Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niespodziewane efekty reformy edukacji. Tego PiS nie przewidział

Agnieszka Maj
Agnieszka Maj
Rodzice z Krakowa protestowali przeciwko reformie edukacji podczas sesji Rady Miasta
Rodzice z Krakowa protestowali przeciwko reformie edukacji podczas sesji Rady Miasta fot. Anna Kaczmarz
Edukacja. Likwidacja gimnazjów od września przyszłego roku spowodowała trzęsienie ziemi i problemy we wszystkich typach szkół.

Losowanie klas, które będą musiały uczyć się w innym budynku, ograniczone przyjęcia do najlepszych krakowskich liceów, koniec z podziałem na grupy na zajęciach laboratoryjnych - to jedne z efektów reformy edukacji, których nikt wcześniej się nie spodziewał. Zaskoczeni są rodzice i nauczyciele, także ci, którzy popierali zmiany. A minister edukacji Anna Zalewska zapewnia, że zawirowania dotyczą tylko okresu przejściowego, a ich efektem ma być lepsza szkoła.

Likwidacja gimnazjów od września przyszłego roku spowodowała trzęsienie ziemi we wszystkich typach szkół, także podstawowych. Autorzy reformy nie spodziewali się na przykład, że jedną z jej konsekwencji będzie losowanie, które ma rozstrzygnąć, gdzie dzieci będą chodzić do szkoły. Do takiej sytuacji doszło kilka tygodni temu w Niepołomicach.

Okazało się tam, że dzieci nie pomieszczą się w jednym budynku szkoły podstawowej, ponieważ od przyszłego roku trzeba będzie utworzyć siódme klasy w dotychczas sześcioklasowej placówce. Dlatego władze gminy zadecydowały, że część dzieci musi przenieść się do budynku gimnazjum.

Żaden rodzic nie chciał się na to zgodzić dobrowolnie, więc zorganizowano losowanie. To wywołało jednak protest rodziców. Argumentowali, że teraz rodzeństwo będzie uczyło się w dwóch różnych budynkach, poza tym nie chcieli, aby ich małe dzieci chodziły do szkoły z nastolatkami z gimnazjum.

Losowanie klas, które mają zostać przeniesione do innego budynku, nie podoba się także Barbarze Nowak, małopolskiej kurator oświaty. - To wypaczenie reformy edukacji. My zawsze podkreślaliśmy, że takie przenosiny powinny być dobrowolne. To od rodziców zależy, czy chcą, aby ich dziecko uczyło się na dwie zmiany, czy też zostało przeniesione do __innego budynku, gdzie warunki będą lepsze - mówi Barbara Nowak.

Dla szkół podstawowych reforma oznacza nie tylko wydłużenie nauki z sześciu do ośmiu lat. Ponieważ niektóre z nich są tak przeładowane, że nie byłyby w stanie pomieścić więcej dzieci, trzeba było wprowadzić zmiany w obwodach. W Krakowie doprowadziło to do takiego absurdu, że dzieci z ul. Kniaźnina, które mają pod blokiem SP nr 130 na os. Oświecenia, decyzją urzędników zostały przypisane do rejonu SP nr 2 przy ul. Strzelców. W efekcie będą musiały codziennie pokonywać ponaddwukilometrową trasę do szkoły. To ok. 25-30 minut marszu. Zlitowała się nad nimi dyrektorka podstawówki, koło której mieszkają. Obiecała, że przyjmie dzieci z ul. Kniaźnina, mimo że nie są jej rejonowymi uczniami.

To jednak nie wszystkie konsekwencje reformy dla szkół podstawowych. W tym roku może być trudniej dostać się do nierejonowej placówki. Część z nich ograniczy nabór z tego powodu, że będzie musiała zostawić miejsce dla klas VII, a potem dla VIII.

Nie dostaną się do wymarzonych liceów

Efekty reformy edukacji odczują także licea, choć te szkoły miały być głównym beneficjentem zmian, ponieważ nauka w nich będzie wydłużona z trzech do czterech lat. Od września najlepsze krakowskie licea przyjmą mniej uczniów. To efekt limitów wprowadzonych przez Urząd Miasta w porozumieniu z kurator oświaty.

We wszystkich liceach klasy nie będą mogły liczyć więcej niż 28 uczniów (teraz w najlepszych dochodzą do 36), oprócz tego w najlepszych szkołach zmniejszona zostanie liczba klas pierwszych. Jak tłumaczy kurator oświaty Barbara Nowak takie zmiany mają zlikwidować naukę na dwie zmiany i zmniejszyć tłok w szkołach. - Uczniowie będą mieli szansę na naukę w bardziej komfortowych warunkach - tłumaczy Barbara Nowak.

Problem jednak w tym, że wielu z nich nie dostanie się do wymarzonych liceów. Zyskają za to gorsze szkoły: zapełnią się uczniami, którym nie udało się dostać do tych lepszych. Taki ruch ma ważne znaczenie z punktu widzenia organizacji reformy edukacji. Pomaga utrzymać się na rynku szkołom, które z powodu braku chętnych mogłyby zostać w naturalny sposób zlikwidowane. W ten sposób tworzone jest miejsce dla podwójnego rocznika, który pójdzie do szkół średnich za dwa lata.

Wtedy szkoły zapełnią się tymi, którzy skończyli wygaszane gimnazjum oraz absolwentami ósmej klasy szkoły podstawowej.

W Krakowie problem dotyczy ok. 13 tys. uczniów. Trzeba będzie stworzyć dla nich dwa razy więcej klas, niż jest obecnie. Temu właśnie ma służyć utrzymanie szkół, które mogłyby w naturalny sposób wygasnąć, oprócz tego powstaną także od września nowe licea. Zamienią się w nie cztery Gimnazja: nr 1 przy ul. Bernardyńskiej, nr 2 przy ul. Studenckiej, nr 4 przy Rynku Kleparskim oraz nr 35 przy ul. Limanowskiego.

Ograniczenie liczebności uczniów w najlepszych liceach spowoduje także zwolnienia nauczycieli. Tymczasem przed wprowadzeniem reformy zapewniano ich, że w tego typu szkołach zwolnień nie będzie, wręcz przeciwnie - trzeba będzie zatrudniać nowych nauczycieli, ponieważ wydłuży się w nich czas nauki trzech lat do czterech.

Reforma spowoduje większe korki?

Efektem rewolucji w edukacji jest także to, że szkoły nie będą mogły już na zajęciach przyrodniczych, takich jak biologia, chemia, fizyka prowadzić zajęć z podziałem na grupy Możliwe jest to tylko wtedy, gdy klasa liczy więcej niż 30 osób, a teraz ma być w nich maksymalnie 28 uczniów. Nie spełnią więc warunków, aby były dzielone na grupy podczas zajęć, na których trzeba prowadzić ćwiczenia laboratoryjne.

Ta zmiana nie podoba się rodzicom, bo odbije się na jakości kształcenia. Nie wszyscy rozumieją także dążenie kurator Barbary Nowak, aby szkoły uczyły się na jedną zmianę. - Ja właśnie chcę szkoły na dwie zmiany. Przecież wielu rodziców pracuje na zmiany. Ja pracuję w sklepie, idę na 10, wracam o 19. Moje dziecko chodzi na 10, 11 i wraca do domu ok. 18. Dzięki temu więcej czasu spędzamy ze sobą, a __rano możemy dłużej pospać - mówi Anna Piórkowska, mama z Krakowa. Zwraca uwagę, że kiedy wszystkie dzieci będą chodziły do szkoły na 8 rano, korki w mieście będą jeszcze większe niż obecnie.

Referendum raczej nie będzie

Niezadowoleni z reformy domagali się przeprowadzenia referendum, w którym Polacy mogliby się wypowiedzieć, czy chcą wprowadzanych zmian.

Pod obywatelskim wnioskiem w tej sprawie zebrano ponad 910 tys. podpisów. Do referendum jednak prawdopodobnie nie dojdzie: premier Beata Szydło powiedziała kilkanaście dni temu, że jest już na to zbyt późno.

Formalnie decyzje w tej sprawie podejmuje jednak Sejm, być może na posiedzeniu, które rozpocznie się 10 maja. - Jesteśmy rozczarowani wypowiedziami pani premier. Wierzyliśmy w to, że po wyczerpaniu wszelkich możliwych działań: próśb, petycji, manifestacji, strajku dojdzie jednak do __referendum. Jeśli tak się nie stanie, to będzie zlekceważenie dużej grupy Polaków - mówi Grażyna Ralska, prezes małopolskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Jej zdaniem zamieszanie związane z wprowadzeniem reformy także przekłada się na sondaże. Według najnowszego badania Millward Brown na zlecenie TVN na Platformę Obywatelską głosowałoby 31 procent ankietowanych, a na Prawo i Sprawiedliwość - 29 procent.

- Mogą mieć na to wpływ zmiany w szkołach, które właśnie teraz są wprowadzane. Wielu rodziców przekonało się, że przekłada się to na przyszłość ich dzieci, np. na to, że muszą zmienić szkołę. Rodzice są maksymalnie zdenerwowani, a __środowisko nauczycielskie też nie ma powodów, aby się cieszyć - uważa Grażyna Ralska.

Kurator oświaty: szkoła będzie lepsza po reformie

Z tego, że wprowadzanie reformy wywoła bałagan, który może wpłynąć na popularność PiS, zdawali sobie sprawę także politycy tej partii. Dlatego nie zgodzili się na propozycje opozycji, aby przesunąć likwidację gimnazjów o rok: wtedy mieliby zbyt mało czasu, aby poprawić swoje sondaże przed wyborami w 2019 roku.

Tymczasem przed podjęciem decyzji w sprawie referendum przez Sejm swoje negatywne stanowisko w sprawie reformy chce wyrazić część rodziców. W najbliższą niedzielę 7 maja o godz. 12 pod Ratuszem na Rynku Główym w Krakowie odbędzie się happening „Umarła szkoła?”. - Chcemy przypomnieć, że PiS obiecywał słuchać głosu mieszkańców, czyli - jak mówią - swojego suwerena - mówi Anna Kozłowska z inicjatywy „Szkoła to nie eksperyment”.

Barbara Nowak uważa jednak, że referendum nie ma sensu teraz, kiedy reforma jest już wdrażana. Przyznaje, że jej wprowadzanie może być trudne, ale często wynika to z niezrozumienia nowych przepisów. - Reforma ma spowodować przywrócenie czteroletnich liceów, a sensu takiego posunięcia nikt nie kwestionuje. Poza tym szkoła będzie teraz dla uczniów, a nie organizowana pod kątem potrzeb nauczycieli. Po reformie stanie się o __wiele lepsza niż ta obecnie - zapewnia Barbara Nowak.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski