Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mędrzec i mistrz

Rozmawiał Włodzimierz Knap
O. Jan Andrzej Kłoczowski
O. Jan Andrzej Kłoczowski FOT. WOJCIECH MATUSIK
Nauki. W swoich pismach papież pozostawił mnóstwo mądrych zdań, które mogą służyć w codziennym życiu, gdy mamy problemy, a sami nie potrafimy się z nimi uporać – mówi ojciec, prof. JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI.

– Czy Karola Wojtyłę – Jana Pawła II można określić mianem mędrca?

– Moim zdaniem, był nim.

– Kim zatem jest mędrzec?

– Powołam się na Henryka Elzen­berga, wielkiego filozofa, choć, niestety, niedocenianego. Napisał tak: „Mistrzem (mędrcem) jest ten, kto pewnej liczbie swoich bliźnich pomógł wyjść z honorem z opresji życia na ziemi”.

Odwołam się też do myśli Jana Pawła II, który w czasie spotkania z władzami PRL powiedział: „Los ludzkości leży w rękach tych, którzy potrafią dawać następnym pokoleniom motywy życia i nadziei”. Tak papież rozumiał rolę mędrca, zbieżnie z Elzenbergiem.

– Diogenes z Synopy, filozof grecki z V i IV w p.n.e., miał biegać po mieście, a gdy go pytano, co robi, odpowiadał, że „szuka człowieka”. Czy mogło mu chodzić o mędr­ca?

– Wydaje mi się, że o to mu szło, gdy biegał, chcąc współobywateli zmusić do myślenia. Jednocześnie Elzenberg i Wojtyła, na co zwracam uwagę, podkreślali, że mędrcem może być tylko ten, kto pomaga innym ludziom, kto innym służy.

– Platon twierdził, że mądrość przysługuje jedynie bogom (Bogu). Człowiek może do mądrości jedynie dążyć. Podziela Ojciec ten sąd?

– To celne rozumowanie. Z pewnością mędrcem nie jest ktoś, kto wie więcej od innych, czyli jest tzw. besserwisserem. Dzisiaj zresztą mędrców zastąpili eksperci i psychoanalitycy. Do nich zwracamy się po pomoc w zależności od tego, z czym mamy problem, np. z samochodem czy z psychiką. I dobrze, że tak jest, lecz żałuję, iż mędrców obecnie jest jak na lekarstwo.

W tradycji żydowskiej, szczególnie rabinicznej, mocno obecny był swego rodzaju kult czy podziw dla mądrego rabina. Do niego Żydzi chodzili, gdy znaleźli się w kłopocie. Rabin z reguły udzielał praktycznych rad, swego rodzaju mądrości. Przypomnę choćby znany przykład z wprowadzeniem i wyprowadzeniem kozy z pokoju.

Jestem przekonany, że również w obecnych czasach zapotrzebowanie na ludzi autentycznie mądrych, potrafiących pomóc drugiemu człowiekowi, często w pozornie drobnych sprawach, jest ogromne.

– Popyt jest, z podażą jest znacznie gorzej?

– Niewątpliwie. Można zatem powiedzieć, że mądrym jest ten, do kogo idę lub chciałbym pójść, gdy znajduję się z sytuacji, której sam nie potrafię rozwiązać.

– Kimś takim był Jan Paweł II?

– Na pewno. W byciu mędrcem pomogły mu doświadczenia życiowe, czasami bardzo trudne i bolesne, ze śmiercią ojca na czele. Niebagatelną rolę odegrała, w mojej ocenie, fascynacja literaturą. Od czasów – jak w czasach jego młodości mówiono – gimnazjalnych, wchłaniał literaturę, czytał całym sobą. Potem robił to samo, gdy występował w Teatrze Rapsodycznym. W literaturze czy szerzej – w pięknie – poszukiwał nie pustej radości, zadowolenia, lecz zrozumienia dla innych. Można powiedzieć, że mądrości uczył się również poprzez lekturę.

A w swojej mądrości wykorzystywał literaturę, filozofię, teologię. W pismach pozostawił Jan Paweł II mnóstwo mądrych zdań, które mogą nam służyć w codziennym życiu, gdy mamy problemy, a sami nie potrafimy z nimi się uporać. Dla mnie jedną z takich mądrości jest m.in. definicja Ewangelii zawarta w pierwszej jego encyklice „Redemptor hominis”. Karol Wojtyła dał cudowną, poetycką jej definicję. Stwierdził, że wielkie zdumienie Boga nad człowiekiem nazywa się Ewangelią.

– Trzeba być mędrcem, by dojść do takiego wniosku?

– Jan Paweł II do mądrości, czyli także umiejętności mądrego podpowiadania innym, dojrzewał. Przecież jako na­ukowiec, filozof, etyk, pisał prace – powiem delikatnie – bardzo trudne w odbiorze. Nawet słuchanie kazań kard. Wojtyły, gdy był metropolitą krakowskim, a wygłaszał je w dominikańskiej „Beczce”, nie przychodziło studentom z łatwością. Pamiętam, że mieli kłopoty, by zadać kard. Karolowi Wojtyle choćby jedno sensowne pytanie, lecz nie tylko ich winiłbym za taki stan rzeczy.

– Jako papież mówił często niczym starotestamentowy mędrzec, np. król Salomon, król Dawid czy autorzy tzw. literatury mądrościowej, m.in. Księgi Przysłów, Hioba, Koheleta, Mądrości czy Mądrości Syracha.

– Właśnie. Aż uderza wielka głębia, a zarazem jasność nauczania Karola Wojtyły, gdy został papieżem. Dla mnie jest to namacalny dowód istnienia Ducha Świętego. Z całym szacunkiem dla jego utworów poetyckich, wierszy – to słowem najpiękniej, najmocniej operował, gdy mówił lub pisał prozą.

– Otrzymał dar bycia mędrcem?

– Jeśli porówna się Karola Wojtyłę jako profesora, uczonego, z tym, kim stał się jako papież, to można mówić o darze, jaki otrzymał. Proszę zwrócić uwagę, jak trafnie potrafił mówić do każdego środowiska, z którym się spotkał. Przeżywano spotkania z nim, niemal każdy, kto zetknął się z nim, pamięta prawie wszystko z tego, co usłyszał od Jana Pawła II. Tak traktuje się mędr­ca.
– Jako mędrzec komu najbardziej służył?

– Wielkość papieża z Polski polegała na tym, że potrafił dawać motywy życia i nadziei niemal wszystkim, niezależnie od wieku, płci, wykształcenia; każdemu, kto chciał skorzystać z jego mądrości.

Przy tym miał niezwykły dar słuchania, a nie sposób być mędrcem bez tej cechy, dowodzącej otwarcia na drugiego człowieka, innych ludzi.

Miał również niesamowitą pamięć. Przytoczę krótką historyjkę. Ks. prof. Józef Tischner w latach 70. zorganizował na polecenie kard. Wojtyły spotkanie śmietanki polskiej humanistyki w krakowskim pałacu biskupim na temat Zygmunta Krasińskiego, czyli trzeciego naszego wieszcza.

Kard. Wojtyła siedział podczas sympozjum z boku, ale cały czas ktoś się do niego o coś zwracał, przynoszono mu różne dokumenty, które czytał i podpisywał. W czasie przerwy jeden z profesorów podszedł do mnie i powiedział, nie kryjąc niezadowolenia, że rozumie, iż kardynał Wojtyła jest człowiekiem zajętym, lecz mógł­by nie zachowywać się w sposób aż tak bardzo lekceważący innych.

Ten profesor zmienił zdanie, gdy po zakończeniu obrad poprosiliśmy księdza kardynała o ich podsumowanie. Okazało się, że potrafił wychwycić istotne niuanse myśli u poszczególnych mówców, oddać istotę sprawy, a zarazem dokonać głębokiej syntezy całości sympozjum.

Kiedy natomiast sięgam po książki, które są zapisem rozmów, jakie przez kilkanaście lat prowadziła grupa wybitnych uczonych z różnych dziedzin w letniej rezydencji papieża w Castel Gandolfo, to zaczynam lekturę od podsumowania dokonanego przez Jana Pawła II. W nim szukam mądrości. Najgłębszej. Papież nie był przecież specjalistą np. od fizyki, biologii, genetyki, ale nie stronił od rozmów z przedstawicielami tych profesji, jak każdej innej.

Mądrość jego polegała także na tym, że miał całościowy obraz świata, a po­szczególne jego elementy były świetnie dopasowane, leżały – mówiąc kolokwialnie – na swoim miejscu. Wielkim dramatem dzisiejszego świata jest natomiast nadmierna specjalizacja. Panowanie nad wąską dziedziną skutkuje brakiem widzenia całości, a przede wszystkim rozumienia człowieka w całej jego złożoności.

– Papież musiał niekiedy iść pod prąd niemal całemu społeczeństwu.

– Jan Paweł II, gdy uznał, że tak należy postąpić, szedł pod prąd. Przypominam sobie może drobną sprawę, ale jakże wymowną. Podczas jednej z pielgrzymek, chyba w 1987 r., improwizował przed tzw. oknem papieskim przy Franciszkańskiej w Krakowie. Zwrócił się wtedy do rozentuzjazmowanej młodzieży, że muszą się nauczyć od siebie wymagać. Te słowa bardzo mocno wtedy wybrzmiały. Nie lękał się właśnie pójść pod prąd oczekiwaniom, nastrojowi chwili.

– Czy Polacy mają świadomość potęgi umysłu Jana Pawła II?

– Niektórzy mają, inni nie. Niestety, gdy patrzę na zalew dewocjonaliów związanych z Janem Pawłem II, w tym książek o takim dewocyjnym charakterze, ogarnia mnie poczucie, że nie potrafimy dostrzec w tym wielkim człowieku nauczyciela, mędrca. Generalizując – nie uczymy się od niego lub zdecydowanie w niedostatecznym zakresie.

Przecież od Jana Pawła II jak mało od kogo możemy uczyć się o Chrystusie, a szczególnie o tym, co On ma do powiedzenia współczesnemu człowiekowi. Daje nam też niezwykłą refleksję nad człowiekiem. Jego wizja człowieka jest całościowa. Uczył, że każdy człowiek jest całym światem, jest wewnętrznym kosmosem. Podobny sens mają słynne słowa również z encykliki „Redemptor hominis”: „Człowiek jest drogą Kościoła. Tajemnica spotkania człowieka i Boga urzeczywistnia się w głębi człowieczego serca, w intymnym sanktuarium sumienia, w milczeniu i samotności”.

Chodzi o to, by kanonizacja nie stała się zwieńczeniem, ale wręcz odwrotnie – ponownym zapoczątkowaniem obecności papieża w naszych głowach. Nie mam nic przeciwko temu, by patrzeć na Jana Pawła II poprzez „wadowickie kremówki”, lecz taka perspektywa powinna być co najwyżej swego rodzaju deserem. Głównym daniem musi być jego nauczanie, pełne mądrego humanizmu chrześcijańskiego, ze stojącym na piedestale miłosierdziem.

– Zaleca Ojciec czytanie encyklik i innych pism Jana Pawła II?

– Oczywiście. Powinniśmy wykorzystać jego spuściznę, swego rodzaju wielką „księgę mądrościową”, którą po sobie pozostawił. Zastanawiać się powinniśmy nad poszczególnymi zdaniami napisanymi czy wypowiedzianymi przez papieża, a nawet ich fragmentami. Mnie to też dotyczy. Powinienem praktycznie codziennie rozważać, czy potrafię następnym pokoleniom podsuwać motywy życia i nadziei.

– Na ile mędrzec jest we współczesnym świecie kimś w rodzaju pośrednika między Bogiem a człowiekiem?

– W rozumieniu biblijnym, czyli dla wyznawców judaizmu i chrześcijaństwa, rolę pośrednika pełnił prorok. Przemawiał od Boga do człowieka, wskazując, co w konkretnej sytuacji Bóg od niego oczekuje.

– Dość często używa się sformułowania, że Jan Paweł II był prorokiem, dla świata, dla Polski, ale nie mam na myśli proroka w rozumieniu wieszcza, pośrednika. Chodzi mi o to, że miał dar wskazywania drugiemu człowiekowi, co ma robić, a jego rady miały proroczą pewność.

– Owszem, w takim sensie można mądrość Jana Pawła II nazwać proroczą. W moim przekonaniu miał m.in. prorockie zrozumienie przesłania siostry Faustyny o konieczności niesienia miłosierdzia dla świata, w którym panuje okrucieństwo.

– Wraz ze śmiercią Jana Pawła II straciliśmy mędrca. Czy Ojciec boleje, że obecnie istnieje silna potrzeba korzystania z rad takich osób, a nie ma ich zbyt wielu. Mędrców powszechnie znanych można na przysłowiowych palcach jednej ręki policzyć.

– Mędrców z natury rzeczy zawsze była tylko garstka. Na szczęście, nadal nie brakuje ludzi rozumnych, którzy potrafią „pomóc wyjść z honorem z opresji życia na ziemi”, a tym bardziej zaradzić w sprawach znacznie drobniejszych, lecz dla poszczególnych osób niezwykle ważnych.

Wydaje mi się, że mimo wszystkich niedostatków, każdy nadal może znaleźć dla siebie swojego mistrza, nauczyciela, kogoś w rodzaju gminnego czy lokalnego rabina. Takie osoby przypominają mi dobrego lekarza, który każe pacjentowi wskazać miejsce, w którym go boli. Gdy ten pokaże, lekarz poleci mu się odwrócić i zajmuje się inną częścią ciała, bo szuka przyczyny.

– Podobnie jest z prawdziwym mędrcem?

– Tak. Ktoś taki nie pogłaska, nie zadowoli się rozpoznaniem objawów, lecz szuka skutecznego rozwiązania problemu, jego rdzenia. Żyjemy w ciężkich czasach, bo mamy wolność, a ona jest trudniejsza od niewoli, wymaga bowiem nie­ustannego wyboru.

Miała rację Simon Weil, wybitna francuska myślicielka, mówiąc, że najtrudniejszym momentem w życiu człowieka jest chwila zwycięstwa. Na szczęście, Bóg podsuwa nam ludzi, od których, jak od Jana Pawła II czy Simon Weil, możemy się uczyć, bo byli mędrcami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski