MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niezauważone miliardy

Redakcja
Pamiętacie Państwo modę na krytykowanie Polski?

Liliana Sonik: CAŁY TEN ZGIEŁK

Klimat, kuchnia, ludzie, pejzaż, historia, współczesność... Nic nie znajdowało uznania w oczach rodaków. Każda pliszka swój ogonek... ganiła. Za to, że słońce nie takie jak na egipskiej plaży. Za to, że kuchnia bez muli i ananasów. Za to, że zbyt płasko lub zbyt górzysto. Cóż, w każdym z tych zastrzeżeń było źdźbło prawdy, choć osobiście nie cenię sobie ani muli, ani klimatu bez zimy.
Do stanu najwyższej irytacji doprowadzały mnie pohukiwania na zbyt małą liczbę organizacji pozarządowych i wolontariatu. Żonglowano przy tym cyframi, z których wynikać miało, że naszą cechą główną jest kamienne serce. Bo sformalizowanych organizacji pozarządowych, a co za tym idzie zarejestrowanych wolontariuszy, jest u nas mniej niż na Zachodzie. Tylko że takie przedstawianie sprawy jest niezłą manipulacją. Bo przecież sprawy najtrudniejsze załatwiane są w Polsce bez żadnej pomocy państwa. W statystykach organizacji pozarządowych nie figurują matki i ojcowie (czy bracia i siostry) niepełnosprawnych dzieci. Brak też tam osób opiekujących się obłożnie chorymi rodzicami.
A przecież ludzie ci rezygnują z normalnego życia i pracy. Z miłością, jakiej nie zastąpi żadna instytucja, pielęgnują dotkniętych kalectwem czy demencją bliskich. Nie dostają za to żadnych gratyfikacji. Nie wpiszą sobie do CV "stażu" w żadnej fundacji. Nie zdobędą nowych znajomości ani doświadczeń, których by wcześniej nie znali. Ich poświęcenia nikt nie dostrzega. Wydaje się czymś naturalnym i zwyczajnym, a wcale zwyczajnym nie jest. W każdym razie w państwach wysoko rozwiniętych, gdzie opiekę nad nieuleczalnie chorymi przejmują instytucje. Nie chcę krytykować takiego rozwiązania, bo czasem jest jedynym możliwym, lecz to bez wątpienia rozwiązanie gorsze od opieki domowej: generuje ogromne koszty i nie zapewnia bezcennej więzi uczuciowej.
Ludzi stale opiekujących się własnymi, ciężko chorymi dziećmi jest w Polsce aż 70 tysięcy. Ile pieniędzy zostaje w państwowej kasie dzięki nim? Jeden dzień w szpitalu czy zakładzie specjalistycznym kosztuje blisko tysiąc złotych. To znaczy, że każdego dnia "oszczędzamy" co najmniej 70 milionów. 70 milionow dziennie, które trzeba przemnożyć przez 365 dni roku... Oszczędzamy je kosztem nadludzkiego wysiłku ludzi, których pozostawiono samym sobie.
Jeśli chcemy utrzymać to fenomenalne zjawisko opieki domowej - a powinniśmy chcieć - trzeba stworzyć mechanizmy pomocy finansowej i organizacyjnej dla rodzin w takiej sytuacji. Aby matki, latami niepracujące zawodowo ze względu na konieczność stałego czuwania przy chorym dziecku, mogły liczyć na jakąś emeryturę. Aby mogły mieć choć jeden "wolny" dzień w tygodniu. Do tego jednak trzeba tzw. woli politycznej i zamiany prawa. No i trzeba przeszkolonych wolontariuszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski