Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ważne jest, by nikogo nie udawać

Rozmawiał Paweł Gzyl
Karolina Andrzejewska dba nie tylko o muzykę i teksty zespołu, ale również o wyrazisty image
Karolina Andrzejewska dba nie tylko o muzykę i teksty zespołu, ale również o wyrazisty image Fot. Hektor Werios
Rozmowa z Karoliną Andrzejewską , wokalistką krakowskiego zespołu BATALION D’AMOUR o jego najnowszej płycie - „Fenix”

- Ostatni raz widzieliśmy się dziesięć lat temu. Co się działo z zespołem przez ten czas?
- W 2005 roku wydaliśmy płytę „Niya”. To był pierwszy album Batalion d’Amour nagrany ze mną jako nową wokalistką. Spotkał się on z wysoką oceną ze strony krytyki i słuchaczy, co zmotywowało nas do dalszej pracy. Stworzenie przemyślanego albumu wymaga jednak czasu. Powstawały nowe piosenki na kolejną płytę, ale ponieważ z dnia na dzień wymagaliśmy od samych siebie jeszcze więcej, czekaliśmy z nagraniami na wyjątkowo dobry moment.

- O ile dobrze pamiętam w 2011 roku pojawiałaś się w telewizyjnym show „Bitwa na głosy”. Kusiła Cię kariera solowa?

- Szczerze mówiąc już od najmłodszych lat czułam w sobie energię potrzebną solistom. Cieszyła mnie możliwość dzielenia się z publiką swoimi emocjami i muzyką. Ta naturalna radość z bycia na scenie coraz bardziej przekształcała się w regularnie wykonywaną pracę, co zaowocowało płytą, koncertami, zarówno z zespołem jak i solo oraz kolejnymi konkursami. „Bitwa na głosy” była dla mnie wielką przygodą i lekcją życia. Pozwoliła mi łączyć moje dwie pasje - śpiew i taniec, wykorzystać moje doświadczenie, które zdobyłam w Studium Baletowym przy Operze i Operetce w Krakowie oraz w Szkole Wokalno-Aktorskiej.

- Z zespołem funkcjonujesz na rockowej scenie, a w „Bitwie na głosy” poznałaś celebrycki show-biznes. Jak Ci się podobała ta odmiana?

- Od dziecka wzorowałam się na artystach wielkiego formatu, którzy wykorzystywali cały swój potencjał, zarówno wokalny, aktorski, jak i taneczny. Zawsze uważałam, że artysta powinien być wszechstronny. Miałam to szczęście, że tak jak niektórzy z nich mogłam szlifować swój warsztat już w dzieciństwie. Zaczęło się od szkółki łyżwiarskiej – a potem była nauka śpiewu i tańca. Zawsze jednak marzyłam o zespole rockowym. Wcześniejsze doświadczenia nauczyły mnie scenicznego ekshibicjonizmu, dzięki czemu czułam się w telewizji jak ryba w wodzie. Kamera i scena nie deprymują mnie, wręcz przeciwnie: pozwalają mi dzielić się z widzami moimi emocjami. To daje mi energię – i bez tego nie czuję się do końca sobą.

- Co było dla Was impulsem do nagrania nowej płyty – „Fenix”?

- Wydawać by się mogło, że z upływem lat wydanie kolejnej płyty staje się wizją coraz bardziej odległą. My jednak cały czas wiedzieliśmy, że prędzej czy później nowy album ujrzy światło dzienne. Gdy materiał zaczął nabierać wyraźnych kształtów postanowiłam zaprosić do współpracy gości, którzy swoją obecnością wzbogacili brzmienie albumu. Na płycie „Fenix” pojawili się m.in. John Porter, Tomek Grochola z Agressivy 69 czy krakowski chór gospel Joyful Voice.

- Odpowiadała Ci rola głównego kierownika tego całego przedsięwzięcia?

- Jak najbardziej. Miałam pomysł na tę płytę –i konsekwentnie realizowałam swoją wizję. Chłopaki z zespołu dali mi wielki kredyt zaufania i pełną swobodę działania. Tym razem nie tylko napisałam teksty i stałam się współautorką wszystkich kompozycji, ale kierowałam również produkcją i promocją albumu. Byłam obecna w studiu na każdym etapie tworzenia materiału przez prawie trzy lata. Był to ogromny wysiłek i poświęcenie, kosztowało mnie to wiele nieprzespanych nocy, ale ostatecznie wszyscy w zespole jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów tej pracy.

- „Fenix” jest bardzo różnorodny: jest na płycie miejsce na metal, ale też na gotyk czy nawet na elektroniczne brzmienia. Dlaczego?

- Od zawsze inspirowały mnie różne gatunki muzyczne: indie rock, rock progresywny, gotycki metal, i inne nurty. Słyszalne to jest już na naszym pierwszym singlu „Charlotte”, do którego stworzyliśmy również teledysk. Serdecznie zachęcam do odsłuchania utworu i obejrzenia klipu. Zawsze przelewając myśli na papier wsłuchuję się w siebie, jestem wierna swoim odczuciom. Podobnie zresztą jest w przypadku chłopaków. Każdy ma inne inspiracje: nasz perkusista jest zakochany w Depeche Mode, a klawiszowiec słucha gotyku i metalu. Mamy jednak zespoły, które wszyscy uwielbiamy, spotykamy się więc w kilku punktach stycznych. Najważniejsze jest jednak to, że sięgając po różne inspiracje, chcemy przekazywać nasze własne emocje, więc jest to naturalny proces.

- Kiedyś uznawani byliście za zespół gotycki – obok takich grup jak Moonlight, Delight czy Artrosis. Dziś ta scena właściwie już nie istnieje. Jakie więc widzicie dla siebie miejsce w polskim rocku?

- Nie chcę odżegnywać się od gotyku, bo szanuję przywiązanie naszych dawnych fanów. Ale nowa płyta w naturalny sposób przesuwa nasz zespół bardziej w stronę mainstreamowego rocka. Każdy artysta powinien się bowiem rozwijać – i gromadzić wokół siebie jak największą liczbę słuchaczy. Dlatego będzie nas bardzo cieszyć, jeśli nasze nowe piosenki będą szerzej istnieć w mediach. Bo tworzymy przecież nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla słuchaczy. Dziś nasza muzyka ma bardziej uniwersalny charakter – choć są w niej słyszalne elementy gotyckie czy progresywne.

- Moja koleżanka, która zobaczyła Twoje najnowsze zdjęcia, powiedziała, że wyglądasz jak „Czarodziejka z księżyca”. Image jest dla Ciebie ważny?

- Jak każda kobieta lubię wyglądać atrakcyjnie i czuć się ze sobą dobrze. Wiem, że ważne jest, aby nie udawać nikogo na scenie. Mam doświadczenie sceniczne i zdaję sobie sprawę z tego, że każdy kostium, który jest niezgodny z naszą naturą, będzie dla nas niewygodny. Piszę też o tym w piosence „Moje remedium” – czasem oczekiwania otoczenia sprawiają, że narzucamy sobie wygórowane wymagania i to, co robimy, przestaje być autentyczne. Ja tak projektuję swoje kostiumy, aby czuć się na scenie dobrze i tworzyć aurę spójną z naszą muzyką.

- „Fenix” ukazał się nakładem niemieckiej wytwórni. Jak do tego doszło?

- Bodźcem do zainicjowania współpracy z zachodnim wydawcą stała się rozmowa z pewnym człowiekiem ze światowej branży muzycznej. Wtedy uwierzyłam w swoje siły i postanowiłam wysłać nasz materiał do niemieckiej wytwórni. Bardzo pozytywna opinia jej szefa była dla mnie ogromnym zaskoczeniem – bo wiem przecież, że branża muzyczna potrafi być trudna. I mimo, że prawie wszystkie piosenki są zaśpiewane w języku polskim, album jest dziś dystrybuowany na całym świecie. Mało tego – niektórzy recenzenci podkreślają, że polskie teksty to atut, bo dzięki temu materiał jest autentyczny i w oczach zagranicznych odbiorców nadaje mu egzotycznego charakteru.

ROZMAWIAŁ PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski