoglądając w lustro, tylko Pan z waszej trójki może powiedzieć – to ja mam prawdziwe warunki fizyczne jak na tę kategorię.
– Wie pan co, nie ma mnie w żadnych rankingach, a oni są aktywni... Hm, tak uważają? Niech będzie.
– Zamiast w Krakowie, jutro w Dzierżonowie zmierzy się Pan z równie potężnym jak Pan Samirem Kurtagiciem.
– Solidny, bardzo twardy zawodnik, profesjonalista. OK, może ma na koncie porażki, ale żadnej przez nokaut, a walczył z bardzo mocno bijącymi zawodnikami. Już od dwóch miesięcy żyję tylko jutrem. Wygram i czekam na kolejne wyzwania.
SERB RYWALEM „WIKINGA”
- Niespełna 35-letni Mariusz Wach ostatni raz walczył 10 listopada 2012 r. z Władimirem Kliczką. Przegrał na punkty, a stawką były pasy WBA, WBO, IBF, IBO wagi ciężkiej. Po starciu w organizmie Wacha wykryto niedozwolone środki, za co został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy.
- Już jutro w Dzierżonowie „Wiking” zmierzy się z Samirem Kurtagiciem. Mierzący 202 cm Wach ma na koncie 28 walk: 27 wygranych (15 przez nokaut) i właśnie 1 porażkę. 38-letni Serb jest o centymetr niższy. Stoczył 18 pojedynków: 12 zwycięstw (8 przez KO), 6 przegranych (wszystkie na punkty). Galę od godz. 19 pokaże Orange Sport.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?