Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykła kariera, która przerwana została przez lawinę

Mateusz Borkowski
8 lutego 1909 Mieczysław Karłowicz zginął w Tatrach w  lawinie w okolicach Kościelca
8 lutego 1909 Mieczysław Karłowicz zginął w Tatrach w lawinie w okolicach Kościelca Fot. zbiory Muzeum Tatrzańskiego
Karłowicza zabiła pasja fotografowania - mówi dziennikarka Radia Kraków Justyna Nowicka, autorka albumu „Widok piękny bez zastrzeżeń. Fotografia tatrzańska Mieczysława Karłowicza” wydanego nakładem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego.

- Karłowicz kojarzy nam się z wielkim kompozytorem, trochę również z taternikiem, ale Karłowicz - fotograf? To już nie jest takie oczywiste.

- To bardzo ciekawe zjawisko, bo praktyka fotograficzna w przypadku Karłowicza ma tradycje prawie równie długie, co praktyka kompozytorska. Już w latach 90. XIX wieku, jako nastolatek Karłowicz wyjeżdżał w góry wyposażony w aparat. Od początku łączyło się to z jego pasją górską, była to także pasja dokumentalisty. Karłowicz miał bogatą i zarazem integralną osobowość, w której świetnie łączył wątki mistyczne z zainteresowaniami technicznymi. Niestety większość fotograficznego ouvre kompozytora zginęła w Powstaniu Warszawskim, znamy tylko jej późny fragment. Na szczęście jesteśmy w Krakowie szczęściarzami, bo fotografie z późnej działalności taternickiej Karłowicza zachowały się w Centralnej Bibliotece PTTK. Są to trzy albumy, których zawartość sam kompozytor zaprojektował od początku do końca i nazywał je „nienaruszalnymi”. Karłowicz nie tylko zrobił i wywołał zdjęcia, ale je ułożył i opisał, niczym współczesny kurator sztuki albo fotoedytor. Zachowanie się tych albumów to przypadek bez żadnej analogii w historii polskiej fotografii, a należy pamiętać, że bardzo wielu taterników robiło w tamtym czasie zdjęcia i Karłowicz nie był odosobnionym przypadkiem.

- Czy jest szansa, że po tym albumie stanie się bardziej znaczącą postacią w polskiej fotografii?

- Razem z Witoldem Siemaszkiewiczem, który opracował graficznie ten album, mamy taką nadzieję. Naszą publikacją chcieliśmy udowodnić, że pasja fotograficzna towarzyszyła Karłowiczowi od początku, a jego zdjęcia wyróżniają się na tle prac jego utalentowanych kolegów. Pamiętajmy, że środowisko wspinaczkowe tworzyła ówczesna inteligencja, byli to ludzie bardzo świadomi, utalentowani, wykształceni. Taternictwo było u swoich początków typowo inteligencką, a także arystokratyczną pasją. Świetnie świadczą o tym znakomite zakopiańskie zdjęcia hrabiego Benedykta Tyszkiewicza czy fotografie Stanisława Ignacego Witkiewicza. Karłowicz doskonale wpisuje się w ten nurt. Niestety świetnie rokującą karierę przerwała lawina.

- Zginął przez fotografię?

- Jego wyprawa wiązała się z pragnieniem zrobienia bardzo konkretnego kadru. Wiemy to z listu Elżbiety Trenklerówny, którą w przeddzień śmierci odwiedził w Zakopanem. Rozmawiali wtedy o specyfice zimowej fotografii i planach z nią związanych.

- Znajdujące się w albumie fotografie Tatr w sepii budzą grozę, przedstawiając ich surową stronę. Rzadko kiedy w zdjęciach można dostrzec coś w pewnym sensie niepokojącego.

- Rzeczywiście coś w tym jest. Choć nie ma oczywistych analogii między jego twórczością fotograficzną a kompozytorską, i zwykle sama jeżę się na takie porównania, to jednak można te estetyki porównywać. Na tych zdjęciach prawie nie ma ludzi, a przecież w tamtym czasie kwitła fotografia o charakterze rodzajowym. Momentami są to nieomal abstrakcyjne kadry. Surowe masywy górskie są u Karłowicza pełne ekspresji i autentyzmu. Budzą respekt i podziw, jest w nich coś młodopolskiego. To jakby pokłosie romantycznego, wręcz Wagnerowskiego podejścia do tematu natury. Możemy odnosić wrażenie, jakby Karłowicz, przez swoje niezwykłe fotografie, pozwalał nam nawiązać kontakt z rzeczywistością, do której nie mamy dostępu na nizinach. On sam nie jest po prostu górskim reporterem, dokumentalistą, ale kimś w rodzaju platońskiego medium, które próbuje skomunikować nas z Absolutem. Tak często czujemy się słuchając jego muzyki, prawda?

- Lubił samotne wycieczki po Tatrach Wysokich, również w muzyce był wielką, choć nie zawsze docenianą indywidualnością.

- Wędrował sam, choć nie zawsze, działał przecież w środowisku taterników. Charakterystyczny był dla niego pewien dualizm, bo z jednej strony tworzył swoje dzieła jako samotny kompozytor , z drugiej zaś wraz z Mariuszem Zaruskim był jednym z inicjatorów założenia TOPR-u. Jak na artystę osobnego był też człowiekiem czynu. Dzięki niemu w Zakopanem w owych czasach regularnie do sklepów przychodziły z Wiednia dostawy sprzętu do wspinaczki i uprawiania narciarstwa. W książce reprodukujemy nawet reklamy z epoki. Jak na kompozytora, który poruszał się w wysokich rejonach sztuki, był równocześnie bardzo mocno osadzony na ziemi, co widać także na zdjęciach.

- W jednym z listów rozżalony brakiem uznania, rozważał porzucenie muzyki na rzecz fotografowania.

Badając jego liczne listy próbowałam zgłębić to zagadnienie i jego nastawienie do fotografii, jako sztuki i raczej się tu zawiodłam. Karłowicz stanowczo bagatelizował swoją twórczość fotograficzną. Ambicje dotyczące sztuki lokował zdecydowanie w pracy kompozytorskiej, mimo że ludzie nieustająco prosili go o wysłanie zdjęć ze wspólnych wypraw. Uznanie dla jego twórczości muzycznej przyszło dopiero w ostatniej chwili, po sukcesach w Wiedniu i Warszawie. Niestety nie było mu dane skonsumować tego należycie. A jakie jest w tym miejsce fotografii? Była częścią jego praktyki taternickiej i tak ją traktował. Dopiero my, w II połowie XX wieku na podstawie krytycznych badań uznajemy tę wczesną twórczość fotograficzną za prawdziwą sztukę.

- W albumie jedno zdjęcie przykuło szczególnie moją uwagę - chodzi oczywiście o zdjęcie pośmiertne Karłowicza wykonane jego aparatem tuż po odnalezieniu ciała. Przyznam, że jest w tej fotografii coś tabloidowego…

- Dla nas dzisiaj to wstrząsające. Wahaliśmy się czy powinniśmy je opublikować. W eseju, który towarzyszy albumowi tłumaczę, że w XIX wieku fotografie zwłok nie były wcale takie rzadkie. Zdjęcia martwych, wystylizowanych ciał, z zakładów pogrzebowych specjalizujących się w fotografii postmortualnej, były czymś na porządku dziennym. Zachowało się na przykład wiele fotografii małych dzieci, które umierały zaraz po urodzeniu, a zrozpaczeni rodzice chcieli mieć po nich jakąś pamiątkę. Takie wizerunki były po prostu czymś zupełnie naturalnym. Dziś pokazywanie zdjęć trupów jest zdecydowanym przekroczeniem jakiegoś tabu, uważamy je za epatowanie śmiercią. Oskarżamy wydawcę, który to publikuje, oskarżamy autora o bycie hieną i paparazzo. Ale sprawa jest skomplikowana, i czasem dobrze, że działają jakieś hamulce. Wiemy na przykład, że podczas tragedii World Trade Center ludzie wyskakiwali z okien, fotografie dokumentujące te rozpaczliwe działania powstały, ale niewiele takich zdjęć przedostało się do świadomości publicznej. Z jednej strony śmierć budzi niezdrową ciekawość, z drugiej zaś jest czymś, czego nie chcemy widzieć, usuwamy ją z pola widzenia. Zamieszczone przez nas zdjęcie stanowi jednak prawdę o tej całej historii, jest także dokumentem innej świadomości. Karłowicza zabiła pasja fotografowania. Nie wybrał się przecież w góry na przechadzkę…

- Czy wzorem zdjęć znanych artystów z początku minionego stulecia, również fotografie Karłowicza mają szansę stać się obiektem zainteresowania bogatych kolekcjonerów?

- Uważam, że jak najbardziej na to zasługuje. Dla przykładu, zdjęcia Witkacego osiągają na aukcjach bardzo wysokie ceny, czasem wyższe niż jego obrazy. Oryginały zachowane w Bibliotece PTTK są jedynymi takimi artefaktami w Polsce, można więc zaryzykować twierdzenie, że są dziś dla nas właściwie bezcenne. Mam nadzieję, że będą kiedyś szerzej udostępniane. Ale na pewno gdzieś znajdują się jeszcze inne, pojedyncze zdjęcia Karłowicza, które rozsyłał do swoich bliskich i znajomych. Szukać można ich w archiwach domowych, idąc tropem jego kręgów towarzyskich. Nie tracę nadziei, że kiedyś się odnajdą, że wypłyną na aukcjach. Zdradzę tu może sekret, ale znam kolekcjonera fotografii, który natrafił jakiś czas temu na zdjęcia Karłowicza na Grzegórzkach, pod Halą Targową. Warto więc szukać takich perełek w różnych miejscach.

Rozmawiał Mateusz Borkowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski