Paweł Tarczyński, szef fundacji "Ogony", ma w sobie coś z dzikości miejskiego szczura. Ten obrońca drobnych ssaków nie jest delikatnym intelektualistą, który o prawach zwierząt dowiedział się na studiach zoologicznych. Nie ma biologicznego czy weterynaryjnego wykształcenia. Tarczyński to bezpośredni, brodaty, zażywający tabakę robotnik budowlany. Używka pomaga mu udrożnić nos. - Był złamany naście razy, gdy w młodości trenowałem system walki Krav Maga - mówi działacz.
Dziesięć lat temu zaopiekował się swoim pierwszym szczurkiem. Teraz walczy z miejskimi urzędnikami o to, by nie truć białych i łaciatych gryzoni z krakowskich Plant.
Przeciwnicy Tarczyńskiego spekulują, że być może aktywiści z "Ogonów" sami wypuścili na zieleniec dziesiątki hodowlanych szczurów. Mieliby to zrobić w celu zdobycia popularności i pieniędzy na stworzenie schroniska dla gryzoni. Prezes organizacji odpowiada, że świat jest pełen hejterów - ludzi upowszechniających nienawistne komentarze.
Tarczyński jest piechurem. Gdy w nocy przestają jeździć podmiejskie autobusy, do domu w Zielonkach idzie z Krakowa na własnych nogach. - Ale ktoś mnie kiedyś widział w porsche kolegi. Od razu pojawiły się plotki o wielkich pieniądzach z fundacyjnej działalności - skarży się aktywista.
W Zielonkach Tarczyński ma dwie wielkie klatki, trzy spore i jedną średnią. - Opiekuję się osiemnastoma zwierzakami. Są to myszy, szczury i koszatniczki. Mnóstwo gryzoni poszukuje domów. Fundacja pomaga załatwić adopcje, ale w wielu przypadkach jedynym wyjściem jest dożywotnie zapewnianie zwierzęciu domu u mnie lub u naszych wolontariuszy.
Zaprzyjaźnione małżeństwo z okolic Piotrkowa Trybunalskiego ma u siebie około 50 szczurów - opowiada szef "Ogonów".
Pod opiekę organizacji może trafić gryzoń bezpański, błąkający się. Barbara z "Ogonów" mówi, że w zimie ktoś dostarczył bezdomnego chomika. Hodowlane, nieodporne na zimno zwierzątko zostało - jak twierdzą przedstawiciele fundacji - znalezione na wolnym powietrzu. Teraz Tarczyński i jego przyjaciele łapią białe szczury na Plantach. Twierdzą, że nie są to dzikie szkodniki i że należy je ocalić przed miejskimi planami deratyzacji.
W środę ekipa "Ogonów" schwytała sześć żywych sztuk. Pięć z nich ma białą sierść. Szósty to ciemny samiec o łagodnym usposobieniu. "Łowcy" stwierdzają więc, że musi być to szczur oswojony lub krzyżówka osobnika hodowlanego z dzikim. Do chwytania zwierzaków używają głównie tzw. żywołapek - klatek z mechanizmem samoczynnego zamykania. Jednak czasem udaje się capnąć gryzonia przy pomocy rąk i czapki.
W maju krakowski sąd stwierdził, że Tarczyński w dziedzinie obrony gryzoni poszedł zbyt daleko. Szef "Ogonów" został skazany na prace społeczne za zniesławienie właściciela sklepu z gadami, w którym uśmierca się myszy i szczury - karmę dla węży. Obrońca zwierzaków mówi, że czeka jeszcze na pisemne uzasadnienie wyroku. W planach ma odwoływanie się do kolejnej instancji.
Przyjaciel szczurów i sprzedawca gadów spotkali się w sądzie, bo ten pierwszy w liście do mediów napisał, że u tego drugiego w firmie zabija się zwierzęta przy pomocy uderzenia o ladę. Właściciel sklepu zaprzeczał, protestował, a w końcu napisał prywatny akt oskarżenia. Przekonywał, iż do uśmiercania gryzoni u niego na zapleczu używana jest wyłącznie humanitarna metoda - gaz. - Prezes "Ogonów" przesadza. Nawet na internetowych forach hodowców szczurów ma wielu przeciwników - mówiła na sądowym korytarzu miłośniczka gadów, świadek w sprawie.
Choć wyrok był niekorzystny dla Tarczyńskiego, nie składa on broni w walce z praktykami terrarystów. Prezes "Ogonów" szuka kolejnych argumentów przeciwko zabijaniu gryzoni na karmę.
Zainteresował sprawą prof. Jana Hartmana, bioetyka z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W pisemnej opinii specjalista ten stwierdza, że w niektórych przypadkach uśmiercanie zwierząt dwutlenkiem węgla jest okrutne. Tymczasem, zdaniem bioetyka, także wobec szczura człowiek ma moralne obowiązki. "Z całą pewnością zabijamy więcej zwierząt, niż jest to bezwzględnie konieczne" - pisze Hartman.
Nad sprawą gazowanych gryzoni pochyliły się też Polskie Towarzystwo Etyczne i oraz Instytut Biologii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk.
Tarczyński nie ogranicza się do bronienia białych i pstrokatych szczurów hodowlanych, żyjących w sklepie z gadami lub biegających po Plantach. Wypowiada się też w obronie szarobrązowych szkodników - dzikich osobników z kanału i śmietnika.
Tarczyński twierdzi: - Nie musimy zawsze sięgać po trutkę. Gdyby ludzie nie wyrzucali resztek jedzenia na ulicę, byłoby mniej dzikich gryzoni. Kultura i higiena mogą w mieście zastąpić trucizny. W magazynach czy elewatorach zbożowych można zaś zastosować niezabijające odstraszacze.
Prezes "Ogonów" deklaruje sympatię wobec wszystkich gatunków zwierząt, jest jednak mięsożercą. Przejście na dietę roślinną ma w planach, ale decyzji w tej sprawie jeszcze nie podjął. - To trudne, bo wychowałem się w domu, w którym jadło się mięso - tłumaczy. Ten dom, jak wspomina Tarczyński, był w Szczecinie.
- Dawno już nie byłem w rodzinnych stronach. Nie mam na to czasu, bo zajmują mnie sprawy fundacji - dodaje.
Dotychczasowe działania fundacji nie przysporzyły jej jednak sponsorów. Tarczyński podaje, że organizacji nie wspiera w stały sposób żaden darczyńca. To może zmienić się teraz, bo obrona szczurów na Plantach zapewniła "Ogonom" medialną popularność. Szef fundacji mówi, że w ciągu jednego dnia w jego komórce zapisało się 96 połączeń od dziennikarzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?