Tim Weiner Fot. Paweł Kowynia
ROZMOWA. Z TIMEM WEINEREM, reporterem "New York Timesa", autorem książki "Wrogowie. Historia FBI", rozmawia Małgorzata Stuch
- Szukałem jakiegoś kluczowego słowa, które jednoznacznie mogłoby zostać skojarzone z FBI. Pomyślałem, że słowo wrogowie idealnie pasuje, bo FBI miało za zadanie zwalczać wrogów, czyli wszystkich tych, których poglądy były "na lewo", różniły się od oficjalnego rządowego stanowiska.
- W swojej poprzedniej książce skompromitował Pan agentów CIA. Opisani przez Pana agenci FBI także nie są wzorem kompetencji.
- Tak, to prawda. Powiedziałbym, że moja książka jest pod tym względem tragikomiczna. Komiczne są kolejne wtopy i głupstwa, jakie popełniają agenci FBI. Tragiczne natomiast jest to, że z powodu niekompetencji kilku osób konsekwencje ponosi wielu ludzi.
- Udowadnia Pan, że z powodu pomyłki amerykańskich służb wywiadowczych doszło do wojny w Iraku.
- Szpiedzy oszacowali, że Irak dysponuje biologiczną bronią masowego rażenia. Jednak w Iraku nie było broni biologicznej. A na podstawie błędnych raportów prezydent podjął decyzję o rozpoczęciu wojny. To była niepotrzebna wojna. Prezydent Bush miał tylko jeden powód do jej rozpoczęcia - to, że Irakijczycy próbowali zabić jego ojca w 1993 roku w Kuwejcie.
- Dlaczego Pana zdaniem amerykańskim szpiegom daleko do Jamesa Bonda?
- Niestety, James Bond to postać fikcyjna, wymyślona. Natomiast gorzka prawda jest taka, że my, Amerykanie, jesteśmy w szpiegowaniu jeszcze nowi. USA zaczęło bawić się w szpiega dopiero po II wojnie światowej. Rosjanie robią to od pierwszej połowy XVI wieku, Anglicy zaczynali za czasów królowej Elżbiety I, a Chińczycy szpiegują od kilku tysięcy lat. Nie ma co się więc dziwić, że wszyscy biją nas na głowę w tej dziedzinie. Zresztą jeden ze schwytanych rosyjskich szpiegów stwierdził drwiąco, że amerykańscy szpiedzy chodzą w dziecinnych bucikach. Uczymy się na błędach.
- Ale Amerykanom nie udało się spenetrować rosyjskiego wywiadu w takim stopniu jak Rosjanom amerykańskiego.
- To prawda. Powiem tak: my mieliśmy w wywiadzie rosyjskim majorów, ale oni mieli w naszym generałów. Rosyjscy szpiedzy, którzy działali w CIA i FBI byli wyżej postawieni. Sowieckim szpiegiem był szef wywiadu brytyjskiego na USA, szef wydziału CIA odpowiedzialnego za ujawnianie rosyjskich szpiegów, szef oddziału FBI odpowiedzialnego za tajne operacje... A tak na marginesie jednym z największych sukcesów amerykańskiego wywiadu była sprawa pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. CIA uzyskało od niego wiele cennych informacji m.in. na temat rozmieszczenia wojsk.
- Osobie o pseudonimie Solo poświęca Pan wiele miejsca w swojej książce. Dlaczego?
- Bo uważam, że Morris Childs był jednym z najlepszych szpiegów. Urodził się w Rosji, skąd przybył do Ameryki. W latach 30. i 40. był w USA ważną osobą w partii komunistycznej i redaktorem "Daily Worker". FBI zaproponowało mu współpracę, na co się zgodził. Childs zaszedł wysoko w amerykańskiej partii komunistycznej. Spotykał się z Chruszczowem, z Mao. Miał dostęp do najważniejszych spraw KGB. W USA nigdy nie było takiego szpiega.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?