MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na mundialu grają o chwałę, dużą kasę zarabiają bowiem w klubach

Jerzy Filipiuk
Na początku XX wieku piłkarze w Anglii mogli dostawać maksymalnie cztery funty na tydzień. Dziś najlepsi futboliści świata gromadzą fortuny. Wayne Rooney ma tygodniówkę w wysokości aż 300 tysięcy funtów. Cristiano Ronaldo, Lionel Messi i inne gwiazdy kasują też krocie za udział w reklamach.

Gigantyczną kwotę, bo ponad 420 mln euro, otrzymały od Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) 32 drużyny uczestniczące w mundialu w Brazylii. Mistrz globu wzbogaci się o 26 mln, finalista mundialu o 18,3 mln, trzeci zespół o 16,1 mln, a czwarty o 14,6 mln euro.

To premie jakie otrzymają krajowe federacje. A sami piłkarze? To już zależy od hojności federacji. Hiszpanie za zdobycie mistrzostwa świata mieli obiecaną premię w wysokości 720 tys. euro dla każdego zawodnika, Brazylijczycy i Francuzi po 330 tys., Niemcy po 300 tys., a Włosi po 200 tys.

Choć wysokość premii dla obrońców tytułu zaszokowała ludzi w nękanej recesją gospodarczą, kryzysem finansowym i wysokim bezrobociem Hiszpanii (– Czy jesteśmy dwukrotnie bogatsi od Niemców? – pytał parlamentarzysta Josep Anton Duran i Lleida), warto sobie uzmysłowić, że dla piłkarzy wymienionych nacji obiecane premie nie są wcale zawrotne, skoro (według portalu futbolfinanzas.com) np. kapitan drużyny Hiszpanii Iker Casillas w 2013 roku w Realu Madryt tygodniowo kasował brutto aż 197 tys. euro. Dziś futboliści „prawdziwe” pieniądze zarabiają bowiem w klubach, a nie w reprezentacji.

Jak bywało wcześniej? Podczas mistrzostw świata w Anglii w 1966 roku reprezentanci gospodarzy otrzymywali po 60 funtów za każdy mecz, czyli tyle ile tygodniowo w Leicester zarabiał najlepszy wtedy bramkarz świata Gordon Banks. Za zdobycie tytułu on i jego koledzy otrzymali na głowę 600 funtów, za co mogli sobie kupić np. używany samochód.

Gdy drużyna RFN w 1954 roku zdobyła mistrzostwo świata, jej zawodnicy dostali po 2,5 tys. marek, skuter, czarno-biały telewizor i skórzaną walizkę. 20 lat później, za wygranie MŚ u siebie, zarobili po 70 tys. marek.

Z tą drugą kwotą wiąże się ciekawa historia, opisana w świetnej książce „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej”. Początkowo zawodnicy RFN mieli za tytuł otrzymać po 30 tys. marek, ale gdy dowiedzieli się, że Włosi mieli obiecane po 120 tys., a Holendrzy po 100 tys. marek, zażądali tej ostatniej kwoty. Niemiecka Federacja Piłkarska (DFB) podniosła ofertę do 50 tys., a piłkarze obniżyli swoją do 75 tys. Zaczęły się długie negocjacje. DFB podwyższyła kwotę do 70 tys., ale futboliści upierali się przy 75 tys. Rozmowy czterech przedstawicieli drużyny narodowej z trenerem Helmutem Schoenem nie przynosiły efektu. W tej sytuacji ten ostatni postanowił, że zmieni całą 22-osobową kadrę i w turnieju wystawi rezerwowych graczy! A wszystko działo się na kilka dni przed rozpoczęciem MŚ, gdy piłkarze RFN przebywali na obozie w Malente.

Sytuację zaczął ratować wiceprezydent DFB i zarazem FIFA Hermann Neuberger. Zadzwonił do Franza Beckenbauera, a ten przedstawił drużynie jego ofertę: 70 tys. Doszło do głosowania. 11 piłkarzy było „za” i 11 „przeciw”. Patową sytuację rozwiązał Beckenbauer, namawiając kolegów, by zaakceptowali propozycję Neubergera. Ci posłuchali kapitana drużyny i... zdobyli mistrzostwo świata.

Historia zarobków piłkarzy wiąże się jednak przede wszystkim z ich występami w klubach. Jak one się zmieniały? Prześledźmy je na przykładzie kolebki futbolu – Anglii.

Do drugiej połowy XIX wieku angielskim klubom nie wolno było płacić piłkarzom. Mogły tylko zwracać grającym w drużynach robotnikom zarobki utracone z powodu wyjazdów na mecze do innych miast. Obchodziły przepis o amatorstwie, płacąc w rzeczywistości więcej niż się im należało. Zaczęły też zatrudniać graczy ze Szkocji. W 1889 roku James Love i Fergus Suter z Glasgow zostali zatrudnieni przez Darwen FC, który w tajemnicy płacił im za grę. Rok później ten drugi przyjął jeszcze lepszą ofertę od Blackburn.

W 1895 roku płacenie graczom stało się już legalne. Drużyny mogły jednak zatrudnić tylko tych piłkarzy, którzy urodzili się lub przynajmniej przed dwa lata mieszkali w promieniu 6 mil od siedziby klubu. Wprowadzenie zawodowstwa spowodowało, że kluby szukały stałego dochodu. Ten zapewniły rozgrywki ligowe, które wprowadzono w 1888 roku.

By zastopować wzrost zarobków piłkarzy, ustalono maksymalną kwotę, jaką mogli otrzymać na tydzień. Na początku XX wieku wyno- siła 4 funty (dwie tygodniówki wykwalifikowanego robotnika), a po pierwszej wojnie światowej – 10. Potem nawet spadła do 9 , a dopiero w 1958 roku wzrosła do 20 funtów.

W 1961 roku Johny Hayes z Fulham jako pierwszy zaczął zarabiać 100 funtów tygodniowo, co wywołało szok w Anglii. Tymczasem 7 lat później George Best w Manchesterze United dostawał już 1000 funtów.

Wysoka inflacja, otwarcie rynku dla piłkarzy z całego świata, nowe źródła dochodów klubów w postaci reklam i sprzedaży praw telewizyjnych spowodowały w 1981 roku trzykrotny (do 660 funtów tygodniowo) wzrost zarobków graczy w porównaniu do 1977 roku. Prawdziwy boom płacowy nastąpił jednak po wprowadzeniu w 1992 roku Premier League. W ciągu ośmiu następnych lat zarobki czołowych piłkarzy w czterech najwyższych ligach w Anglii wzrosły odpowiednio o 1508, 518, 306 i 233 procent! Eric Cantona (Manchester United) w 1992 roku wzbogacał się co tydzień o 10 tys. funtów, Alan Shearer (Newcastle United) w 1995 roku o 34 tys., a Steven Gerrard (Liverpool FC) w 2005 roku już o 100 tys.

O ile jeszcze w latach 80. angielskie kluby przeznaczały na pensje piłkarzy około 40 proc. swoich wpływów, o tyle jeszcze niedawno wydawały na nie ponad dwie trzecie przychodów. A są kluby, u których współczynnik ten bywał dużo większy (w Aston Villa sięgał nawet 94 proc!).

Dziś najwięcej na świecie na wynagrodzenia wydaje Manchester City, którego budżet płacowy w sezonie 2012/13 wyniósł około 202 mln funtów (dla porównania: Legia Warszawa wydała na zarobki 42 mln zł). W czołowej „20” najlepiej płacących futbolowych klubów w 2014 roku jest 9 klubów angielskich, 5 włoskich oraz po 3 hiszpańskie i niemieckie.

Przeciętny miesięczny zarobek piłkarza w Manchesterze City wynosi 676 tys. dolarów, w Realu Madryt 632 tys., a w Barcelonie 621 tys. Jeszcze większe wrażenie robi wysokość tygodniówek. Wayne Rooney (Manchester United) dostaje 300 tys. funtów, czyli w przeliczeniu 1785,7 (9237 zł) na godzinę.
Szejk Mansour bin Zayed al-Nahyan (MC), oligarcha Roman Abramowicz (Chelsea) i inni właściciele najbogatszych klubów wydają krocie na zakupy i pensje dla futbolistów. Ci zaś zarabiają nie tylko na kontraktach i premiach, ale i na reklamach. Według magazynu „Forbes”, Cristiano Ronaldo (Real) zajmuje drugie miejsce na liście najlepiej opłacanych czynnych sportowców świata, za bokserem Floydem Mayweatherem jr (105 mln dolarów).

W czołowej setce w 2014 roku jest 15 piłkarzy (a w 1991 roku nie było ani jednego!). Ronaldo 52 mln dolarów zarobił na mocy kontraktu z Realem Madryt, a 28 dzięki reklamom (jest ambasadorem 11 marek, m.in. Emirates, Nike, Samsunga i Toyoty). Czwarty na liście, a drugi w gronie piłkarzy jest Lionel Messi (Barcelona), który na grze zarobił 41,7 mln dolarów, a na reklamach 23 (jest twarzą m.in. Adidasa, Electronic Arts, Gillette i PepsiCo). A jeszcze w 2012 roku Ronaldo i Messi na liście „Forbesa” zajmowali dopiero dziewiąte i jedenaste miejsce (42,5 i 39 mln „zielonych”). Liderem zarabiających piłkarzy, i to przez lata, był David Beckham. W 2013 roku wzbogacił się o 50,6 mln dolarów. I choć zakończył karierę, nadal pomnaża swą fortunę, podobnie jak np. legenda koszykówki, as NBA, Michael Jordan.

***

– Jeśli wygramy te mistrzostwa świata... to co? Staniemy się nieśmiertelni? Będziemy wymieniani wśród legend tego sportu? Nie. Jeśli zdobędziemy mistrzostwo świata, będziemy ustawieni do końca życia – nie krył przed mistrzostwami świata w 1974 roku Uli Hoennes, który dziś odsiaduje karę 3,5-letniego więzienia za oszustwa podatkowe. Wtedy razem z kolegami sięgnął po tytuł (cytat z książki Ulricha Hessego pt. „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej”).

– Wyjeżdżam do Włoch. Jestem zmęczony statusem piłkarskiego amatora, który dawno stracił rację bytu, co maskuje się hipokryzją systemu napiwków, wręczanych przez kluby zawodnikom, podczas gdy większość wpływów zabierają one dla siebie – wyznał Brazylijczyk Amilcar przed wyjazdem w 1930 roku do Europy w poszukiwaniu wyższych zarobków. Do końca kariery grał w Lazio Rzym (cytat z książki Tony’ego Masona pt. „Pasja milionów. Piłka nożna w Ameryce Południowej”).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski