Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebiegła niemal całą Polskę, aby dać nadzieję tym, którzy ją stracili

Grażyna Starzak
Wie, że celem jej życia jest pomaganie. Tym najbardziej bezbronnym
Wie, że celem jej życia jest pomaganie. Tym najbardziej bezbronnym Fot. Katarzyna Hołuj
Z pozoru cicha i spokojna. Kto jednak zna 18-letnią Natalię Lińczowską wie, że to wulkan energii. Biega, pływa, jeździ na rowerze. Siły witalne potrafi dobrze wykorzystać. Nie dla przyjemności i nie dla lansu, tylko po to, żeby zdobyć pieniądze na leczenie ciężko chorych dzieci

Potrafi zaskoczyć. Dla Krzysia, Piotrusia, Patryka, Natalia nie waha się wydzwaniać do żony prezydenta RP i kancelarii premiera. Koresponduje z lekarzami w USA i Austrii. - Przez jej charytatywne akcje nie śpimy po nocach, tak się o nią martwimy - nie kryje Edyta, mama Natalii. - To wyjątkowa dziewczyna. Wiele robi dla innych. Na dodatek, nie ma w tym ani odrobiny lansu… - podkreśla Ewelina Bednarek, polonistka z liceum w Gdowie.

Lińczowscy - Natalia ma troje rodzeństwa - to kochająca się rodzina. Są bardzo związani z sobą. Ich skromny domek w Stadnikach, małej wsi położonej między Gdowem a Dobczycami, tętni życiem. - Gdy dziewczyny były małe, często siadaliśmy przed telewizorem, żeby oglądać „M jak miłość”. Bardzo przeżywaliśmy, zwłaszcza Natalka, losy bohaterów - wspomina Edyta Lińczowska. Fabuły nie powtórzy, ale pamięta, że po jednym z odcinków był program o maluchach z domu dziecka. - Natalia nie mogła tego spokojnie oglądać. Wybiegła z pokoju, usiadła na schodach i płakała. Nie mogliśmy jej uspokoić.

Natalię do dzisiaj wzruszają do łez dzieci, w ten czy w inny sposób pokrzywdzone przez los. W szkole podstawowej była wolontariuszką w domu dla niepełnosprawnych maluchów. Pomagała też personelowi Centrum Seniora. Mimo to uważała, że wciąż za mało daje z siebie innym. Do takiego wniosku doszła po pobycie w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu. Trafiła tam, bo na lekcji wf. uległa wypadkowi. Z powodu porażenia nerwu przez trzy lata nie mogła ruszać lewą ręką. Ten niedowład psychicznie ją wykańczał, bo ograniczał ruchy, a jej pasją od dziecka był sport.

W grudniu 2014r. na Facebooku przeczytała wpis Ani Wyszkoni. Piosenkarka zamieściła tam anons, że rodzice ciężko chorego chłopca z Warszawy proszą o pomoc, bo potrzebują pieniędzy na jego zagraniczne leczenie . Poruszyła ją ta historia. Piotruś miał guza mózgu. W Polsce specjaliści nie dawali mu szans na wyzdrowienie. Leczenia podjął się specjalista z Austrii. Rodzice chłopca musieli zdobyć ponad półtora miliona złotych!

- Wpadłam na pomysł, żeby zorganizować jakiś spektakl dobroczynny w szkole. Udało się. Wystąpił pan Andrzej Grabowski, oczywiście nie pobierając honorarium. Uzyskaliśmy z biletów niezłą sumkę…- opowiada Natalia. Zdawała sobie jednak sprawę, że to wciąż za mało, żeby opłacić pobyt i leczenie Piotrusia w Wiedniu.

Na pomysł charytatywnego biegu z Warszawy do Krakowa wpadła dzięki wyczynowi Krzysztofa Dzienniaka, który w 2005 r. chcąc pomóc dwojgu niepełnosprawnych dzieci przejechał trasę z Gdańska do Warszawy na… kosiarce. Natalia postanowiła zorganizować podobną akcję dla Piotrusia. Od dziecka była za pan brat ze sportem, zdecydowała więc, że dystans 320 km pokona biegnąc.

W organizacji wyprawy pomogli jej członkowie Dobczyckiego Klubu Biegacza. Wystartowała 15 stycznia 2015 r. o 11.30 spod bazyliki Mariackiej w Krakowie. - Nie było łatwo - przyznaje. - Zakwasy, ból lewego kolana wytrzymałam. Najgorzej było w ósmym dniu. Przyszło załamanie psychiczne. Biegnąc płakałam, krzyczałam, zła sama na siebie, bo wiedziałam, że nie mogę się poddać. Czułam, że jeśli mnie się uda to jemu też. Walczyłam do końca, ale prawdziwą walkę toczył w tamtej chwili Piotruś. Co z nim? Jest zdrów, „czysty” - mówią onkolodzy.

Przez tydzień dochodziła do siebie. Już wtedy myślała, żeby sobie znaleźć jakiś kolejny cel, następne dziecko, któremu może pomóc. To był przypadek, że trafiła na Krzysia Ochmańskiego, cierpiącego na chorobę Niemmana Picka typu C. Ta rzadka przypadłość, powodująca zanik wszystkich procesów życiowych, nieleczona prowadzi do śmierci. Miesięczna kuracja kosztuje 36 tys. zł. Leki nie są refundowane. Paulina Ochmańska, mama Krzysia, na jednym z portali społecznościowych prosiła o pomoc lub choćby słowa wsparcia. - Drogi zagraniczny lek, który kupiliśmy za uzbierane wcześniej pieniądze, kończył się. Stan Krzysia pogarszał się z dnia na dzień. Wiedziałam, że muszę poruszyć niebo i ziemię I to niebo zesłało nam Natalię - wspomina Paulina Ochmańska.

Dla Krzysia Natalia postanowiła pobiec jeszcze dalej. W organizacji biegu pomogli jej koledzy i koleżanki ze „Szlachetnej Paczki”. Wystartowała w pierwszym dniu tegorocznych ferii - 31 stycznia - z nadmorskich Rowów. Do Stadnik przybiegła po dwóch tygodniach. Pokonała 800 kilometrów! Po drodze odwiedzała różne instytucje i firmy zachęcając do wpłat na fundację, która prowadziła konto Krzysia. W niektórych miejscowościach, m.in. w Rowach, a nawet wśród Polonii w Londynie, zorganizowano zbiórki pieniężne dla chorego chłopca.

Natalia miała z sobą trzy pary butów i kilka koszulek na zmianę, z wizerunkami dzieci. Z przodu była fotografia Krzysia Ochmańskiego. Na plecach Patryka Galii z Dobczyc.

Patryka poznała w grudniu ub. roku, jako wolontariuszka „Szlachetnej Paczki”. Mający zaledwie 6 lat Patryk dzielnie walczy z glejakiem mózgu. Jego rodzina gdzie może zbiera pieniądze na operację oraz leczenie chłopca w USA. Biegnąc przez Polskę dla Krzysia, Natalia jednocześnie reklamowała akcję „Cała Polska tańczy dla Patryka”, którą wraz z nią podjęły kluby taneczne w wielu miastach kraju.

Żeby akcje się powiodły, muszą mieć dobrą reklamę. Tylko wtedy zainteresują się nimi ewentualni sponsorzy i zwykli ludzie. Jak mówi Natalia: „Im większy rozgłos, tym większa siła rażenia”. A rozgłos gwarantują tylko znane osoby, które włączą się do akcji. Losem Piotrusia postanowiła zainteresować ówczesną prezydentową - Annę Komorowską. Od Krzysztofa Dzienniaka, tego od „kosiarki”, dostała m.in. taką radę, że trzeba działać spontanicznie i przez zaskoczenie. „Spontanicznie” zadzwoniła więc do kancelarii ówczesnego prezydenta RP. „Jestem Natalia ze Stadnik w Małopolsce” przedstawiła się asystentce prezydentowej Komorowskiej. Potem opowiedziała krótko całą historię i zapytała, czy po skończonym biegu prezydentowa może ją przyjąć, bo tylko wtedy media nagłośnią sprawę, a Piotrusiowi urośnie konto.

Asystentka, zapewne zdumiona śmiałością Natalii, nie dała wiążącej odpowiedzi. Natalia poszła więc z prośbą o pomoc do burmistrza Dobczyc. Na urzędowy list wysłany faksem przyszła lakoniczna odpowiedź, iż prezydentowa gratuluje i wierzy, że akcja się uda. - Musieliśmy zadziałać przez zaskoczenie - śmieje się Natalia. Dzień przed metą kolega Natalii zadzwonił do pałacu prezydenckiego. Przypomniał o akcji i zapytał, kiedy pani Komorowska może przyjąć dziewczynę. -Ponieważ o moim biegu pisały gazety, mówiono o nim w telewizji, zaproszono nas do pałacu - opowiada. Para prezydencka akurat wylatywała do Japonii. Natalię i towarzyszące jej osoby przyjęli dyrektorzy z prezydenckiej kancelarii.: - Były fotki, telewizja. Zgłosili się chętni do finansowego wsparcia Piotrusia. Cel został osiągnięty. Pani prezydentowa musiała się jednak poczuć nieswojo, bo po jakimś czasie, pewnie będąc w okolicy, przyjechała do Dobczyc i spotkałyśmy się w ośrodku kultury.

Wczasie drugiego biegu, z Rowów do Stadnik dla Krzysia i Patryka, dzielnej dziewczynie udało się odwiedzić kancelarię premier Beaty Szydło i siedzibę marszałka Sejmu. Tym razem dobroczynna akcja Natalii była jeszcze bardziej nagłośniona. Na mecie w Stadnikach witano ją jak bohaterkę. Przyjmowała gratulacje od miejscowych samorządowców i uczniów oraz nauczycieli ze swojej szkoły - II LO w Gdowie. Niewiele z tego dnia pamięta, bo „nie lubi szumu wokół swojej osoby”.

- Biorąc pod uwagę, jak wielu młodych ludzi przyjmuje postawę roszczeniową, Natalia może być wzorem - ocenia jej wychowawczyni Ewelina Bednarek. Dodaje, że Natalia jest przy tym bardzo skromną osobą. -Nie próbuje się lansować. A przecież ostatnio było o niej głośno w całej Polsce. Podejmuje działania medialne, ale tylko po to, żeby pomóc biednym dzieciom. Była zaskoczona, gdy witaliśmy ją oklaskami i plakatem: „Natalia jesteśmy z ciebie dumni”!

Natalia w przyszłym roku zdaje maturę. Jest dobrą uczennicą. Ze średnią „4”. - Miałam 5,06, ale przygotowując się do biegu trochę obniżyłam loty, mam jednak świadomość, że teraz muszę przysiąść fałdów, żeby nie zrobić wstydu moim chłopakom - uśmiecha się wskazując fotografie Krzysia i Patryka.

Do niedawna jej marzeniem było zostać chirurgiem dziecięcym, ale uznała, że w tym zawodzie trzeba się w całości poświęcić małym pacjentom, a ona chce mieć rodzinę, być dobrą mamą, żoną. Uważa, że trudno byłoby jej to pogodzić, więc chyba zmieni plany…

Natalia zawsze chciała pomagać. Bezinteresownie. Na pomysł pierwszego charytatywnego biegu z Warszawy do Krakowa wpadła oglądając telewizyjny program „Pytanie na śniadanie”. Wspominano tam wyczyn Krzysztofa Dzienniaka, który w 2005 r. chcąc pomóc dwojgu niepełnosprawnych dzieci przejechał trasę z Gdańska do Warszawy na… kosiarce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przebiegła niemal całą Polskę, aby dać nadzieję tym, którzy ją stracili - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski