Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narzekanie nam nie pomoże. Bawmy się!

Redakcja
Andrzej Bachleda lubi Kraków Fot. EMI Music Poland
Andrzej Bachleda lubi Kraków Fot. EMI Music Poland
MUZYKA. Rozmowa z ANDRZEJEM BACHLEDĄ, wokalistą i gitarzystą - o jego nowej płycie "Balanga".

Andrzej Bachleda lubi Kraków Fot. EMI Music Poland

- Dlaczego "Balanga"?

- Bo to wesoła płyta. A to słowo tak ładnie brzmi po polsku! Media ostatnio ciągle nas męczą smutnymi informacjami o wszechobecnym kryzysie. Dlatego stwierdziłem, że trzeba się zrelaksować. Ludzie przecież zawsze się bawili - nawet w gorszych okresach w dziejach. Tym bardziej że przecież nic takiego strasznego się nie dzieje. Mamy co jeść, co pić, możemy się więc bawić. Narzekanie i tak nam nic nie pomoże.

- Tęskni Pan za Tatrami?

- Czy ja wiem? Czasami. Mieszkam we Francji już od trzydziestu lat, więc na pewno się przyzwyczaiłem. Zwłaszcza że ja właściwie nie pochodzę z gór, a raczej z Krakowa. I ciągle kursowałem między Zakopanem a Krakowem. We Francji mam góry, nawet większe i wyższe niż w Polsce. A Krakowa nie mam. Dlatego bardziej tęsknię za nim. (śmiech)

- Pana muzyczna twórczość jest bardzo różnorodna: rozciąga się od etno i jazzu po blues i rocka.

- Od małego jestem zanurzony w muzyce. I kiedy przyszło do nauki, postanowiłem sam się uczyć. Nigdy nie lubiłem brać lekcji grania. Tylko raz w USA studiowałem pilnie gitarę klasyczną i kompozycję. Dlatego zawsze miałem dużą wolność. Szkoła nie zniechęciła mnie do żadnego gatunku. Nie musiałem nigdy godzinami grać jakichś wprawek. Dlatego lubię folk, jazz, a nawet rock. Od dziadka nasłuchałem się klasycznych pieśni romantycznych z XVIII i XIX wieku, a także Chopina czy Schuberta. Te melodie zostały mi w głowie na zawsze.

- A ja myślałem, że to efekt Pana licznych podróży po świecie?

- To też. Bo faktycznie dużo podróżuję i poznaję różne kultury. Jednak za esencję współczesnej muzyki uważam bluesa. Nigdy nie podchodziłem tak jak niektórzy z pogardą do czarnych muzyków, twierdząc, że w kółko grają dwa czy trzy akordy. Ich dźwięki zawsze wywoływały u mnie ogromne emocje. Dlatego często grałem z czarnymi muzykami - z Afryki, Madagaskaru, Mali. I uczyłem się od nich.

- Skąd to zamiłowanie do czarnej muzyki?

- Zawsze czułem się czarny! (śmiech) Kiedyś imprezowałem w Korei z czarnoskórym kapitanem. Powiedział mi: "Powinieneś mieszkać w Harlemie!". Coś w tym jest. Mój dobry kolega z Paryża, Szymon Levy, stwierdził kiedyś, że "najlepsze są mieszanki". (śmiech) I ze mną chyba też tak jest. Przecież dawniej w Tatrach mieszały się różne ludy. Moja rodzina pochodzi z kilku rejonów świata - z Odessy, z Krakowa, z Niemiec. W tym kontekście czystość rasy to bzdurny mit.

- Łatwo przychodzi Panu śpiewanie po polsku po tylu latach życia we Francji?

- Nie bardzo. Najlepiej wychodzi mi to po angielsku. Francuski jest trudny do śpiewania, a polski - jeszcze bardziej.

- Ale na nowej płycie wykonuje Pan teksty Jacka Cygana i Andrzeja Sikorowskiego.

- Życie tak wybrało za mnie. Jacka poprosiłem o tekst już dawno - na swoją pierwszą płytę. I oczywiście on go napisał, a ja nagrałem. Tylko ta piosenka nie była dobra - i w sumie nie trafiła na krążek. Tekst jednak był świetny - dlatego postanowiłem do niego teraz wrócić. Chciałem, żeby na "Balandze" pojawiły się piosenki z polskimi słowami. Andrzeja znam i lubię od dawna. Dlatego śmiało go poprosiłem o tekst do tytułowego utworu. Jesteśmy od lat przyjaciółmi, więc on doskonale wiedział, co napisać.
- Głównym Pana partnerem na albumie jest skrzypek - Karol Dobrowolski.

- To jazzowy fenomen. Poznaliśmy się dwadzieścia lat temu w Zakopanem. Zobaczyłem go, jak gra na ulicy i od razu wiedziałem, że to znakomity muzyk. A on uciekał od rodziców i zarabiał spore pieniądze tym graniem. Potem trochę nam się kontakt urwał. Dwa lata temu miałem jednak w Paryżu koncert - mój muzyk niespodziewanie zachorował. Zadzwoniłem więc do Marka Tomaszewskiego z prośbą o pomoc. On nie mógł, ale powiedział: "Polecę ci świetnego skrzypka". Okazało się, że to Karol - i w dodatku mieszka w Paryżu! Zaczęliśmy więc znowu grać razem. Na "Balandze" wspiera nas także kontrabasista - Giovanni Licata.

- W Polsce gra Pan jazz i etno, a co za granicą?

- Mam w Genewie osobny zespół - Technicolor Orchestra. Tworzymy zupełnie coś innego. Taki raczej alternatywny rock. I przebijamy się z całkiem sporymi sukcesami. W tym roku mamy aż trzy trasy koncertowe. Wkrótce lecimy do Londynu - okazuje się, że tam nas też lubią!

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski