Czasem wśród Bladych Loków zdarzają się małe spięcia Fot. Jerzy Michalski
- W tym roku wypada dwudziesta rocznica rozpoczęcia działalności przez Blade Loki. Dlaczego nie organizujecie żadnej fety?
- Nie czujemy się kombatantami. Dlatego nie obchodzimy tego jubileuszu. Ale chcemy z tej okazji doprowadzić do reedycji na płycie naszej pierwszej kasety. Prowadzimy w tej sprawie rozmowy i mamy nadzieję, że niebawem wreszcie się ona ukaże.
- Dwadzieścia lat to poważny wiek, jak na punkowy zespół. Skąd czerpiecie energię do tego, aby ciągle iść do przodu?
- Z tego, że jesteśmy całkowicie niezależni. Robimy tylko to, co chcemy i tylko tak, jak chcemy. A to dlatego, że jesteśmy niezależni finansowo od muzyki. Każdy z nas zarabia na życie w inny sposób. Dlatego nie musimy nigdy naginać karku. To nam daje największą radość i energię.
- Wydajecie co trzy lata nową płytę. Jak udaje się Wam utrzymać takie regularne tempo?
- To raczej dzieło przypadku. Tworzenie nowych piosenek trwa krótko, gorzej z tekstami. Więcej czasu zajmują sprawy pozamuzyczne, przede wszystkim praca w studiu nagrań i dogadywanie się z wydawcą. Tym bardziej, że ostatnio musieliśmy go zmienić. Właściwie moglibyśmy wydawać kolejny album co roku – ale po co? Wolimy stopniować napięcie. (śmiech)
- Kto trzyma dyscyplinę w zespole?
- Wszyscy sami się dyscyplinujemy. Jeśli jest próba w środę wieczorem – każdy stawia się bez problemów. Nawet jak jest chory. (śmiech) A to wcale nie takie łatwe, jeśli w zespole jest aż siedem osób. Po prostu szanujemy swój czas, bo mamy go niewiele.
- A nie mylą Ci się czasem wokalistki, która aktualnie jest przy mikrofonie: Agata czy Agnieszka?
- Nie, nie mam z tym problemu (śmiech) Ale było z tym ostatnio trochę zamieszania. W pewnym momencie Agata postanowiła wyjechać do Niemiec. Szanujemy jej wolę – więc się nie sprzeciwialiśmy. Zabraliśmy więc w trasę „Majkę” czyli Agnieszkę. Okazało się jednak, że ona nie ma za bardzo czasu na takie wyjazdy. Tak się szczęśliwie złożyło, że Agata wróciła po półtora roku z Niemiec i chciała z nami znowu śpiewać. Mam nadzieję, że zostanie z zespołem już do jego końca. (śmiech)
- Jak ta Agata wytrzymuje z sześcioma facetami: chociażby te śmierdzące skarpetki i głośne bekanie.
- (śmiech) Staramy się przy niej być bardziej kulturalni. Kobieta łagodzi obyczaje. Gdy jedziemy w trasę, Agata zazwyczaj ma osobny pokój dla siebie. A jak się nie da – to jakoś improwizujemy. Chłopaki zawsze mogą spać byle gdzie na podłodze. (śmiech)
- A widziałeś kiedyś Agatę ubraną w elegancką sukienkę i szpilki?
- Raz! Kiedy wracała z jakiejś ważnej rozmowy o pracę i przyszła po tym na próbę. (śmiech) Bo na co dzień Agata ubiera się tak jak na koncertach – po punkowemu.
- Jak Wam szło tworzenie materiału na najnowszą płytę – „Frruuu”?
- Melodie zawsze nam się sypią jak z rękawa. Najbardziej czasochłonne jest pisanie tekstów. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do większości polskich gwiazd popu, nie chcemy śpiewać o nieszczęśliwej miłości. Dlatego trzeba nad nimi trochę posiedzieć. Czasem też zapraszamy do ich napisania kogoś z zewnątrz albo sięgamy po gotowe rzeczy. Tak było w przypadku utworu „Do nieba”, który powstał na podstawie wiersza „Song” Katarzyny Anny Dziki, jednej z pierwszych polskich hipisek z lat 60.
- Tym razem Wasze piosenki są bardziej bogato zaaranżowane. W nagraniu „Ciemne miasto” słychać elektroniczne bity, a w „Punkrockerze” – mocne organy rodem z Deep Purple.
- Te elementy były w naszej muzyce zawsze, tylko wcześniej nie były eksponowane. Tym razem wypchnęliśmy klawisze na przód, a trąby schowaliśmy z tyłu. Dlatego w sumie aranże są podobne – tylko miks inny.
- Ale w „Afganie” słychać etniczne brzmienia. A tego na pewno wcześniej nie stosowaliście.
- Te elementy miały podkreślić tekst, w którym śpiewamy o udziale polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Jego pobyt w tym dalekim kraju wydaje nam się kompletnie bez sensu – wydajemy nań tyle kasy, a nikt na tym nie korzysta, niewiele z tego wynika, a giną ludzie. Dla Afgańczyków jesteśmy okupantem. Dlatego też jesteśmy przeciw wysyłaniu Polskiego Wojska na jakąkolwiek wojnę - choćby miało to nazywać się misją pokojową.
- Podoba mi się jednak, że w swych tekstach nie jesteście śmiertelnie poważni, tylko często sięgacie po żart – jak choćby w „Vulcanie”?
- Od początku trzymamy ten styl. Nasze piosenki często są przewrotne. Vulcana to postać historyczna – chyba pierwsza na świecie kulturystka, która funkcjonowała na przełomie XIX i XX wieku, rozrywała kajdany i podnosiła ciężary. Zobacz w Internecie – są tam jej fajne zdjęcia. Dla nas to wzór silnej kobiety - oczywiście fizycznie.
- W sztandarowym „Punkrockerze” Agata śpiewa: „Zawsze płynę pod prąd”. Można tak żyć?
- Staramy się na ile możemy. Oczywiście, wszyscy jesteśmy do jakiegoś stopnia uwikłani w system. Ale każdy z nas jest na swój sposób silną indywidualnością. To oczywiście rodzi wiele problemów, ale w konsekwencji daje poczucie niezależności. I owocuje kolejnymi płytami Bladych Loków.
- Co zagracie na krakowskim koncercie?
- Stare i nowe kawałki. Pół na pół. W Krakowie zawsze świetnie nam się gra. Wiele osób może jeszcze nie znać piosenek z „Frruuu”. Dlatego jesteśmy ciekawi jak na nie zareagują.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?