Dziś, gdy pojawiła się informacja, że rekord austriackiego spadochroniarza, zawodowego świra i sportowca, pobił po cichu i bez fanfar 57-letni dyrektor Google’a Alan Eustace, zyskaliśmy pewność – bo pewne podejrzenia jednak były – że wyczyn Baumgartnera był, owszem, epokowy, ale przede wszystkim w dziedzinie marketingu.
Rzecz nie w tym, by powiedzieć teraz – phi, skoki z 40 km to bułka z masłem. Umówmy się, że przyczepienie się do balonu z helem, a potem przekroczenie podczas swobodnego spadania prędkości dźwięku ciągle jest rozrywką wyjątkową i pionierską. Niemniej jednak przypadek Eustace’a, który ponad chmury uniósł się jedynie w samym skafandrze przyczepionym do balonu, a potem jeszcze wyleciał o kilometr wyżej niż Buamgartner, pokazuje, że dwa lata temu sprzedano nam produkt wcale nie tak niezwykły, jak obiecywano. Ale sprzedano go tak świetnie, w tak efektownym opakowaniu, że dla większości Austriak pozostanie pierwszym i jedynym, który zdecydował się na takie szaleństwo.
Ale cóż, dziś wszystko jest marketingiem. Przykład z polskiego podwórka. Mamy dwóch wybitnych skialpinistów, ostatnio eksplorujących Himalaje i zjeżdżających na nartach z ośmiotysięczników. O Andrzeju Bargielu i jego wyprawie na Manaslu słyszał prawie każdy, o Olku Ostrowskim, który niedawno zjechał z Cho Oyu, czego żaden Polak przed nim nie zrobił, już tylko osoby siedzący w temacie.
Trudno powiedzieć, czy jeden jest lepszy od drugiego. Obaj mają podobne osiągnięcia. Ale tylko o jednym mówi się jako o fenomenie nawet w telewizji śniadaniowej i pisze w lifestylowej prasie. Gdzie jest różnica? Tak, odpowiedź znajdziecie w tytule.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?