Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie naginać karku

Redakcja
Czasem wśród Bladych Loków zdarzają się małe spięcia Fot. Jerzy Michalski
Czasem wśród Bladych Loków zdarzają się małe spięcia Fot. Jerzy Michalski
ROZMOWA z DUDZICEM, basistą grupy Blade Loki, która zagra 7 października w klubie Kotkarola.

Czasem wśród Bladych Loków zdarzają się małe spięcia Fot. Jerzy Michalski

- W tym roku wypada dwudziesta rocznica rozpoczęcia działalności przez Blade Loki. Dlaczego nie organizujecie żadnej fety?

- Nie czujemy się kombatantami. Dlatego nie obchodzimy tego jubileuszu. Ale chcemy z tej okazji doprowadzić do reedycji na płycie naszej pierwszej kasety. Prowadzimy w tej sprawie rozmowy i mamy nadzieję, że niebawem wreszcie się ona ukaże.

- Dwadzieścia lat to poważny wiek, jak na punkowy zespół. Skąd czerpiecie energię do tego, aby ciągle iść do przodu?

- Z tego, że jesteśmy całkowicie niezależni. Robimy tylko to, co chcemy i tylko tak, jak chcemy. A to dlatego, że jesteśmy niezależni finansowo od muzyki. Każdy z nas zarabia na życie w inny sposób. Dlatego nie musimy nigdy naginać karku. To nam daje największą radość i energię.

- Wydajecie co trzy lata nową płytę. Jak udaje się Wam utrzymać takie regularne tempo?

- To raczej dzieło przypadku. Tworzenie nowych piosenek trwa krótko, gorzej z tekstami. Więcej czasu zajmują sprawy pozamuzyczne, przede wszystkim praca w studiu nagrań i dogadywanie się z wydawcą. Tym bardziej, że ostatnio musieliśmy go zmienić. Właściwie moglibyśmy wydawać kolejny album co roku – ale po co? Wolimy stopniować napięcie. (śmiech)

- Kto trzyma dyscyplinę w zespole?

- Wszyscy sami się dyscyplinujemy. Jeśli jest próba w środę wieczorem – każdy stawia się bez problemów. Nawet jak jest chory. (śmiech) A to wcale nie takie łatwe, jeśli w zespole jest aż siedem osób. Po prostu szanujemy swój czas, bo mamy go niewiele.

- A nie mylą Ci się czasem wokalistki, która aktualnie jest przy mikrofonie: Agata czy Agnieszka?

- Nie, nie mam z tym problemu (śmiech) Ale było z tym ostatnio trochę zamieszania. W pewnym momencie Agata postanowiła wyjechać do Niemiec. Szanujemy jej wolę – więc się nie sprzeciwialiśmy. Zabraliśmy więc w trasę „Majkę” czyli Agnieszkę. Okazało się jednak, że ona nie ma za bardzo czasu na takie wyjazdy. Tak się szczęśliwie złożyło, że Agata wróciła po półtora roku z Niemiec i chciała z nami znowu śpiewać. Mam nadzieję, że zostanie z zespołem już do jego końca. (śmiech)

- Jak ta Agata wytrzymuje z sześcioma facetami: chociażby te śmierdzące skarpetki i głośne bekanie.

- (śmiech) Staramy się przy niej być bardziej kulturalni. Kobieta łagodzi obyczaje. Gdy jedziemy w trasę, Agata zazwyczaj ma osobny pokój dla siebie. A jak się nie da – to jakoś improwizujemy. Chłopaki zawsze mogą spać byle gdzie na podłodze. (śmiech)

- A widziałeś kiedyś Agatę ubraną w elegancką sukienkę i szpilki?

- Raz! Kiedy wracała z jakiejś ważnej rozmowy o pracę i przyszła po tym na próbę. (śmiech) Bo na co dzień Agata ubiera się tak jak na koncertach – po punkowemu.

- Jak Wam szło tworzenie materiału na najnowszą płytę – „Frruuu”?

- Melodie zawsze nam się sypią jak z rękawa. Najbardziej czasochłonne jest pisanie tekstów. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do większości polskich gwiazd popu, nie chcemy śpiewać o nieszczęśliwej miłości. Dlatego trzeba nad nimi trochę posiedzieć. Czasem też zapraszamy do ich napisania kogoś z zewnątrz albo sięgamy po gotowe rzeczy. Tak było w przypadku utworu „Do nieba”, który powstał na podstawie wiersza „Song” Katarzyny Anny Dziki, jednej z pierwszych polskich hipisek z lat 60.

- Tym razem Wasze piosenki są bardziej bogato zaaranżowane. W nagraniu „Ciemne miasto” słychać elektroniczne bity, a w „Punkrockerze” – mocne organy rodem z Deep Purple.
- Te elementy były w naszej muzyce zawsze, tylko wcześniej nie były eksponowane. Tym razem wypchnęliśmy klawisze na przód, a trąby schowaliśmy z tyłu. Dlatego w sumie aranże są podobne – tylko miks inny.

- Ale w „Afganie” słychać etniczne brzmienia. A tego na pewno wcześniej nie stosowaliście.

- Te elementy miały podkreślić tekst, w którym śpiewamy o udziale polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Jego pobyt w tym dalekim kraju wydaje nam się kompletnie bez sensu – wydajemy nań tyle kasy, a nikt na tym nie korzysta, niewiele z tego wynika, a giną ludzie. Dla Afgańczyków jesteśmy okupantem. Dlatego też jesteśmy przeciw wysyłaniu Polskiego Wojska na jakąkolwiek wojnę - choćby miało to nazywać się misją pokojową.

- Podoba mi się jednak, że w swych tekstach nie jesteście śmiertelnie poważni, tylko często sięgacie po żart – jak choćby w „Vulcanie”?

- Od początku trzymamy ten styl. Nasze piosenki często są przewrotne. Vulcana to postać historyczna – chyba pierwsza na świecie kulturystka, która funkcjonowała na przełomie XIX i XX wieku, rozrywała kajdany i podnosiła ciężary. Zobacz w Internecie – są tam jej fajne zdjęcia. Dla nas to wzór silnej kobiety - oczywiście fizycznie.

- W sztandarowym „Punkrockerze” Agata śpiewa: „Zawsze płynę pod prąd”. Można tak żyć?

- Staramy się na ile możemy. Oczywiście, wszyscy jesteśmy do jakiegoś stopnia uwikłani w system. Ale każdy z nas jest na swój sposób silną indywidualnością. To oczywiście rodzi wiele problemów, ale w konsekwencji daje poczucie niezależności. I owocuje kolejnymi płytami Bladych Loków.

- Co zagracie na krakowskim koncercie?

- Stare i nowe kawałki. Pół na pół. W Krakowie zawsze świetnie nam się gra. Wiele osób może jeszcze nie znać piosenek z „Frruuu”. Dlatego jesteśmy ciekawi jak na nie zareagują.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski