Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzież ta Galicja, panie dowódco? Turcy na froncie wschodnim

Paweł Stachnik
Tureccy żołnierze w Galicji
Tureccy żołnierze w Galicji Repr. Paweł Stachnik
Historia. Sto lat temu, w 1916 r. do Galicji przybyły dwie dywizje tureckich żołnierzy. Miały one wesprzeć Austriaków i Niemców w walce z Rosjanami. Okoliczności przyjazdu i pobytu znamy ze wspomnień jednego z tureckich oficerów. Właśnie ukazały się one po polsku.

Gdy w styczniu 1916 r. ostatni aliancki żołnierz został ewakuowany z Półwyspu Gallipoli i tamtejszy front uległ likwidacji, tureckie ministerstwo wojny uznało, że sytuacja militarna Imperium jest na tyle dobra, że można pozwolić sobie na udzielenie wojskowej pomocy sojusznikom w Europie.

Odpowiednią ofertę skierowano do niemieckiego Sztabu Generalnego, a ten wyraził chęć przyjęcia wsparcia. Turcja przygotowała więc złożony z dwóch dywizji piechoty (19. i 20.) korpus, liczący niespełna 33 tys. żołnierzy. Korpus ten walczył wcześniej bohatersko na wspomnianym Półwyspie Gallipoli, broniąc go przed desantem państw Ententy. Teraz tureccy żołnierze (zwani potocznie Mehmetami) mieli trafić do... Galicji i bronić jej przed nacierającą armią rosyjską.

Gdzież ta Galicja?

Ten mało znany epizod I wojny światowej przybliża wydana niedawno książka pod intrygującym tytułem „Gdzież jest ta Galicja, panie dowódco?”. Jej autor, Mehmet Şevki Yazman, był młodym oficerem w stopniu porucznika, dowódcą plutonu w 20. Dywizji. Razem ze swoją jednostką odbył kampanię galicyjską, a dziesięć lat później, w 1928 r., spisał wspomnienia z tamtego okresu i wydał w postaci książki. Jego praca zdobyła w Turcji popularność i doczekała się kilku wydań (m.in. w 1940, 1953 i 2007 r.). Ostatnie z nich ukazało się całkiem niedawno - w 2011 r.

W Polsce o wspomnieniach Yazmana nikt nie wiedział, aż do momentu, gdy w Turcji natknął się na nie dr Piotr Nykiel z Katedry Turkologii UJ. Badacz uznał, że materiał jest na tyle ciekawy, że warto go udostępnić polskim czytelnikom. Przetłumaczył więc tekst, opracował naukowo i wzbogacił fotografiami, a książka w tym roku - w setną rocznicę przybycia Turków do Galicji - ukazała się w Krakowie nakładem wydawnictwa Wingert.

Czego możemy się dowiedzieć ze wspomnień porucznika Yazmana? Turecki korpus został skierowany do Wschodniej Galicji, na odcinek frontu ciągnący się wzdłuż rzeki Złota Lipa. Osmanie obsadzili go w sierpniu 1916 r. i przystąpili do obrony przed ponawiającymi się zaciekłymi atakami Rosjan. Armia carska była bowiem w trakcie przeprowadzanej z rozmachem ofensywy nazywanej ofensywą Brusiłowa (od autora jej planu, gen. Aleksieja Brusiłowa). W założeniu miała ona doprowadzić do przełamania frontu w Galicji, a Rosjanie nie szczędzili sił i środków, by przedrzeć się przez pozycje niemieckie, austriackie i - od niedawna - tureckie.

Okazało się jednak, że Turcy to zaprawieni w bojach żołnierze z doświadczeniem ciężkich walk na Gallipoli i wytrwale broniący swojego odcinka frontu, nierzadko zacieklej niż sąsiadujący z nimi Niemcy i Austriacy. - Wynikało to z doświadczeń wyniesionych z półwyspu, gdzie pierwsza linia obrony była często i ostatnią. Dlatego Turcy nie byli przyzwyczajeni do wycofywania się i walczyli do upadłego. Gdy więc w Galicji przyszedł rozkaz taktycznego odwrotu o kilkanaście kilometrów, dla tureckich żołnierzy i oficerów była to wręcz tragedia - mówi dr Nykiel.

Takie podejście dowództwa tureckiego korpusu, a zwłaszcza jego pierwszego dowódcy płk. Yakupa Şevkiego (Subaşı), który nie dostosował taktyki do warunków frontu wschodniego i nie bardzo chciał słuchać rozkazów niemieckiego dowództwa armii, doprowadziło do bardzo dużych strat wśród żołnierzy, podoficerów i oficerów. W ciągu całego pobytu w Galicji (od sierpnia 1916 do października 1917 r.) XV Korpus stracił aż 18 tys. żołnierzy (w tym 12 tys. zabitych).

Szok kulturowy

Sporo miejsca w swoich wspomnieniach por. Yazman poświęca szokującemu dla Turków zetknięciu się z odmienną kulturą i obyczajowością mieszkańców Galicji. - Ogromna większość tureckich żołnierzy pochodziła z prowincji i nie była wcześniej nigdzie poza Turcją. W dodatku miała wpojoną tradycyjną muzułmańską obyczajowość. Tymczasem w Galicji przyszyło im np. mieszkać w chatach razem z kobietami - opowiada dr Nykiel.

Ciekawe jest jednak to, że relacje Turków z miejscową, przeważnie polską ludnością układały się jak najlepiej. Yazman opisuje, że Mehmety szybko znalazły wspólny język z mieszkańcami wsi, w których przyszło im kwaterować. Szybko też nawiązano relacje damsko-męskie o charakterze intymnym, zdarzyło się nawet jedno turecko-polskie małżeństwo. Przybycie Turków na front wywołało sensację wśród Galicjan. Szybko przypomniano sobie jedną z przepowiedni Wernyhory. Głosiła ona, że Polska zmartwychwstanie, gdy „Turek konia napoi w Wiśle” (inna, starsza wersja brzmiała: „Gdy mahometanin napoi konia w Horyniu”). Oddziały tureckie rzeczywiście walczyły niedaleko Horynia, a w drodze na front przejeżdżały m.in. przez Kraków, gdzie zatrzymywały się na kilka godzin, żołnierze jedli posiłek, a konie były pojone wodą z Wisły. - Można powiedzieć, że przepowiednia się spełniła. Czternaście miesięcy po opuszczeniu Galicji przez ostatni turecki oddział Polska odzyskała niepodległość - mówi badacz.

Inna ciekawa obserwacja zanotowana nie tylko przez Yazmana, ale i przez tureckich korespondentów wojennych, to częsty na wsiach strach przed Turkami, wywodzący się z doświadczeń wojen z Osmanami, jakie przetoczyły się przez te tereny w XVII w. Po stu latach Turcy nadal kojarzyli się mieszkańcom Wschodniej Galicji i Podola z wojną, rabunkiem i uprowadzaniem ludzi w jasyr. Stąd początkowa obawa wielu galicyjskich włościan przed przyjmowaniem u siebie Turków. Jak jednak wynika z lektury książki Yazmana, strach ten szybko był przełamywany.

Tajemnica Kuzyka

Ciekawe jest też to, że Turcy nie wysłali do Galicji fotografa, który dokumentowałby pobyt osmańskiego wojska. Korzystali natomiast z miejscowych fotografów. We wrześniu 1916 r. krakowianin Kazimierz Kuzyk został oddelegowany do 19. Dywizji tureckiej i towarzyszył jej z aparatem do maja 1917 r. Do dzisiaj zachowało się 48 zdjęć jego autorstwa, odnalezionych w 2014 r. w Muzeum w Chrzanowie, i mających ogromną wartość.

- Od dłuższego czasu szukam informacji o tym fotografie i niewiele udało mi się znaleźć. Ustaliłem trzy jego krakowskie adresy (Zabłocie 7, ul. Rękawka 41 i pl. Jabłonowskich 20), a nawet ówczesny numer telefonu, ale nie wiem, gdzie się urodził, jakie miał wykształcenie, gdzie działał i kiedy zmarł. Udało mi się ustalić, że robił zdjęcia dokumentacyjne na potrzeby renowacji Wawelu oraz że w latach 30. XX w. wykonał trochę zdjęć obiektów architektonicznych Bielska, Białej i klasztoru na Św. Krzyżu. Poza tym nie wiemy o Kuzyku nic. Może czytelnicy „Dziennika Polskiego” wiedzą coś więcej? - zastanawia się dr Nykiel.

48 zdjęć Turków na froncie galicyjskim wykonanych przez Kuzyka trafiło do zbiorów krzeszowickiego introligatora Jana Siodłaka. Stamtąd, w ramach większego zbioru zdjęć z I wojny światowej, zakupione zostały w 1966 r. przez Muzeum w Chrzanowie im. Ireny i Mieczysława Mazarakich.

Turecka obecność na galicyjskim froncie miała bezpośrednie przełożenie na powstanie na Uniwersytecie Jagiellońskim najstarszej w Polsce turkologii. W szpitalu wojskowym nr 15 przy ul. Wrocławskiej pracowała dr Zofia Kowalska. Jej mężem był docent orientalistyki Tadeusz Kowalski, który w 1917 r. dzięki wstawiennictwu żony został zatrudniony w szpitalu jako tłumacz. W krakowskich szpitalach leczeni byli bowiem ranni tureccy żołnierze. Prof. Kowalski zaczął badać ich dialekty, wypytując o opowieści, wierszyki czy piosenki z rodzinnych stron. Teksty skrupulatnie zapisywał, podobnie jak dane i adresy żołnierzy, tak aby dialekt, którym się posługiwali można było przypisać do konkretnego miejsca. Notatki profesora zachowały się w Archiwum Nauki PAN i PAU w Krakowie. Są wśród nich np. unikatowe teksty dwóch piosenek o Galicji ułożonych przez Turków podczas pobytu tutaj.

Będzie obelisk

Z kolei w archiwum Zarządu Cmentarzy Komunalnych dr Nykiel odnalazł świadectwa oględzin pośmiertnych 10 żołnierzy XV Korpusu, w tym jednego oficera. Dokumenty są bardzo dokładne i zawierają pełną diagnozę oraz przyczynę śmierci, a w niektórych przypadkach nawet godzinę zgonu i numer sali, w której zmarł. Zmarli Turcy zostali pochowani na cmentarzu Rakowickim.

Niestety, większość z ich grobów, które znajdowały się na kwaterze XXVI przetrwała tylko do lat 50. ub.w., a później po prostu zanikła. Natomiast na kwaterze XXIII, która od początku wojny była miejscem pochówku muzułmanów - Bośniaków z armii austro-węgierskiej i rosyjskich jeńców wyznania islamskiego - w 1916 r. pogrzebano dwóch pierwszych zmarłych w Krakowie Turków. Znajduje się tam symboliczny nagrobek, przy którym co roku 18 marca odbywają się uroczystości z okazji Dnia Poległych. Biorą w nich udział tureccy dyplomaci i przedstawiciele Katedry Turkologii UJ.

- Trwają ustalenia między ambasadą Turcji a władzami lokalnymi, by na kwaterze pojawił się obelisk z nazwiskami i numerami jednostek tureckich żołnierzy pochowanych na Rakowicach - mówi dr Nykiel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski