– Po wyczuciu przez nauczycieli i uczniów bardzo nieprzyjemnej woni żrącego gazu, rozpylonego w części budynku, dyrektor zarządził ewakuację szkoły. Od razu powiadomił wszystkie służby, jak pogotowie ratunkowe, policję straż – relacjonuje Grzegorz Hajto, komendant komisariatu policji. Akcja trwała od godz. 9.30 do późnego popołudnia. Wejście do szkoły zostało zamknięte. Dyrektor Marek Marzec odwołał zajęcia w pozostałej części dnia.
– Na razie nie wiadomo, jaki to był gaz. Dopiero po zbadaniu go będziemy wiedzieć, ale wykluczyliśmy środek chemiczny – powiedział nam Stanisław Nowak, wicekomendant miejski Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie.
Na dolegliwości skarżyło się 14 uczniów i dwie dorosłe osoby z personelu. Lekarz koordynujący akcją ze strony pogotowia ratunkowego, zakwalifikował 11 gimnazjalistów i jedną osobę dorosłą do zbadania w szpitalach. Jednego ucznia zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, a pozostałe osoby zawiozły karetki.
– Bóle głowy, omdlenia czy zesłabnięcia, mogły być związane ze stresem lub staniem na słońcu, ale też mogły być spowodowane działaniem gazu – dodaje wicekomendant Nowak. Nie na razie chce snuć hipotez na temat, w jaki sposób i przez kogo gaz został rozpylony, ale w znaczącej większości podobnych przypadków, z jakimi strażacy się stykają, sprawcami są uczniowie.
Tak było też wczoraj w Skawinie. Policjanci ustalili, że tego czynu dopuściło się dwóch gimnazjalistów. Jeden ukończył już 17 lat i odpowie przed sądem dla dorosłych, drugi nastolatek – przed sądem rodzinnym.
– To nie był wybryk, jak niektórym się wydaje, ale poważne przestępstwo, kwalifikowane w kodeksie karnym jako zagrażające zdrowiu i życiu ludzi. Przecież dwanaście osób trafiło do szpitala – podkreśla komendant Hajto.
Gdy zamykaliśmy wydanie Dziennika, policjanci przesłuchiwali zatrzymanych uczniów.
Wiadomość o zagrożeniu w szkole szybko obiegła Skawinę. – Uczy się tu mój syn. Gdy tylko się dowiedziałem o zdarzeniu, przerwałem pracę i podjechałem pod szkołę, żeby na miejscu dowiedzieć się, co się stało i czy nic dzieciom nie grozi – powiedział nam Andrzej Bober. Wejście do gimnazjum było pilnowane przez strażaków i zabezpieczone taśmą.
Rodzice nie mogli więc wejść na teren szkoły, ale syn pana Andrzeja był akurat przed budynkiem i podszedł do taty. Nie chciał z nim wracać do domu; wolał zostać w szkole. – Jestem już spokojny, mogę bez nerwów zadzwonić do żony – odetchnął pan Andrzej.
Grzegorz Widz, którego córka też jest uczennicą gimnazjalnej „jedynki”, o zdarzeniu dowiedział się w sklepie i od razu pojawił się pod szkołą. – Bardzo się zmartwiłem, bo to duże gimnazjum i nie wiadomo jak to zdarzenie mogło się skończyć – mówi ojciec gimnazjalistki. Ale spod szkoły odszedł uspokojony.
Mniej rozmowni byli sami uczniowie. – Nie chcemy o tym rozmawiać. Naszą koleżankę pogotowie zabrało do szpitala i martwimy się o nią – powiedziała nam trójka uczniów.
Dwie dziewczyny nie chciały się przedstawiać i podały fikcyjne imiona. – Lubimy gdy w szkole nie jest nudno i monotonnie. Fajnie, gdy coś się dzieje, ale tym razem ktoś mocno przesadził – tak skomentowały wczorajsze zdarzenie.
Napisz do autora:
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?