Chłopaki z Kamp! wyruszają na podbój Polski Fot. archiwum zespołu
Rozmowa z RaDKIEM I TOMKIEM z zespołu Kamp!, który zagra 29.11 o godz. 21 w klubie Prozak
Radek: - Pewnie po raz któryś to powtórzymy, ale zbierając materiał z naszych starych wydawnictw, już w 2010 można było skleić płytę. Nigdy jednak nie rozważaliśmy takiego scenariusza - pozwoliliśmy sobie i fanom dłużej poczekać, gdyż nie chcieliśmy debiutu będącego zbiorem przypadkowych utworów i stylistyk, zwłaszcza że już po "Heats" wiedzieliśmy, że nie wrócimy do estetyki z pierwszej EP-ki. Prace się jednak przeciągały, bo co innego odrzucić poprzednią formułę, a co innego wypracować nową, na tyle atrakcyjną, satysfakcjonującą i dość pojemną, żeby móc stworzyć na jej bazie cały album. Dopiero w kwietniu tego roku, dysponując 3/4 materiału, który znalazł się na płycie, poczuliśmy, że to jest ten moment. Dokończenie, mimo że formalnością tego nazwać nie możemy, poszło w miarę szybko, w czym duża zasługa Bartka Szczęsnego, który świetnie przekuł naszą wizję na konkretne brzmienie.
- W międzyczasie zagraliście mnóstwo koncertów. Jak ta konfrontacja Waszej muzyki z bezpośrednią reakcją publiczności wpłynęła na Wasze obecne dokonania?
Tomek: - Granie na żywo traktujemy bardzo poważnie i jest to dla nas tak samo ważne jak nasza praca w studio. Koncerty i kontakt z publicznością legitymizują to, co powstało w trakcie nagrań i dają naszym utworom zupełnie nowe życie. Bardzo często zmieniamy całkowicie aranżacje naszych piosenek, żeby jak najlepiej sprawdzały się w warunkach scenicznych.
R.: - Na scenie zwyciężają ekspresja i żywioł, podejście intelektualne i refleksyjne spojrzenie na muzykę rezerwujemy na czas studyjny.
- Pierwsze przesłuchanie płyty wskazuje, że nadal Waszym głównym źródłem inspiracji pozostaje klasyczne i nowoczesne disco. Co Was fascynuje w tej estetyce?
R.: -Zawsze kładliśmy nacisk na harmonię i melodie, stąd chyba naturalne porównania do disco, w którym rytm i piosenka są najczęściej nierozerwalne. Melodia musi wpadać w ucho, harmonia - dawać euforyczne czy ekstatyczne doznania albo przejmować swoim dramatycznym wydźwiękiem. Oczywiście etykieta ta jest bardzo pojemna i często niejednoznaczna, natomiast praktycznie w każdej odsłonie jest dla nas inspirująca.
- Taneczne rytmy i syntetyczne brzmienia podporządkowane są jednak tradycyjnej formule piosenki. Nie boicie się popu?
R.: - Nie, jedno z drugim świetnie koresponduje. Zresztą nie doszukiwałbym się u nas tradycyjnej formuły piosenki, gdyż strukturalnie tylko "Sulk" jest oparte na klasycznym schemacie zwrotka -refren. Reszta utworów to mniej lub bardziej wariacje na ten temat, przekładane tradycyjnymi dla muzyki tanecznej środkami, takim jak nabudowania, dropy czy długie intra. Natomiast popu w rozumieniu chwytliwych melodii i harmonii nie tylko nie unikamy, ale czasem wręcz nazbyt intensywnie poszukujemy, spychając na dalszy plan klimat czy spójność aranżacyjną. Takie zafiksowanie niejeden raz spowodowało, że utwór trafiał do kosza.
- Wasze nagrania są zaaranżowane w zaskakująco pomysłowy sposób.
T.: - Mamy bardzo luźne podejście do aranżacji i nie trzymamy się kurczowo schematu zwrotka i refren. Kierujemy się bardziej napięciem, które chcemy zbudować. Bardzo często stosujemy klubowe zabiegi aranżacyjne w klasycznych piosenkach, jak "Sulk" lub "Heats", i na odwrót próbujemy podejść do żywszych, parkietowych utworów w sposób bardzo piosenkowy. Inspiracji mamy niewątpliwe mnóstwo i często wychodzą one poza muzykę taneczną.
- Pozwalacie sobie również na śmiałe zwolnienie tempa - "Lux Lisbon" można by z powodzeniem tańczyć w parach. Romantyzm to nie obciach?
T.: - Jeśli tak jest, to jesteśmy dramatycznie obciachowi.
R.: - To nasz pierwszy udany eksperyment z rytmem triolowym, zobaczymy, jak ludzie zareagują na niego na koncertach.
- Niezwykle ważnym elementem Waszej muzyki są wokale. Ich sposób produkcji przywodzi momentami na myśl dokonania Animal Collective. To dlatego śpiew ma w Waszych piosenkach taki lekko psychodeliczny charakter?
T.: - Bardzo lubimy traktować nasze wokale jako kolejną część naszego instrumentarium. Operujemy głównie instrumentami elektronicznymi, co samo w sobie jest dość hermetyczne i przeważnie zimne, dlatego staramy się równoważyć syntezatorowy chłód czymś organicznym, ciepłym i żywym, a wokale, chórki lub żywe perkusjonalia świetnie się w tym sprawdzają. Nasz wokal jest jednocześnie bardzo mocno zefektowany. Korzystamy z nakładających się na siebie pętli i pogłosów, żeby uzyskać mocno eteryczny efekt naszych wokali i skojarzenia z Animal Collective bardzo nam w tym wypadku schlebiają.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?