Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekstremalnie

Bartosz Pudełko
Bartosz Pudełko: Przed każdą kolejną ścianą myślałem, że to na niej polegnę. A nawet jeśli nie, to nie będę w stanie już choćby doczołgać się do następnej. Ale się myliłem
Bartosz Pudełko: Przed każdą kolejną ścianą myślałem, że to na niej polegnę. A nawet jeśli nie, to nie będę w stanie już choćby doczołgać się do następnej. Ale się myliłem fot. Arkadiusz Gola
Normalnie człowiek unika wysiłku, brudu czy niebezpieczeństw. Z punktu A do punktu B najlepiej iść najkrótszą drogą (dobrze, gdyby była asfaltowa), a przeszkody ominąć. Tak nakazywałaby logika. Tutaj, gdy widzisz kawałek prostej drogi, to możesz być pewien, że twoja stopa na niej nie postanie.

Najpewniej skręcisz tuż przed nią w szuwary, żeby robić kółka po pas w wodzie z workiem piasku na plecach. Chciałem się dowiedzieć, dlaczego ludzie to robią. Co jest takiego w ekstremalnych biegach, że potrafią przyciągać tysiące osób, które z własnej woli poddają się takiemu wysiłkowi, ryzykując przy tym nie tylko zakwasy i kilka siniaków, ale nieraz i cięższe kontuzje. Po co?

Odpowiedzi szukałem na ostatnim Runmageddonie w Zabrzu. Największy cykl biegów z przeszkodami. Skompletowaliśmy drużynę! Stanęliśmy razem na starcie classica, czyli formuły, która zakłada 12-kilometrowy dystans i ponad 50 przeszkód. W teorii. W praktyce ostatnia edycja Runmageddonu w Zabrzu okazała się najtrudniejsza na tym dystansie. Przeszkód było blisko 90, kilometrów nieco więcej niż 12, a zimno i deszcz dodatkowo uatrakcyjniły potyczkę. Wielu zawodników porównywało ten konkretny bieg do hardkora, czyli Runmageddonu na dystansie 21 km. Idealny bieg na debiut.

Startujemy. Emocje buzują już od samej atmosfery. Wybiegamy z kłębów dymu z okrzykami na ustach. I uśmiechami. Jak na razie. Bieg stopniuje poziom trudności. Zaczyna się od niskich murków, basenu z wodą po kolana, jakiegoś płotu. Potem trochę biegniemy w rowie wypełnionym wodą, trochę w lesie.

Pojawia się nieco błota, trzeba przenieść jakąś oponę, wspiąć się na jakąś ściankę. Wszyscy są w szampańskich nastrojach, dowcipkują: „To kiedy będą te przeszkody?”, „Te barierki to górą czy dołem? Mogę i tak, i tak”. I sam nie wiem, w którym momencie ta piknikowa atmosfera zmieniła się w myślenie tylko o jednym. „Byle do przodu, byle do przodu”. Bo nagle stajesz pod kilkumetrową ścianą (którąś z kolei), przemoczony i zmarznięty, z kilkoma kilogramami błota na sobie i poobdzieranymi rękami. I musisz się na nią wspiąć. I myślisz sobie, że te dowcipy z początku biegu były bardzo dawno temu.

Oczywiście to nie jest tak, że bieg przestaje cię bawić. Nie, to wciąż jest niesamowita przygoda. Trudno ją zdefiniować, ale to trochę jak połączenie dziecięcej zabawy z całkiem dorosłym wyzwaniem, które ma ci pokazać, ile jesteś w stanie znieść. Rozrywka jest więc cały czas, ale w pewnym momencie dochodzi do ciebie, że równocześnie to całkiem poważna sprawa. Nie dlatego, że coś może ci się stać, ale dlatego, że nie chcesz zawieść sam siebie.

Kiedy przed startem pytałem Jara Bienieckiego, prezesa Runmageddonu, na co powinniśmy być gotowi, odpowiedział: „Na to, że już na trasie dowiecie się, że nie ma przeszkody, której nie pokonacie. Nawet jeśli wcześniej myśleliście inaczej”. I miał rację. Przed każdą kolejną ścianą myślałem, że to na niej polegnę. A nawet jeśli nie, to nie będę w stanie już choćby doczołgać się do następnej. Ale się myliłem. Po każdej przeszkodzie była kolejna, trudniejsza. I tak do mety. I wbrew swoim własnym oczekiwaniom nie poległem na żadnej. Ostatnie pokonywałem już z mieszanką złości i euforii. Euforii, bo metę już widać, a złości, bo na drodze do niej leży jakaś opona czy kontener z lodem. Ale wtedy już wszyscy wiedzieliśmy, że to tylko formalność.

Uczucia wbiegnięcia na metę ani satysfakcji, która dociera do was po opadnięciu adrenaliny, nie będę opisywał, bo nie ma to sensu. Powiem tylko, że z żadnych siniaków, stłuczeń i rozcięć nie byłem tak dumny.

Ale co z pytaniem z początku? Po co? Najpierw zadawałem je innym. Jednoznacznej odpowiedzi nie dostałem. „Dla siebie”, „żeby się sprawdzić”, „bo to lubię”. Najczęściej jednak padała: „właściwie to nie wiem”. Nie przejąłem się tym jednak, bo uznałem, że sam sobie odpowiem na to pytanie na mecie. I wiecie co? Ja też nie wiem. Ale teraz taka odpowiedź już w zupełności mnie satysfakcjonuje. Bo pytanie nie powinno brzmieć „dlaczego”, a „dlaczego nie?”.

***

12 kilometrów i 50 przeszkód. Biegi ekstremalne są dla tych, którzy nie znoszą nudy. Takich, którzy lubią się bawić i sprawdzić swoją wytrzymałość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski