Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magistrat lansuje prywatny biznes. I zaprasza do samowoli budowlanej

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Taki post pojawił się wczoraj na facebookowym profilu Urzędu Miasta Krakowa
Taki post pojawił się wczoraj na facebookowym profilu Urzędu Miasta Krakowa Fot. Anna Kaczmarz
Kontrowersje. Gdy nadzór budowlany wszczyna postępowanie w sprawie robót w lokalu po Zalipiankach, Urząd Miasta kręci jego reklamę.

„Kultowe miejsce wraca na mapę Krakowa! Bywaliście tam? Wiecie, gdzie to jest? Wybierzecie się znów?”. Tak wczoraj Urząd Miasta promował na swojej oficjalnej stronie na Facebooku - Kraków PL - restaurację w lokalu po Zalipiankach, w którym... wbrew jego sprzeciwom, niezgodnie z prawem prowadzono remont. Do swojej informacji urzędnicy dołączyli kilkadziesiąt zdjęć z lokalu. Magistrat wysłał też na miejsce swoją telewizję, która - za publiczne pieniądze - nakręciła filmową reklamówkę tego prywatnego biznesu.

Autorzy: Małgorzata Mrowiec, Arkadiusz Maciejowski

Dzieje się to w sytuacji, kiedy wokół lokalu po Zalipiankach przy Szewskiej 24 narastają kontrowersje, a inspektorzy nadzoru budowlanego po wtorkowej kontroli zdecydowali się wziąć wykonany remont pod lupę. W kilkuminutowym filmie urzędowej telewizji pojawia się też Magdalena Zygmuntowicz, pełnomocniczka spółki VIVA2, najemcy, który samowolnie prowadził prace - opowiadająca o tym, na jakie atrakcje mogą liczyć klienci restauracji.

Gdy ponad miesiąc temu publikowaliśmy pierwsze artykuły o kontrowersjach związanych z lokalem, w odpowiedzi na nie pisała ona do naszej redakcji: „Wszystkich dawnych bywalców lokalu Zalipianki i tych, którzy dopiero pierwszy raz tu zawitają, zaprosimy do lokalu na łamach bardziej obiektywnej prasy”. No to doczekaliśmy się.

Od połowy stycznia opisujemy sytuację lokalu po dawnej restauracji i kawiarni „U Zalipianek”. Spółka VIVA2, która wynajmuje ten gminny lokal, była bardzo uprzywilejowana, przez kilkanaście miesięcy korzystała z obniżki czynszu uzyskanej na czas deklarowanego remontu, a zupełnie się z nim nie spieszyła. Teraz okazało się ponadto, że wykonywała prace bez wymaganych pozwoleń. Ich wydania odmówił... magistracki Wydział Architektury (!). Samowolę wykazała kontrola Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. PINB wszczął w sprawie remontu postępowanie administracyjne.

Poza tym nowa restauracja przy Szewskiej ma bardzo mało wspólnego w „kultowym miejscem”, o którym piszą urzędnicy, czyli słynną kawiarnio-restauracją „U Zalipianek”, która działała przez blisko 40 lat. Została jednak zamknięta w 2014 roku, przegrywając walkę z nowoczesnymi pubami i restauracjami. VIVA2 miała kultywować w tym miejscu tradycję, nawiązując tematycznie - w zakresie wystroju wnętrza oraz proponowanego menu - do tradycji regionu małopolskiego. Po Zalipiankach pozostały jednak tylko ścienne malowidła i kilka mebli. W ofercie nowego, właśnie otwartego lokalu nie ma żadnych tradycyjnych dań - są tylko kawa, herbata, napoje i ciastka. A nowy wystrój, czyli kwietniki, stoły, krzesła itd. - jak już pisaliśmy - przypomina bardziej wystrój lokali serwujących burgery. - Nie ma jeszcze w pełni wyposażonej kuchni, dlatego regionalnego menu jeszcze nie ma - to tłumaczenie kobiety, która pełni rolę gospodarza lokalu, czyli matki Gabrieli Kozieł, członkini spółki VIVA2.

Miasto promuje więc lokal, który niewiele ma wspólnego z dawnym lokalem „U Zalipianek”. I wprowadza mieszkańców oraz turystów w błąd, sugerując, że to powrót „kultowego miejsca”.

Materiały promujące nową restaurację pojawiły się na oficjalnych miejskich profilach wczoraj około godz. 13 film trafił do internetu, na YouTube. Gdy chwilę później wysłaliśmy do Urzędu Miasta Krakowa pytania o to, dlaczego władze miasta wspierają prywatny biznes budzącej mnóstwo kontrowersji spółki VIVA2, nagle wszystkie materiały - zarówno film, jak i wpis na Facebooku - zniknęły. Później wpis na FB powrócił, ale o zmienionej treści. Urząd odsyła tu też do swojego komunikatu, w którym stara się dwodzić na podstawie protokołu z kontroli, że wbrew naszym doniesieniom kontrola PINB nie ujawniła nieprawidłowości. Biuro prasowe sięgnęło niestety tylko po protokół, nie dopytało nadzoru budowlanego o powzięte decyzje i dalsze działania.

- Mam zawsze wątpliwości, kiedy różne media, w tym portale informacyjne finansowane przez gminę, zabierają się za działalność dziennikarską. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy w ramach polemiki stają niejako w obronie prywatnej spółki, publikując zdjęcia z wnętrza lokalu. To ociera się niebezpiecznie o reklamę na stronach prowadzonych przez samorząd - komentuje całą sytuację Jan Niedośpiał, członek zarządu Fundacji Stańczyka.

Jak dodaje, w tym konkretnym przypadku jest to tym ciekawsze, że według ustaleń dziennikarzy wcześniej spółka otrzymała ulgę remontową na łączną kwotę ok. 660 tys zł. - To środki, które nie trafiły do miejskiej kasy - podkreśla Niedośpiał. - Sprawie na pewno powinni się przyjrzeć niezależni specjaliści, którzy mogliby ocenić, jaki był stan lokalu przed remontem, jaki remont wykonano, jak długo on powinien trwać. Czy wcześniejszy stan lokalu i konieczność remontu uzasadniają realne wydatki, które ten remont, ze względu na czas trwania, kosztował miasto - dodaje.

Filip Szatanik, były rzecznik prasowy i dyrektor biura prasowego magistratu, zapytany o miejskie reklamy prywatnego biznesu w przeszłości, odpowiada, że zdarzała się tego typu promocja komercyjnych podmiotów, ale tylko w ramach ważnych akcji, gdy przedsiębiorca wykazywał się troską o miasto.

- Na przykład, gdy zdecydował się na dostosowanie szyldu do wskazań plastyka miasta lub konserwatora zabytków w czasach, kiedy jeszcze nie funkcjonował park kulturowy. Wtedy umieszczaliśmy jego reklamę na stronie internetowej krakow.pl - mówi Szatanik. Drugi przypadek, jaki wspomina, to akcja sprzed kilku lat, kiedy umieszczano na magistrackiej stronie nazwę przedsiębiorcy i jego adres, o ile zadeklarował on, że jego pracownicy mówią po angielsku i w ten sposób są w stanie fachowo obsłużyć turystów, więc dbają o wizerunek miasta.

W Urzędzie Miasta spytaliśmy, kto wpadł na pomysł akcji reklamowej lokalu przy Szewskiej. Od Macieja Grzyba, szefa magistrackiego biura prasowego, który nadzoruje pracę miejskiej telewizji, chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego urząd promuje biznes VIVY. Najpierw zaczął argumentować, że film nie był promocyjny, tylko... informacyjny.

- Chcieliśmy pokazać, jak wygląda po remoncie lokal po Zalipiankach - przekonywał Maciej Grzyb. Na pytanie, dlaczego podobnych filmów magistracka telewizja nie kręci o każdym gminnym lokalu wyremontowanym przez prywatnego najemcę, usłyszeliśmy, że... wpływ na to mają nasze artykuły.

- Po ostatnich państwa artykułach mieszkańcy Krakowa mogli odnieść wrażenie, że w lokalu przy ul. Szewskiej 24 wybuchła jakaś bomba i nie wiadomo, co tam się stało. Dlatego chcemy pokazać, jak lokal faktycznie wygląda - argumentował Maciej Grzyb.

Zadaliśmy Maciejowi Grzybowi jeszcze jedno proste pytanie: kto w magistracie wpadł na pomysł, by nakręcić film lansujący prywatny biznes.

- Ja wysłałem ekipę telewizyjną do lokalu po Zalipiankach - stwierdził.

- Ale kto był pomysłodawcą, pan? A może np. wiceprezydent Andrzej Kulig - dopytywaliśmy, gdyż wiceprezydent sprawuje nadzór nad biurem prasowym.

- Dyskutowaliśmy z pracownikami biura prasowego i uznaliśmy, że należy pokazać lokal przy Szewskiej po remoncie - wskazywał Grzyb.

- Ale kto jako pierwszy podsunął ten pomysł - pytaliśmy konsekwentnie.

- Tego nie jestem w stanie powiedzieć - skwitował Maciej Grzyb.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski