Zespół Plateau śpiewa Grechutę; miło, ale nic nie zastąpi oryginału.
Właśnie pojawiła się płyta Marka Grechuty i Grupy WIEM z ich koncertem zarejestrowanym w Teatrze Żydowskim w 1973 roku. Niektóre z tych nagrań pojawiły się już jako dodatki do płyty „Droga za widnokres” (w zbiorze „Świecie nasz”), teraz otrzymaliśmy ponad 50-minutowy zapis z czasu, gdy niegdysiejszy wokalista Anawy postanowił znaleźć się „W Innej Epoce Muzycznej”, z dala rozświetlanej dokonaniami Weather Report i Mahavishnu Orchestra.
Istotne, że to nagranie koncertowe, występy były bowiem bardzo ważne dla tej formacji, której muzycy rozbudowywali wybrane utwory – „Gdziekolwiek”, „Godzina miłowania”, „Korowód” – o długie partie improwizowane. Ot, fusion Grechuty, gdy po okresie barokowych stylizacji Anawy zainteresował się progresywnym jazz-rockiem, zderzając go ze współczesną poezją. I również tu odnalazł własny język, co niemałą zasługą muzyków, w tym Piotra Michary, grającego na elektrycznych skrzypcach, Kazimierza Jonkisza – poety perkusji (wcześniej u Namysłowskiego) i Antoniego Krupy, błyskotliwie grającego na gitarze elektrycznej, od lat uznanego dziennikarza Radia Kraków i fana bluesa.
Słuchamy zatem innych wersji piosenek ze wspomnianej studyjnej „Drogi za widnokres”, jak i wykonywanego przez Grechutę, wtedy tylko z akompaniamentem fortepianu, wiersza Gałczyńskiego „Ocalić od zapomnienia”. Znakomita płyta, wręcz wyprzedzająca swój czas; świetny dokument dokonań muzyków, którzy później nagrali z Grechutą album „Magia obłoków”. Dodam, że firmowany przez Polskie Radio kompakt otwiera serię „Marek Grechuta – koncerty”.
Swych „dzieł zebranych” doczekał się i współtwórca grupy Anawa – Jan Kanty Pawluśkiewicz. Jako siódmy album serii ukazał się „Consensus” – „muzyka taneczna z wysokich i całkiem niskich sfer”, kiedyś nominowany do Fryderyka, acz w mylącej kategorii „poezja śpiewana”. Tak, są to wiersze Leszka Aleksandra Moczulskiego, ale oprawione swingującą, wręcz dansingową muzyką Jana Kantego i przez niego „karczmianym głosem”, jak to nazwał Leszek Polony, wyśpiewane. Cudnie, że te piosenki powróciły; płyta z 2002 roku wszak szybko się rozeszła i niestety nie zrobiła furory, na jaką zasługiwała.
A to płyta do słuchania w domu, w samochodzie, i do tańca, o co zadbał aranżer z Kanady, choć rodem z Krakowa, Jan Jarczyk. Płyta pełna humoru i właściwej Janowi Kantemu autoironii, którą dobarwia swój śpiew. Piękne, szlachetne melodie, żart, pastisz, choć jest i ton serio w piosence „Ta wędrówka nasza”, która ostatnio zawędrowała do zainscenizowanego przez Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU „Wyzwolenia”.
Są też bonusy-rarytasy, jak staroświeckie tango „Bajka” (pierwszy raz na płycie!) śpiewane z szelmowsko-łobuzerskim wdziękiem, którym Pawluśkiewicz czarował przez lata bywalców Piwnicy pod Baranami. Ich też zniewalał ognistą „Inez”; darł koszulę, gdy ją śpiewał, ale i bez tego efektu utwór wystarczająco porywa. Jest i duszoszczipatielnyj „Toast pożegnalny” Achmatowej.
To płyta dla osób o wysublimowanym guście i poczuciu humoru, jak i tych, których bawiły „Córka rybaka” bądź „Chałupy welcome to”. Ot, wreszcie consensus pomiędzy sferami wysoką i niską, który niechby przyniósł Pawluśkiewiczowi megatantiemy, za które będzie mógł po 22 latach nagrać nową wersję „Nieszporów Ludźmierskich”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?