Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kostro mówi, że szachy odmieniły je go życie. Grał z mistrzami, a... Castro słał mu prezenty

Jerzy Filipiuk
Jerzy Kostro był dwa razy mistrzem Polski, dwunastokrotnie grał w finałowych turniejach MP
Jerzy Kostro był dwa razy mistrzem Polski, dwunastokrotnie grał w finałowych turniejach MP fot. Joanna Urbaniec
Ponad dwie dekady Jerzy Kostro był zawodnikiem, przez cztery pracował w nowohuckim kombinacie. 80-letni dziś krakowianin odnosił duże sukcesy w „królewskiej grze”, awansował w pracy zawodowej. W przejściu na szachową emer yturę pomogło mu myślistwo.

W hawańskim hotelu Habana Libre graliśmy mecz z ekipą USA. Ja na trzeciej szachownicy. Czekając na posunięcie rywala, chodziłem między innymi grającymi. Nagle poczułem, jakby na plecy spadł mi ciężki worek. Klepnął mnie... Fidel Castro. Ukłoniłem się mu, a on na to: „Are you Kostro? I am Castro”. Moje nazwisko widział na tabliczce przy szachownicy. Uśmiechnął się do mnie, zapytał, jak idzie Bobby’emu Fischerowi (późniejszemu mistrzowi świata - przyp.) i uścisnął mi dłoń. Byłem tak rozkojarzony tym spotkaniem, że gdy wróciłem do gry, wykonałem słabe posunięcie i przegrałem partię - opowiada nietypową historyjkę z Olimpiady Szachowej w Hawanie w 1966 roku Jerzy Kostro.

W 25-piętrowym, eleganckim hotelu Habana Libre w czasie rewolucji kubańskiej mieściła się siedziba rządu Castro. Podczas olimpiady szachiści mieszkali w ekskluzywnych apartamentach. Na Kubę przylecieli dwa tygodnie wcześniej, mogli ją pozwiedzać.

Kubański przywódca potem jeszcze raz zaskoczył krakowianina.

- W moim apartamencie zostawiono ciężką skrzynię. Zapytałem o nią pokojówkę, a ona odparła, że to prezent od Castro. Gdy wyjeżdżałem na lotnisko, skrzynia zniknęła. Powiedziano mi jednak, że prezent dotrze do mnie w Polsce. I dotarł. Dostałem figury szachowe w szufladkach przykrytych kubańską chatką, dziesięć butelek rumu i likierów oraz pudełko cygar. Kilka tygodni później drogą morską do Gdyni dostarczono mi drewniany stół z szachownicą wykonaną z marmuru, ale nie sprowadziłem go do Krakowa. Został u publicysty szachowego Wojciecha Święcickiego - wspomina Kostro.

Jak ze wsi Moczydły trafił na światowe salony szachowe? Jego ojciec Józef był radcą prawnym w banku; studiował też matematykę. W czasie wojny prowadził tajne nauczanie, przygotowujące do matury (brał w nich udział Mieczysław Jagielski, późniejszy wicepremier, sygnatariusz z ramienia rządu porozumienia sierpniowego w Gdańsku w 1980 roku). Jego mama Franciszka była nauczycielką matematyki. To właśnie ona kupiła 15-letniemu synowi szachy, by ten zajął się czymś spokojniejszym, a nie chuliganił.

- Szachy mnie nie zainteresowały, ale podczas wakacji w Augustowie nauczył mnie w nie grać znajomy stolarz Leopold Mancewicz, który miał pierwszą kategorię szachową. Gdy wróciłem do szkoły, pochwaliłem się koledze Zbigniewowi Adulczykowi, że umiem grać. On miał czwartą kategorię. Przez rok graliśmy ze sobą codziennie po kilka czy kilkanaście partii. Ani razu nie wygrałem. Gdy organizowano mistrzostwa Białegostoku juniorów, kolega się do nich zgłosił i zachęcał także mnie. Mówił: „Przynajmniej nie będę ostatni, bo ty nim będziesz”. Wtedy wygrałem z nim po raz pierwszy w życiu. I to ja byłem przedostatni, a on ostatni - opowiada.

Trafił do Ogniwa Białystok, jego szachowym nauczycielem był Bogdan Bieluczyk.

Ojciec chciał, by studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. On chciał studiować w Krakowie, bo graczem Krakowskiego Klubu Szachistów był czterokrotny wówczas mistrz Polski Bogdan Śliwa. Nie mógł jednak ojcu wytłumaczyć, że UJ jest lepsze od UW. Wybrał więc studia na AGH. Wprawdzie metalurgia go nie interesowała, ale studia ukończył bez problemów.

Do Krakowa przyjechał po maturze, miał 17 lat. Reprezentował barwy AZS, a potem Hutnika. W tym drugim klubie był także instruktorem, kapitanem drużyny, członkiem zarządu sekcji i zastępcą kierownika sekcji.

Już jako 20-latek mógł w Warszawie zostać mistrzem Polski. Przed dwoma ostatnimi partiami prowadził z przewagą 2 punktów nad następnym rywalem. Niestety, obie przegrał.

- W ostatniej miałem wygraną pozycję. Wstałem od stołu i przechadzałem się po korytarzu. Koledzy zaczęli mnie z radości podrzucać, a gdy wróciłem do stołu, pierwszy ruch, jaki wykonałem, okazał się przegrywający - przyznaje. W efekcie był trzeci.

W 1958 roku pojechał na swą pierwszą Olimpiadę Szachową - do Monachium. Wyjazdy w latach 50. za zachodnią granicę nie były czymś standardowym. Dlatego trzej szachiści z Krakowa zostali zaproszeni na prelekcję, by w Pałacu Pod Baranami opowiedzieli o pobycie w Monachium. Dwaj z nich nie mieli na to ochoty, dlatego w roli prelegenta wystąpił 21-letni Kostro, który wygłosił odczyt dla profesorów UJ, adwokatów oraz księdza... Karola Wojtyły, późniejszego papieża.

Preferował atak pozycyjny. Dzięki dobrej technice i prawidłowej ocenie pozycji przeciwnika umiał wykorzystać zdobytą przewagę. Bardzo dobrze popisywał się w turniejach drużynowych. Dużo czasu poświęcał na studiowanie debiutów i końcówek partii. W lokalnej prasie redagował kąciki szachowe. Jako konsultant zajmował się wieloma szachistami, po latach m.in. arcymistrzem Janem- Krzysztofem Dudą z Krakowa, który nazywa go swoim „dziadkiem szachowym”.

Uczestniczył w symultanach (gra z wieloma naraz rywalami), odnosił sukcesy w szachach korespondencyjnych, grał z przeciwnikami „na ślepo” (nie widząc szachownicy).

- W 1969 roku polska sekcja stacji BBC zaprosiła mnie na symultanę na 20 szachownicach. Imprezę otworzył szef sekcji, ale potem musiał wyjść. Wrócił po zakończeniu symultany. Żałował, że nie mógł jej zobaczyć. Ustawiłem więc 20 szachownic i powtórzyłem wszystkie posunięcia - moje i rywali. Mój rekord gry „na ślepo” to 10 przeciwników. A w 1960 roku Węgier Janos Flesch zagrał z 52 rywalami. Ale taka rywalizacja jest szkodliwa dla zdrowia - mówi. I dodaje, że szachiści mają fenomenalną pamięć, ale tylko do pewnego momentu. Były mistrz świata, 47-letni Viswanathan Anand z Indii, nie jest w stanie zapamiętać tyle pojawiających się szachowych nowinek co 19-letni Duda.

W swojej karierze grał z wieloma znakomitymi zawodnikami. Jako 20-latek w Domu Kolejarza w Krakowie zremisował z Wiktorem Korcznojem, który przez ponad pół wieku odnosił sukcesy, dwukrotnie grał o tytuł mistrza świata.

W 1970 roku podczas turnieju w Tbilisi Kostro zremisował z byłym mistrzem świata Michaiłem Talem. - On grał białymi (w szachach to handicap). Musiał wygrać, żeby zająć pierwszą lokatę. Był drugi - mówi.

Mniej szczęścia miał w meczach z innymi mistrzami świata z ZSRR: w 1960 roku przegrał z byłym championem Wasilijem Smysłowem, a 10 lat później w Siegen z ówczesnym - Borysem Spasskim.

W 1968 roku w Lugano spotkał się z amerykańskim arcymistrzem polskiego pochodzenia Samuelem Reshevskym. - On był praktykującym Żydem i dlatego w sobotę mogliśmy zacząć dopiero po szabacie. Po 5 godzinach partia została odłożona w pozycji remisowej. Analizowałem ją w nocy. Nie spałem, nie jadłem. Zaczęliśmy o 9 rano. O 13 byłem pewien, że będzie remis, ale o 14 okazało się, że przegrałem. A o 15 zacząłem partię z argentyńskim arcymistrzem polskiego pochodzenia Mieczysławem Najdorfem. Trwała 5 godzin. Był remis - opowiada.

W latach 1962-1964 nie grał w turniejach. Podjął pracę w Hucie im. Lenina jako majster, potem kierownik zmiany. Później startował w turniejach, biorąc bezpłatny urlop.

Dwa razy został mistrzem Polski. W 1966 roku minimalnie triumfował w Rzeszowie. W nagrodę kierowca I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Władysława Kruczka odwiózł go do Krakowa. W 1970 zdecydowanie zwyciężył w Piotrkowie Trybunalskim.

Rok później na MP w Poznaniu przyjechał z turnieju z Holandii. Był bardzo zmęczony. Żeby odpocząć, pierwsze sześć partii szybko zremisował. Potem zaczął wygrywać, ale nie dogonił Włodzimierza Schmidta, był drugi.

Najbardziej pechowe dla niego okazały się MP w 1972 roku we Wrocławiu. Choć był w wielkiej formie, zajął dopiero 14. lokatę.

- Żeby odpocząć przed mistrzostwami, pojechałem do Zakopanego pojeździć na nartach. W ostatnim dniu złamałem żebro. Lekarz założył mi opaskę na nie. Zapytałem, czy mogę wystąpić w mistrzostwach. Zapytał, w co gram. Gdy usłyszał, że w szachy, odparł ze śmiechem, że oczywiście tak. Ale nieszczęścia chodzą parami. W turnieju było 18 zawodników, z tego chyba 14 paliło. A ja nie znoszę dymu. Krztusiłem się od niego, a to powodowało ból żebra. Przegrałem pięć partii, jedną wygrałem, resztę zremisowałem. To był początek końca mojej gry - wspomina.

Dziś szachiści mają do pomocy psychologów, masażystów, sztab trenerski. A on miał... problemy z uzyskaniem urlopu na turniej.

W 1970 roku Polski Związek Szachowy wystąpił do HiL o udzielenie mu 1,5-miesięcznego urlopu, aby mógł dobrze się przygotować do Olimpiady Szachowej w Siegen. Zgody na to nie wyrażał dyrektor huty Bohdan Kołomyjski. Pomogły dopiero interwencje prezesa PZSzach, znanego publicysty i działacza politycznego Jerzego Putramenta oraz grającego w szachy członka Biura Politycznego KC PZPR Bolesława Jaszczuka.

Na dłuższą metę nie mógł tak funkcjonować. Dlatego w 1975 roku, w wieku 38 lat, zakończył zawodniczą karierę. Musiał wybierać: albo szachy, albo koniec z zawodowym awansem. Odstawił szachownicę i awansował na szefa kontroli jakości wydziałów metalurgicznych. W kombinacie pracował do 2002 roku, dochodząc do dyrektorskiej funkcji głównego technologa.

Pytany, jak zmieniły się szachy od czasu, gdy był zawodnikiem, odpowiada: - Ja grałem z ludźmi. Teraz oni grają ze sobą, ale w tle są komputery, na których bazują. Wzrosła liczba imprez. Dziś w otwartych turniejach średniej klasy zawodnicy mają możliwość gry z mistrzem świata. Tytuły się zdewaluowały. Gdy kończyłem karierę, było około 50 czynnych arcymistrzów, a teraz jest ich ze dwa tysiące. Nigdy nie spotkałem przy szachownicy Chińczyków, a dziś są w światowej czołówce.

Podkreśla, że szachy bardzo pomogły mu w życiu. Ukształtowały charakter, uczyniły z niego innego człowieka. - Dopóki nie grałem, najpierw reagowałem, a dopiero potem myślałem o skutkach mojego zachowania. Szachy rozwinęły mnie intelektualnie, pozwoliły na obycie w świecie, wpłynęły niebywale na polepszenie pamięci.

Od 15 lat jest emerytem, a od 55 lat mężem Stanisławy, radczyni prawnej. Mieszkają w Nowej Hucie na os. Niepodległości. Mają córkę Marzenę, która mieszka koło Miami.

W 1970 roku po powrocie z turnieju w Siegen, gdzie wiele partii zremisował, czuł, że brakuje mu inwencji twórczej. Osiedlowy psycholog, który miał psa myśliwskiego, doradził mu, żeby kupił sobie podobnego. „Będziesz miał trochę ruchu” - mówił mu. Posłuchał rady. Miał już sześć psów, teraz dwa bardzo dobrze wyszkolone wyżły - węgierskiego 9-latka i niemieckiego 9-miesięczniaka.

- Szachy były i są moim nałogiem. Czytam książki, analizuję partie znanych zawodników. Moja wiedza szachowa jest dziś większa niż wtedy, gdy grałem. Myślistwo pozwoliło mi delikatnie przejść na szachową emeryturę. Poluję głównie na bażanty, kuropatwy, kaczki, dziki, lisy, kozły - teraz w rejonie miechowskim. Potem obrabiam dziczyznę, a żona ją przyrządza. Jest przepyszna - mówi członek Koła Łowieckiego Gamrat, właściciel pięknej strzelby i sztucera, który uwielbia także oglądać zawody snookera.

***

Jerzy Kostro

Ur. 25.01.1937 r. w Moczydłach (woj. podlaskie). Szachista m.in. AZS Kraków (1954-1961) i Hutnika (1962-1975), mistrz międzynarodowy. Absolwent Wydziału Metalurgii AGH w Krakowie. Wieloletni pracownik, w tym główny technolog, Huty im. Lenina (Sendzimira).

Sukcesy w kraju

12-krotnie awansował do finałów indywidualnych MP (1957-1974). Był mistrzem (1966, 1970), wicemistrzem (1971) i brązowym medalistą (1957) MP. W drużynowych MP sięgnął po srebro (1956) i brąz (1961) z AZS Kraków oraz srebro (1964) z Hutnikiem.

Starty za granicą

Reprezentował Polskę w sześciu Olimpiadach Szachowych (1958 Monachium, 1960 Lipsk, 1966 Hawana, 1968 Lugano, 1970 Siegen, 1974 Nicea), finale drużynowych ME (Bath 1973) i turniejach strefowych eliminacji MŚ (1960 Budapeszt, 1967 Vrnjacka Banja).

Normy na tytuł

W Vrnjackiej Banji i Lugano wypełnił normę na tytuł mistrza międzynarodowego (otrzymał go w 1968 roku). Według retrospektywnego systemu Chessmetrics, najwyżej sklasyfikowany był w listopadzie 1968 roku, kiedy to zajmował 125. miejsce na świecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski