Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje marzenia właśnie się spełniają

Paweł Gzyl
Rozmowa z piosenkarką Beatą KOZIDRAK, o jej solowej płycie „B3”, którą zaprezentuje na żywo w sobotę, 4 marca, o godz. 20, w ICE Kraków.

- Dotychczas sporadycznie zdarzało się, że komponowała Pani dla siebie piosenki. Tym razem współtworzyła Pani prawie wszystkie z płyty. Skąd taki przypływ weny?

- Zakochałam się! Czasem to wystarcza. (śmiech) W mojej głowie rodziły się pomysły jeden za drugim. I to nie tylko na teksty, choć do tej pory rzeczywiście skupiałam się głównie na nich. Z czasem zaczęły jednak „przychodzić” do mnie melodie, które postanowiłam nagrywać. Potem pokazywałam je producentowi Marcinowi Limkowi i rozbudowywaliśmy te moje pomysły w konkretne nagrania.

- Marcin to raczej mało znana w polskim show-biznesie postać. Skąd go Pani wytrzasnęła?

- Właśnie kogoś takiego szukałam. Jest wielu bardzo zdolnych i topowych producentów, którzy już wyprodukowali bardzo dobre płyty. Ale często te płyty są do siebie podobne, bo każdy z nich ma swój styl i aranżuje w charakterystyczny dla siebie sposób. A ja chciałam trochę inaczej. I dlatego bardzo się cieszyłam, że trafiłam na młodego, zdolnego, ale jeszcze niewyeksploatowanego producenta. Najpierw wysłałam mu jedną piosenkę. Była to kompozycja Ani Dąbrowskiej. On wyprodukował ją w sposób, który bardzo mi się spodobał.

- Potem pracowaliście już we dwoje?

- Wsiadłam w samochód i pojechałam do Radomia, do jego studia. Zaczęliśmy rozmawiać i poznawać się. Szybko się przekonałam, że możemy stworzyć coś fajnego, bo nasze wizje były zbieżne. Lubiłam być z nim w studiu. Dzięki temu czasem rodziły się rzeczy ad hoc. A czasem przywoziłam do niego zalążek melodii, a on po chwili zastanowienia wiedział już dokładnie jak to ubrać w dźwięki. Kiedy wracałam do domu, miałam już prawie gotowy podkład muzyczny. Bywało to tak inspirujące, że w drodze powrotnej udawało mi się napisać jakiś tekst. Na płycie znajdują się bardzo różne kompozycje, ale Marcin potrafił nadać im taką formę, że tworzą spójną całość.

- Najważniejszy był na Pani śpiew.

- Marcin mocno kombinował z moim wokalem. Wiedział jak śpiewam i co potrafię. Właściwie mogłam wejść do studia i zaśpiewać każdą piosenkę raz. I pewnie byłoby dobrze. Ale Marcin skupiał się na takich szczegółach, na które do tej pory nie zwracałam uwagi. Nie kadził mi, tylko wymagał! To była bardzo rzetelna praca. Dzięki temu odkryliśmy zupełnie nowe barwy.

- To dlatego śpiewa Pani zupełnie inaczej niż zazwyczaj, rzadko sięgając po mocną ekspresję znaną z hitów Bajmu?

- Tak. Ale dzięki temu, tych kilka mocniejszych momentów robi większe wrażenie. Poza tym nie chciałam powtarzać tego, co moi fani już znają. Zawsze lubiłam zaskakiwać. Mam nadzieję, że tak będzie też tym razem. Chciałam, żeby ta płyta była różnorodna i żeby każda piosenka miała swoją wartość. Często kiedy słucha się płyt, nawet wielkich artystów, to wybiera się trzy ulubione utwory, a resztę się pomija, bo jest znaczna różnica w jakości kompozycji. Ja starałam się zrobić wszystko, żeby wszystkie piosenki były na najwyższym poziomie. Żeby każda coś wnosiła do życia moich słuchaczy. I chyba się udało. Wiele osób mówi, że każda piosenka z tego albumu mogłaby być singlem. To płyta bardzo przemyślana. Jest tu dużo pozytywnej energii i sporo mądrości w tekstach. Na różnych etapach życia można ją odkrywać na nowo.

- I tak wielka gwiazda poddawała się bez sprzeciwu sugestiom młodego producenta z prowincji?

- Nie było żadnych spięć. Po pierwsze: mnie zależało na zmianie, a po drugie: nawet kiedy miałam inną wizję niż Marcin, szybko orientowałam się, że... on ma rację. Nie wiem, co by było, gdyby to był ktoś inny. Czy tak łatwo bym się poddała. Ale Marcinowi zaufałam w stu procentach. Młodzi ludzie czasem wiedzą więcej niż nam się wydaje. Może mają mniej doświadczenia, ale to oni tworzą trendy. Zawsze tak było. Szkoda, że wielu bardzo zdolnych wykonawców nie chce z tego korzystać, idą utartą ścieżką. Przez lata śpiewają to samo i tak samo. Nie rozwijają się. Nie chciałam popełniać tego błędu.

- „B3” to przysłowiowe „Bingo” w Pani karierze - jak tytuł jednej z piosenek na płycie?

- Tak. Poświeciłam tej płycie dużo pracy i serca. Bardzo się zaangażowałam w produkcję. Ciągle jeździłam do studia Marcina w Radomiu. Chciałam być przy każdej rodzącej się nucie. To był wyjątkowo intensywny i wyczerpujący czas, ale niezwykle satysfakcjonujący. Każda piosenka wywoływała we mnie eksplozję radości i nakręcała mnie mega optymistycznie. Czułam, że moje marzenia muzyczne właśnie się spełniają.

- Kiedyś pierwszym recenzentem Pani piosenek był Pani były mąż i menedżer - Andrzej Pietras. A kto teraz jako pierwszy słuchał tych nowych piosenek?

- Andrzej. (śmiech) Słuchał kilku piosenek - i bardzo mu się podobały. Poza tym puszczałam je moim córkom i przyjaciółkom. Miałam bardzo dobry odzew. Przyjaciółki słuchały utworu „Obok nas” ze łzami w oczach.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski