Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żałoba trwa w naszej polskiej tradycji rok, ale o zmarłych pamiętamy przez całe życie

Rozmawiała Bogna Skarul
1 listopada obchodzimy dzień Wszystkich Świętych, 2 listopada Dzień Zaduszny. Tradycyjnie odwiedzamy w Polsce cmentarze, aby ozdobić groby swoich bliskich kwiatami i zapalić znicze
1 listopada obchodzimy dzień Wszystkich Świętych, 2 listopada Dzień Zaduszny. Tradycyjnie odwiedzamy w Polsce cmentarze, aby ozdobić groby swoich bliskich kwiatami i zapalić znicze fot. 123RF
Rozmowa. Wszystkich Świętych w Polsce wcale nie jest świętem ponurym. Jest pełne melancholii, zadumy, ale jest też świętem rodzinnym, poprzez wspomnienia i spotkania przy grobach - mówi psychoterapeutka Anna Borkowska.

- 1 listopada w Polsce jest smutnym świętem. Nie wszędzie tak jest. Dlaczego u nas obchodzimy je w smutku?

- To, że otacza nas 1 listopada smutek, jest uwarunkowane kulturowo. Ale nie do końca jest chyba tak, że te nasze polskie tradycje związane z tym świętem są ponure. Może warto na to spojrzeć trochę inaczej. Samo odwiedzanie grobów, choć jest takim czasem melancholii, jednocześnie jest czasem na wspomnienia o osobach, które odeszły. To jest także czas na rozmowy o zmarłych, na oglądanie ich zdjęć i w końcu na wspólne, rodzinne spotkania przy grobie. To jest także czas na umacnianie więzi rodzinnych. Nie ma przecież prawie świąt w Polsce, kiedy Polacy tak gremialnie, jak właśnie 1 listopada, podróżują po kraju, aby odwiedzić groby. Przemieszczamy się z północy na południe, ze wschodu na zachód i odwrotnie. I w tych dniach nie tylko odwiedzamy groby bliskich zmarłych, ale spotykamy się z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Tego dnia mamy po prostu wielką potrzebę konsolidacji. A to wcale ponure nie jest.

- Jednak to święto zahacza o śmierć, która co prawda jest nieuchronna, ale boli. Jest sposób na to, aby tak nie bolała?

- Śmierć bliskich to jest zawsze takie stanie przed bramą swojej śmierci. To jest doświadczanie własnej śmiertelności. Bo kiedy umierają nam dziadkowie, to wydaje się nam to bardzo odległe, ale przychodzi moment, kiedy żegnamy rodziców. Wtedy jeszcze zachowana jest dla nas naturalna kolejność życia. Potem jednak przychodzi czas, że umierają osoby w naszym wieku i to nagle do nas dochodzi. Wtedy uświadamiany sobie własną ulotność, własną śmiertelność. „Dowiadujemy” się, że prawa biologii nas nie ominą. Mamy poczucie utraty kontroli, odczuwamy zagrożenie, brakuje nam bezpieczeństwa.

- Można się do tego przygotować?

- To zależy od tego, jak się żyje. Jest takie powiedzenie: „jakie życie, taka śmierć”. Czy żyjemy świadomie, czy negujemy śmierć. Jak mocno jesteśmy przywiązani do tego, co jest tu i teraz.

- Powinniśmy myśleć o śmierci?

- Powinniśmy być świadomi śmierci. Rozmyślać? To jest tak, że każdy ma swoją potrzebę zastanawiania się nad tym, ale każdy z nas powinien wiedzieć, że kiedyś umrze. A te wszystkie obyczaje związane ze świętem 1 listopada mają właśnie za zadanie oswojenie nas ze śmiercią.

- Jakoś naturalnie przyjmujemy śmierć dziadków, później rodziców, ale niektórych z nas dotyka śmierć dziecka czy partnera...

- I to jest nienaturalne. To jest bardzo trudny moment dla każdego, bo to jest taka bardziej bolesna konfrontacja z przemijaniem. Oczywiście żałobę inaczej przechodzą dorośli, inaczej dzieci, inaczej, gdy to jest śmierć nagła, a inaczej, gdy w jakimś stopniu oczekiwana. Ale nigdy nie da się do tego przygotować, nie da się tego oswoić.

- Ale jak sobie radzić z bólem?

- Dobrze jest zrozumieć, jak przebiega cały proces żałoby, jakie ma momenty, fazy. Pierwszy etap to szok i gwałtowne otępienie. Wtedy jesteśmy jeszcze zaangażowani w rzeczy związane ze śmiercią. Angażujemy się w organizację pogrzebu. Jesteśmy tak zszokowani, że działamy niejako na takim autopilocie. Nie jesteśmy sobą. Ktoś mówi, że jest zaskoczony, że ktoś inny tak dobrze znosi tę śmierć, że jest bardzo konkretny. Ale to jest szok. Ta osoba wydaje się być całkiem zaradną, ale kiedy mija pogrzeb i rozjeżdżają się goście, następuje druga faza. To moment tęsknoty i żalu, takiej prawdziwej rozpaczy, poszukiwania, gniewu na siebie, że się czegoś nie powiedziało, że czegoś się nie zrobiło, albo że się zrobiło nie tak. Wtedy przychodzi poczucie winy i odpowiedzialności.

- Zawsze tak jest?

- Tak. To jest proces weryfikacji mojej relacji z osobą zmarłą. Wtedy występuje także bardzo duża złość, że nas ta osoba opuściła, zostawiła. I pojawia się wtedy wielka potrzeba spotkania ze zmarłym. To następuje na przykład we śnie, albo ktoś mówi, że słyszał jego kroki, albo widział gdzieś na ulicy. To cierpienie emocjonalne tak mocno zaznacza się w naszej duszy, że dążymy do spotkania z tą osobą.

- Ta druga faza jak długo trwa?

- To zależy od tego, kto umarł, jaka była nasza relacja i jaki poziom wrażliwości my mamy.

- Często po śmierci bliskiej osoby mówi się, że aby stanąć na nogi, potrzebny jest czas.

- Tak. W naszej kulturze żałoba trwała rok. Ten rok potrzebny był po to, aby minęła pierwsza Wielkanoc, Wigilia, pierwsze 1 listopada. Po to, aby cały rok i te wszystkie uroczystości, święta i rocznice się domknęły. Później jest już łatwiej. Bo pierwszy raz to jest takie zderzenie z czymś, czego jeszcze nie było. Tę nową sytuację musimy sobie w głowie poukładać. Kolejna faza, trzecia, miesza się z drugą. To faza dezorganizacji i rozpaczy, kiedy dochodzi do nas, jak wielką stratę odejście osoby bliskiej w naszym życiu uczyniło. Jesteśmy wtedy zdezorganizowani, rozpaczamy. Przypominamy sobie różne rzeczy, różne zdarzenia. Mamy zachwiane poczucie bezpieczeństwa, bo jeśli ktoś odszedł, to może wszyscy tak odejdą. I nagle zastanawiamy się, jak swoje życie ułożyć. Uświadamiamy sobie, że to, co kiedyś było dla nas ważne, przestaje być już takie istotne. Zmienia się świat wartości.

- Co potem?

- Jest czwarta faza, tzw. reorganizacja, najczęściej po roku, kiedy zaczynamy rozumieć, że już nic się nie da zrobić. Dochodzi do nas, że pożegnaliśmy kogoś, ale my ciągle żyjemy. I przychodzi taki moment, że zaczynają nas cieszyć drobne rzeczy, że je zaczynamy dostrzegać.

- A jak postępować z dziećmi, które straciły kogoś bliskiego?

- Dzieci zupełnie inaczej przeżywają żałobę niż dorośli. I tak jak dorosły po stracie nie jest zdolny do ponownego nawiązywania podobnych relacji, tak dziecko często sprawia wrażenie, jakby nie przeżywało straty, albo jakby w pewien sposób dążyło do zastąpienia tamtych relacji inną. Można to zaobserwować w relacjach ze zwierzakiem. Kiedy odchodzi ukochany piesek, to dziecko następnego dnia chce mieć już nowego psa. Wcale nie dlatego, że nie potrafi przeżywać śmierci, ale właśnie dlatego, że nie ma zdolności do wytrzymania cierpienia. Jest mu tak trudno utrzymać to cierpienie, z jakim my dorośli już sobie radzimy, jest mu tak źle, że chce, aby natychmiast przestało boleć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski